Nigdy nie pozwolę ci odejść. Katy Regnery
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie pozwolę ci odejść - Katy Regnery страница 21

Название: Nigdy nie pozwolę ci odejść

Автор: Katy Regnery

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378898481

isbn:

СКАЧАТЬ trzymała Jonaha za rękę, przechodząc przez labirynt samochodów; nie zauważyła zbyt wielu innych kobiet, lecz tu i ówdzie napotkała wzrok innej dziewczyny, głównie opartej o swojego mężczyznę, palącą papierosy i patrzącą na nie spode łba, gdy wraz z Tiną przechodziła obok.

      Atmosfera była napięta i niezbyt przyjacielska. Griselda trzymała się blisko Jonaha, którego Quint prowadził bliżej ringu stworzonego ze snopków siana. Tam tłum się zagęszczał. Zauważyła, że kilku mężczyzn odsuwało się, by Quint mógł przejść, pozdrawiając go i sprawiając pozory szacunku, jakby był kimś ważnym. Jak się potem okazało, był kimś ważnym. On i jego syn Clinton byli bukmacherami.

      – Dlaczego tak długo cię nie było, tato? – zapytała jasnowłosa, młodsza wersja Quinta, która czekała pod stogami siana, służącymi jako pierwszy rząd. W ręku trzymał notes i zaciekle zapisywał w nim zakłady.

      – Spotkałem tych studencików w Rosie’s.

      Clinton przesunął wzrokiem pełnym pogardy po ubranych w koszulki polo i bojówki Jonahu i Shawnie. – Studenciki, hę? Widzę, że przyprowadziliście swoje kobiety, ale czy wzięliście też swoje portfele?

      Ani Jonah, ani Shawn nie byli studentami, lecz praca w firmie kablowej w stolicy pozwalała im obu na prowadzenie życia, które mogłoby wydawać się dostatnie takim ludziom jak ci, którzy zebrali się na tym polu, pomyślała Griselda. W tym przekonaniu utwierdziła ją podarta, za ciasna koszulka Metalliki i znoszone buty Clintona. Gdy przyglądała się tatuażowi stokrotki znajdującemu się między jego kciukiem a palcem wskazującym, poczuła, jak jego wzrok ląduje na niej i zatrzymuje się na chwilę.

      – Hej – rzucił. – Czy ja cię skądś znam?

      – Kurwa mać – mruknął Jonah. – Znów się zaczyna.

      Shawn zachichotał, zabrał butelkę wina od Tiny i wziął łyka.

      – Wygląda znajomo, prawda? – zapytał Quint, spoglądając na syna, a potem na Griseldę.

      – Tak – odrzekł Clinton, delikatnie i ostrożnie, jakby starał się przypomnieć, skąd ją zna. – Jesteś stąd?

      – Nie – odpowiedziała Griselda. Włosy stanęły jej na karku.

      Clinton zmrużył oczy, przysuwając się bliżej, ale Jonah sięgnął ręką i położył dłoń na jego piersi.

      – Jesteś już wystarczająco blisko, koleś.

      Clinton powędrował wzrokiem do dłoni Jonaha, a następnie do twarzy.

      – Może i nie jestem tak wielki jak Seth czy Eli, ale jeśli nie zabierzesz swojej pierdolonej łapy, to sam ją zabiorę.

      Jonah przyglądał się przez chwilę twarzy Clintona, po czym uśmiechnął się i odsunął dłoń.

      – Mężczyzna ma prawo bronić swojej kobiety.

      – Dlatego nie leżysz jeszcze na ziemi – odrzekł Clinton, znów przez moment, spoglądając na Griseldę, aż wreszcie pokręcił głową, jakby jego podświadomość nie była w stanie rozwiązać tej tajemnicy.

      Griselda była zniesmaczona zachowaniem Jonaha, który za wszelką cenę chciał pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną. Była też ponownie zdezorientowana zachowaniem Quinta i jego syna. Cholera, dlaczego ci mężczyźni twierdzili, że ją znają? Nadwyrężała swój umysł, próbując przypomnieć sobie, czy Caleb Foster kiedykolwiek robił zdjęcia jej i Holdenowi, ale niczego takiego nie mogła sobie przypomnieć. Potem jednak przypomniała sobie coś innego. Opadła jej szczęka i zawstydzona wbiła wzrok w ziemię.

      Oczywiście.

      Wzdłuż całej polnej drogi, przy której ona i Holden zostali porwani, wisiały rozwieszone przez policję plakaty z twarzami zaginionych dzieci. Widziała jeden z nich na tablicy ogłoszeń w biurze szeryfa Charles Town, gdy tam dotarła. Jeżeli ten mężczyzna i jego syn mieszkali w okolicy przez całe życie, pewnie widzieli zdjęcie dziesięcioletniej Griseldy, wywieszone na lokalnej poczcie, w banku, barze lub pralni. Wszędzie. Dlatego wyglądała znajomo, ale nie mogli jej dokładnie rozpoznać. Dlatego mrużyli oczy, chcąc ujrzeć ją w innym świetle, chociaż nie zdawali sobie z tego sprawy. Poczuła ucisk w żołądku.

      Wzięła głęboki wdech by się uspokoić, lecz zapach tytoniu, dymu, alkoholu i męskiego potu wypełniły jej nozdrza. Przykładając dłoń do twarzy, zwymiotowała do swoich ust, pochylając się lekko, w razie gdyby coś jej się ulało. Rozpaczliwie próbując się nie ośmieszyć, połknęła zwrócone frytki i piwo, po czym spojrzała na Tinę w samą porę, gdy ta zdała sobie sprawę, co zaraz się stanie. Złapała Griseldę za ramię i odciągnęła od Jonaha.

      – Co jest? – zapytał Jonah, łapiąc ją za drugie ramię i przyciągając do siebie.

      – Zaraz zwymiotuje, Jonah! Cholera jasna, puść ją!

      Griselda spojrzała na Jonaha. W tym momencie żołądek znów podszedł jej do gardła i przeszedł ją dreszcz. Zgarbiła się, a jej policzki wypełniły się wymiotami.

      – Tak, dobrze. Przepraszam. Pomożesz jej, Tina? Myślę, że zaraz zacznie się walka.

      – A myślisz, że co próbuję zrobić?

      To najgroźniejsze wcielenie dobrodusznej Tiny, jakie kiedykolwiek widziała. Była wdzięczna jej za to, że zabrała ją z daleka od Jonaha i Shawna. Było jej niedobrze i potykała się o nierówną ziemię, lecz wiedziała, że gdy tylko ucieknie od tłumu, Quinta i Clintona, i weźmie kilka głębokich wdechów, wszystko będzie w porządku. Była tego pewna.

      Tina puściła nadgarstek Griseldy i objęła ją ramieniem, prowadząc w stronę pojedynczego snopka siana na małym wzgórzu, prawie ukrytym w cieniu, około sześć metrów od parkingu. Z tego miejsca, gdzie siedziały, miały widok na część ringu, a gdyby wstały, widziałyby cały obszar walk. Mogły tam odpocząć i ponownie dołączyć do Jonaha i Shawna po zakończeniu walki. Gdy Griselda usiadła, Tina wepchnęła jej na kolana butelkę słodkiego wina.

      – Chciałabym móc zaoferować ci miętówkę albo wodę, kochanie, ale mam tylko to.

      Griselda przyjęła butelkę z wdzięcznością, trzymając ją między udami, po czym wzięła kilka głębokich oddechów. Nadal czuć było zapach benzyny i dymu, lecz już mniej intensywnie. Mogła wreszcie wypełnić płuca powietrzem, a jej żołądek się uspokoił.

      – Dzięki – powiedziała, oddychając powoli. – Wiszę ci przysługę.

      – Nie ma problemu – odpowiedziała Tina, siedząc przy niej na ziemi. – Wymioty i sandały do siebie nie pasują.

      Griselda zaśmiała się lekko i przytaknęła.

      – Wiesz co? – kontynuowała Tina, wyciągając z torebki papierosa i podpalając go. – Staram się dostrzegać dobro w innych ludziach, ale twój chłopak to twardy orzech do zgryzienia, nieprawdaż?

      Griselda wzruszyła ramionami, otworzyła butelkę wina i przyłożyła СКАЧАТЬ