Название: To nie jest hip-hop. Rozmowy II
Автор: Jacek Baliński
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 978-83-948551-4-7
isbn:
Już od pierwszej solówki, czyli „Opowieści z betonowego lasu”, nie boję się mówić o tym, co myślę. W 2002 roku rapowałem na przykład: „W telewizji znowu Miller, kup do dobrobytu bilet / Czasem są takie chwile, że czuję się debilem” [cytat z utworu „Krótki przekrój Babilonu” – przyp. red.]. Wystarczy, że podmienię teraz Millera na Morawieckiego, i ten tekst nadal będzie aktualny. W Polsce artyści są ostrożni, jakbyśmy żyli w ustroju totalitarnym – a ja uważam, że powinni manifestować swoje poglądy. Ja się z moimi nie ukrywam – nie są one zresztą rewolucyjne. Jestem centrowo-zdroworozsądkowy, a może nawet centro-prawicowy z lewicującymi poglądami. Tak mi się wydaje.
Jest taka słynna anegdotka z Michaelem Jordanem, który w 1990 roku odmówił udzielenia poparcia w wyborach w jego rodzinnym stanie Harveyowi Ganttowi – czarnoskóremu demokracie, który rywalizował z rasistowskim senatorem Jessem Helmsem. Stwierdził: „Republikanie też kupują buty” [nazwiskiem koszykarza sygnowany był kultowy model obuwia firmy Nike]. To pokazuje, jak łatwo wpaść w pułapkę, gdy czyjeś pozycja oraz zarobki zależą od popularności wśród fanów, którzy – siłą rzeczy – mają różne poglądy.
To prawda. Wśród rodzimych artystów zauważam wielu takich, którzy głupkami nie są, bo w świadomy sposób pokierowali swoimi karierami. Są po prostu konformistami. Gdzie wiatr zawieje, tam ich poniesie. Jak mogę to skomentować?… Mogę się za tych ludzi tylko pomodlić. Przykro mi jest – i tyle. Zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, że w obecnych czasach hip-hop znów ma jakąś rolę do odegrania. W czasach różnorakich problemów i wielu przemian społecznych rap powinien być jedną z pierwszych gałęzi sztuki, która bije na alarm i każe się społeczeństwu zastanowić. Rap jest blisko ulicy i ludzi, więc powinien mieć rolę edukacyjną. Powinien przeciwstawiać się złu.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że ty nie ugiąłeś się pod naporem nienawiści, która wylała się po publikacji wspomnianego już postu o uchodźcach. Udzieliłeś za to kilku wywiadów, tłumacząc, na czym polega ksenofobia.
Przed czym miałem się ugiąć? Przed wpisami…? Wiem, na czym polega relacja nadawca–odbiorca. Jeśli się zmieniam, to robię to dla siebie. Nie przemawia do mnie obecny trend, w myśl którego twórcy i słuchacze tworzą wielką, szczęśliwą rodzinę. Staram się zachować szczerość wobec słuchacza, ale nie interesuje mnie, na co ten słuchacz ma ochotę. Jeśli nie będzie chętnych do słuchania mojej muzyki, to po prostu zajmę się czymś innym. Rozłożę stoisko z pomidorami, ale nie będę się wdawał w polemiki z fanami w internecie.
Nie zrozum mnie jednak źle: ja wprost uwielbiam rozmawiać z ludźmi, którzy mają skrajnie inne poglądy niż moje. W to mi graj! Jakiś czas temu po koncercie w Dublinie wróciłem do hotelu i natknąłem się na Pawła Kukiza oraz kilka innych osób z podobnym do jego spojrzeniem na świat. Zaczęliśmy toczyć dyskusję, ale po półtorej godziny zostałem sam. Ludzie niestety nie lubią się konfrontować z innymi poglądami. Większość by chciała, żeby wszyscy na wszystko patrzyli w ten sam sposób, tymczasem w mojej opinii to dopiero na etapie dysputy i wymiany poglądów kształtuje się społeczeństwo. Mnie osobiście jest bliżej do społeczności, a dalej do narodu.
Wracając jeszcze do twojego pytania – mnie nie ruszają nienawistne komentarze skierowane w moją stronę. Mogą mi jechać, a po mnie to spływa. Łamałbym jednak palce za komentarze obrażające moją żonę czy w ogóle rodzinę. Nie pokazuję zbyt często swoich dzieciaków w necie, żeby nie musiały odczuwać tego szlamu. Przy moich zasięgach człowiek zdaje sobie sprawę, że rozmawia z tłumem. Wielu raperów pieprzy głupoty, że zawdzięczają wszystko temu tłumowi, ale ja tego zupełnie nie kupuję. Mnie się trudno rozmawia z tobą, a co dopiero z kilkuset tysiącami osób na moim fanpage’u.
Ucinając ten wątek – powiedziałeś wcześniej, że trzymiesięczny pobyt w Nowym Jorku był dla ciebie pierwszą wizytą w wielkim świecie. Wcześniej jednak miałeś okazję też odwiedzić z rodzicami Paryż, o czym wspominałeś mi swego czasu w innym wywiadzie: „Miałem kilkanaście lat, kiedy [mama] zabrała mnie do Luwru i przeciągnęła przez każdą możliwą wystawę. Nudziło mnie to strasznie. To była w zasadzie moja pierwsza podróż na Zachód i bardziej mnie interesowało, żeby pograć w kosza z czarnoskórymi czy coś kupić od Arabów. Coś jednak we mnie zostało i zakiełkowało”.
Nie ma w życiu przypadków. Mama, która była fanką malarstwa i – ogólnie rzecz ujmując – kobietą o szerokich horyzontach, przeciągnęła mnie po Luwrze, doprowadzając mnie do płaczu. Jako nastolatek nie interesowałem się sztuką inną niż rap. Malarstwo nudziło mnie do bólu, jednak zasiane przez mamę ziarno rozkwitło we mnie po trzydziestce i otworzyło mi głowę. Stałem się wielkim fanem malarstwa. Od małego jarałem się street artem i graffiti, ale to była jednak pochodna hiphopowej zajawki. Obecnie, jak tylko mam okazję, chodzę na wystawy, przeglądam albumy o sztuce…
Kolekcjonuję też obrazy, ale nie jak typowy kolekcjoner sztuki, który porusza się po rynku i obraca obrazami niczym akcjami. Czasem coś kupię, czasem ktoś mnie obdaruje. Nad biurkiem w moim domu wisi obraz pod tytułem „Wszyscy święci”. To był pierwszy obraz, jaki kiedykolwiek kupiłem – w zabawnych zresztą okolicznościach. Któregoś razu byłem w jednej z knajp na wrocławskim rynku, nawalony jak bela. Na ścianie wisiał ów obraz i tak długo namawiałem właściciela restauracji, żeby mi go sprzedał, aż w końcu się ugiął (śmiech). Nie był to zresztą pierwszy i ostatni raz, kiedy w taki sposób wszedłem w posiadanie jakiegoś obrazu. Gdy coś mi się podoba, muszę to mieć. Jak sroka.
Twoja fascynacja malarstwem dała o sobie znać przy okazji płyty „Magnum Ignotum: Preludium” z 2015 roku. Pod wpływem czego wpadłeś na pomysł, aby każdy utwór był zobrazowany we wkładce wybranym dziełem sztuki? Sięgnąłeś po prace takich sław jak Paul Gauguin, Claude Monet czy Jacek Malczewski. Głęboko musiałeś sięgnąć do kieszeni, aby uzyskać zgody na wykorzystanie ich obrazów?
Po kolei: byłem któregoś razu w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu na wystawie, na której wpadł mi w oko jeden z eksponatów. Uparłem się, że muszę skontaktować się z mieszkającą w Paryżu autorką obrazu i kupić go od niej. Styl, w jakim został namalowany ten obraz, przywodził mi nieco na myśl filmy Stanleya Kubricka. Pomyślałem, że – bazując na tym obrazie – można byłoby stworzyć okładkę mojej kolejnej płyty. Później jednak okazało się, że nie możemy tego zrobić, ale postanowiłem, że tak czy inaczej zostaniemy przy malarstwie. Po jakimś czasie wpadła mi w oko rycina, która została zamieszczona w wydanej w 1888 roku książce „L’atmosphère: météorologie populaire”. Limps, czyli nadworny grafik Szpadyzor Records i El Polako, wziął tę ilustrację na warsztat i opracował w taki sposób, by zawarte w niej zostały elementy mojego życia. Efektem tego na okładce można ujrzeć, jak wykraczam poza swoją bezpieczną sferę, zaczynam dostrzegać świat i czegoś się o nim dowiaduję. Uważam zresztą, że każdemu powinna taka idea przyświecać. Jak już czegoś się nauczyło, warto to porzucić i zająć się czymś innym. Warto iść dalej.
Jeśli chodzi o pozostałe obrazy użyte we wkładce, to staraliśmy się dobrać takie reprodukcje, СКАЧАТЬ