Название: Wieczne strapienie
Автор: Jacek Leociak
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Poza serią
isbn: 9788381911306
isbn:
Używam sformułowania „jedynie słuszny” z premedytacją, ponieważ przywodzi ono na pamięć partyjny język PRL. Ta analogia jest mi bliska. Postrzegam Kościół instytucjonalny na obraz i podobieństwo PZPR. Analogia Kościół–PZPR jest jednak ułomna i nie wystarcza, by opisać charakter tego urzędu o feudalnej strukturze hierarchicznej opartej na bezwzględnym posłuszeństwie, strzegącego swych korporacyjnych i na wskroś ziemskich interesów, ochraniającego swoich ludzi przed odpowiedzialnością (mafijna omerta), przeżartego biurokracją, dotkniętego piramidalną hipokryzją oraz nieposkromioną żądzą władzy i bogacenia się, pielęgnującego seksualne obsesje. To duża kondensacja i ciemne barwy, zgadzam się. Ale w pewnym rozrzedzeniu wszystkie te cechy są doskonale widoczne.
Na fali oburzenia po filmach braci Sekielskich wielu katolików otwartych wyraża nadzieję, że przejrzystość i jawne kryteria zarządzania mogą naprawić Kościół. Ja zaś uważam, że Kościół przez setki lat doskonale radził sobie bez przejrzystości i jawności – i teraz też sobie poradzi. Więcej, uważam, że przejrzystość prześwietliłaby Kościół tak radykalnie, że mógłby w ogóle zniknąć jako instytucja, którą znamy od wieków. A wtedy skończyłyby się wreszcie okresy błędów i wypaczeń w Kościele. I wolni ludzie mogliby wierzyć w takiego czy innego Boga albo w coś, co daje im siłę i nadzieję, kochać bliźniego i czynić dobro bez pośrednictwa urzędu, który twierdzi, że jest niezbędny do ich zbawienia. Nie wydaje mi się, choć mogę się mylić, żeby to pośrednictwo urzędu było konieczne i żeby nie było zbawienia poza Kościołem. Czym jest zbawienie? Nie wiem.
A Wam cóż powiem, moi przyjaciele katolicy otwarci? Po pierwsze, cieszę się, że jesteście. Po drugie, przypomnę Wam, jak Jezus wyrzucał przekupniów ze świątyni. Opowiadają o tym bądź o podobnym wydarzeniu wszyscy czterej ewangeliści. A więc to ważne. Egzegeci spierają się, kiedy to się stało, ale przeważa pogląd, że było to tuż po triumfalnym wjeździe Jezusa do Jerozolimy przed świętem Paschy, przed męką i ukrzyżowaniem. U świętego Jana Jezus odpowiada oburzonym Żydom: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”, czyli objawia swą godność mesjańską.
W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!” (J 2,14–16).
Opis świętego Jana zawiera najwięcej szczegółów, ma swoją porywającą dramaturgię i siłę, jest gorący. Bliski też jest dla mnie głos psalmisty, przywołany przez świętego Jana: „Gorliwość o dom Twój mnie pożera” (Ps 69,10). Pozostali ewangeliści wypadają blado. Poza tym tylko święty Jan wspomina, że Jezus sporządził sobie bicz ze sznurków, co bardzo mi się podoba. Kiedy dzieją się rzeczy skandaliczne, kiedy świątynię zamienia się w targowisko próżności i zgorszenia, trzeba reagować stanowczo, ostro, jednoznacznie. I mocno! Biczem!
Dla mnie podstawowe pytanie brzmi: czy krytyka Kościoła ze strony katolików otwartych w jakikolwiek sposób na ten Kościół wpływa? I w jaki? Czy postawa otwartych środowisk katolickich, takich jak „Więź”, „Tygodnik Powszechny”, „Znak”, „Magazyn Kontakt”, ma jakiekolwiek znaczenie dla kościelnego establishmentu? Czy afirmacja Kościoła jako rzeczywistości ziemsko-niebieskiej, Mistycznego Ciała Chrystusa, jako szafarza sakramentów niezbędnego do zbawienia, nie legitymizuje nagannych i mało mających wspólnego z Ewangelią działań Kościoła instytucjonalnego? Fascynuje mnie ten paradoks: dobrzy chrześcijanie muszą (sakramenty święte), a zarazem chcą przyznawać się do – w moim pojęciu – złej i niechrześcijańskiej instytucji Kościoła. Nie mogą się bez niej obyć. Bez wiary nie jestem oczywiście w stanie tego zrozumieć.
Wydaje mi się, ale mogę się mylić, że droga, jaką obrały te środowiska, jest drogą do katakumb (w których katolicy otwarci tkwią od dawna). Ale katakumby to według mnie bardzo dobry kierunek. Tam kiełkowało chrześcijaństwo bez Banku Watykańskiego, Kurii Rzymskiej i bez Konferencji Episkopatu Polski. Moi Drodzy, zaczynajcie więc jeszcze raz. Może nie popełnicie tych strasznych błędów.
Oto mój akt skruchy. Skłonił mnie do niego poznański naukowiec apelujący do polskich naukowców. Więc skruszam się jak polski naukowiec przed polskim naukowcem. Oto prośba o modlitwę o nawrócenie polskich naukowców:
Na koniec zwracam się z prośbą do czytelników, internautów i w ogóle ludzi dobrej woli o żarliwą modlitwę połączoną z postem w intencji wypędzenia złego ducha kosmopolityzmu z naszych uczelni wyższych, szczególnie uczelni ekonomicznych. Zły duch kosmopolityzmu chce nam bowiem obrzydzić i ośmieszyć w obszarze nauki przywiązanie do wartości katolickich i patriotycznych opartych na Dekalogu. Warto pamiętać, iż złego ducha kosmopolityzmu i najbardziej zwyrodniałego, złośliwego złego ducha internacjonalizmu zwanego też „gangreną zboczenia” możemy wyplenić i strącić do piekła ufną modlitwą. Magdalena Micińska w swojej książce Zdrada, córka nocy. Pojęcie zdrady narodowej w świadomości Polaków w latach 1861–1914 określa zjawisko zboczenia w sposób następujący: „Brak poczucia łączności z własnym narodem, jego tradycją i przyszłymi losami”.
Szczególnie proszę o codzienny różaniec oraz praktykowanie nabożeństw Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca, czyli wynagradzanie za pięć rodzajów zniewag i obelg wyrządzanych niepokalanemu Sercu Maryi.
Obudź się, Polaku! Powstań, polski naukowcu! Nie daj się. Nie poddawaj się pokusie, ułudzie kosmopolityzmu i internacjonalizmu, przed którą przestrzegał nas prymas Tysiąclecia Polski kardynał Stefan Wyszyński. Wszyscy Polacy w tych czasach fatimskich jako jedna polska biało-czerwona rodzina pokażmy wielką jedność i wiarę w niezwyciężoną, potężną Polskę. Po modlitwie zaśpiewajmy z całych sił i donośnym głosem Rotę Marii Konopnickiej. Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, tak nam dopomóż Bóg.
prof. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu
dr hab. Eryk Łon, członek Rady Polityki Pieniężnej
„Zły duch kosmopolityzmu” – to ja. „Gangrena zboczenia” – to o mnie. „Obrzydzić i ośmieszyć wartości katolickie” – to też o mnie. Zastanawiam się, skąd profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu doktor habilitowany Eryk Łon – od 2015 roku członek Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę, członek rady naukowej Spółdzielczego Instytutu Naukowego powiązanego z systemem spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych (SKOK), członek Rady Polityki Pieniężnej (w kadencji 2016–2022) – mnie zna? Bo ja go nie znam. Choć wiem, że w 2018 roku opublikował w Wydawnictwie Zysk i S-ka książkę przepojoną wartościami pod tytułem Patriotyzm gospodarczy. Chcę się więc włączyć w „żarliwą modlitwę połączoną z postem”, żeby nie być „strąconym do piekła” przez prof. UEP dr. hab. Eryka Łona. Ja chcę mieć „łączność z własnym narodem i jego tradycją”, dlatego razem z prof. UEP dr. hab. Erykiem Łonem będę codziennie odmawiał różaniec oraz „praktykował nabożeństwa Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca”. Co ja mówię: pięciu?! Dlaczego pięciu?! Ja będę praktykował nabożeństwa Dziesięciu Pierwszych Sobót Miesiąca! „Powstań, polski naukowcu!” – woła do mnie prof. UEP dr hab. Eryk Łon. Ja mu odpowiadam: „Wyklęty powstań ludu ziemi,/ Powstańcie, których dręczy głód”.
Śmieję się, żeby nie płakać.
Gdybym СКАЧАТЬ