To nie jest hip-hop. Rozmowy II. Jacek Baliński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To nie jest hip-hop. Rozmowy II - Jacek Baliński страница 6

Название: To nie jest hip-hop. Rozmowy II

Автор: Jacek Baliński

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-948551-4-7

isbn:

СКАЧАТЬ (śmiech). Ostatecznie wyszło chyba całkiem fajnie. Formuła muzyki filmowej zwalnia z myślenia w kategorii piosenek, które muszą mieć przystępną formę. Bez różnicy, czy tworzy się hip-hop, pop czy rock; utwór, choćby i był instrumentalny, musi być przyswajalny, żeby zyskał popularność. Przy produkcji filmu byłem tylko częścią dużej drużyny, co zdjęło ze mnie presję. Obraz i dialogi stanowiły dla mnie punkty odniesienia.

      Na potrzeby filmu stworzyliśmy też z Pezetem kawałek „Co jest ze mną nie tak”, który bardzo pomógł w promocji. Klasyczny case rodem z lat dziewięćdziesiątych: promujący film utwór z teledyskiem, w którym pojawiają się przebitki z filmu, co pomogło podnieść świadomość dotyczącą fabuły. Przykład współpracy, która wyszła na dobre obu stronom, bo film promował piosenkę, a piosenka – film. Swoją drogą, nie wierzyłem, że Pezet zgodzi się nawinąć pod zaproponowany przeze mnie szybki, dziwny instrumental. Tak samo nie spodziewałem się sukcesu naszego kawałka, bo – owszem – byłem przekonany, że to fajny numer, ale sądziłem, że jest jednak zbyt ciężki. Łukasz z żoną Natalią, producentką kreatywną filmu, mieli nosa, przeczuwając, że to właśnie „Co jest ze mną nie tak”, a nie utwór Nicka Cave’a, który mieli w odwodzie, sprawdzi się w scenie, w której został ostatecznie umieszczony [postać grana przez Piotra Żurawskiego tańczy do utworu Czarnego HIFI i Pezeta; scena stała się symboliczną kwintesencją filmu o dorastaniu młodych ludzi w wielkomiejskiej scenerii – przyp. red.].

      Z Pezetem zresztą współpracowałeś nie raz i nie dwa razy – wspomniałeś wcześniej o będącym wciąż twoim największym przebojem tytułowym singlu z twojej pierwszej płyty producenckiej „Niedopowiedzenia”. Byłeś też odpowiedzialny za prawie komplet produkcji na wspólną płytę Pezeta i Małolata „Dziś w moim mieście” z 2010 roku. Jak wspominasz powstawanie tego albumu?

      Współpracę z Pezetem i Małolatem wspominam bardzo dobrze. Panowie od początku darzyli mnie zaufaniem. W sumie nie wiem nawet czemu, bo kiedy zaczynaliśmy współpracę – było to przed oficjalnym debiutem HIFI Bandy – miałem na swoim koncie raptem kilka produkcji. W kwestiach muzycznych dogadywaliśmy się zawsze bez słów. Na wspólnych sesjach nagraniowych czy w trakcie grania koncertów gadaliśmy o życiu, prawie nigdy o muzyce. Muzyka robiła się sama.

      Z dzisiejszej perspektywy uważam, że album „Dziś w moim mieście” wyprzedził swoje czasy. Wtedy w Polsce mainstreamem były trueschoolowe nawijki i bity. Muzycznie w tę stronę, co płyta Pezeta z Małolatem, rapowe albumy poszły dopiero dobrych pięć lat później. Wówczas część słuchaczy odebrała to brzmienie jako plastikowe, a teksty o zepsutych ludziach w miastach, w których każdy pragnie natychmiastowej gratyfikacji, dragów, pieniędzy i seksu – wtórne i nudne. Dziś tego typu treści są na porządku dziennym i cool, a wielu recenzentów zmieniło swój gust. Koniec końców płyta pokryła się Złotem. Było mnóstwo fajnych koncertów. Wiem, że dla wielu było to coś nowego i inspirującego. Potem miałem zresztą zapytania o tego rodzaju produkcje od Solara i Białasa czy Bezczela, ale najzwyczajniej w świecie byłem już zbyt zaangażowany w „Niedopowiedzenia”, żeby się tego podjąć.

      Wydane w 2012 roku „Niedopowiedzenia” były twoim pierwszym albumem producenckim. Zarówno na tym projekcie, jak i na kolejnym, czyli na „Nokturnach & Demonach”, wychodziłeś daleko poza hip-hop, zestawiając rapowane i śpiewane utwory z tymi w pełni instrumentalnymi.

      Obie płyty powstały z miłości do samych bitów, do produkcji. Z obsesji na punkcie detalu. My – producenci, kompozytorzy – łączymy się z ludźmi nie za pomocą słów czy sloganów. Nie słucha się nas ze względu na poglądy, tematykę czy podejście do życia. Producent tworzy ze słuchaczami zupełnie inną więź niż tekściarz, wokalista, raper. Zawsze wydawało mi się niesamowite, że – słuchając DJ-a Shadowa, The Prodigy czy soundtracku z serialu „Gomorrah” – odczuwam takie emocje i że podobne emocje odczuwają inni, bez względu na wiek, płeć czy szerokość geograficzną. Muzyka dopada człowieka metafizycznie, na płaszczyźnie abstrakcji. Z dźwiękiem nie można się utożsamić; można go tylko czuć. Moim marzeniem było stworzyć choć jeden taki album. W czasie, kiedy pracowałem nad „Niedopowiedzeniami”, z HIFI Bandą nie działo się już zbyt wiele i było mi to w pewnym sensie na rękę. Miałem wsparcie dobrego labelu i mogłem tworzyć w zasadzie bezkompromisowo. Skorzystałem. Możliwe, że jak książka się ukaże, „Niedopowiedzenia” będą już platynowe. Nie wiem, czy ktoś w tej części Europy dokonał czegoś takiego z formatem półinstrumentalnym. Ten sukces doceniam dziś dużo bardziej niż kiedyś.

      „Nokturny & Demony” były naturalną kontynuacją „Niedopowiedzeń”, z tym że jeszcze bardziej chciałem zaskoczyć słuchacza. Stąd „Nadzieja” z Izą Kowalewską, współpraca z Markiem Pędziwiatrem, „Latami” z Sokołem w wersji takiej, w jakiej słyszymy go dziś… Szok, który wywołał ten materiał u słuchaczy czekających na rapową składankę czy trzeci album HIFI, był zbyt duży, by powtórzyć komercyjny sukces debiutu, ale mimo to ta płyta była dopełnieniem moich marzeń i otworzyła mi wiele drzwi. Co ciekawe, gdy w 2017 roku „Nokturny…” pokryły się Złotem, spontanicznie wypuściłem instrumental „C:/”. W chwili, gdy rozmawiamy, bez żadnej promocji i bez obecności na popularnych playlistach, na samym Spotify wykręcił on już ponad sto siedemdziesiąt pięć tysięcy streamów. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że tego typu muzyka wykracza poza powszechnie przyjęte granice odbioru. Sięga ponad geografię, ponad słowo. W dodatku dziś, dzięki rozpowszechniającemu się rynkowi cyfrowemu, łatwiej i efektywniej można takie rzeczy promować. Ciekaw więc jestem, jak materiał z „Niedopowiedzeń” czy „Nokturnów…” będzie funkcjonował za kilka lat. Żeby taka muzyka rozwinęła skrzydła, potrzebny jest jednak dodatkowy wysiłek ze strony ludzi stojących za promocją cyfrową.

      Idąc dalej – od jakiegoś czasu pełnisz funkcję A&R w Universal Music Polska. Podejrzewam, że współpracę z tą wytwórnią zacząłeś w 2015 roku, przy okazji produkowania albumu „Nocna zmiana” Izy Kowalewskiej.

      Zgadza się. Dość szybko pojawiły się rozmowy o poszerzeniu współpracy na kolejne pola, jednak ze względu na kilka nieprzewidzianych wydarzeń temat na pewien czas umarł. W międzyczasie przy jakiejś okazji rozmawiałem z Anią Pyzińską z A&R-u Universal Music Polska i napomknąłem jej, że kiedyś chciałbym się podjąć takiego wyzwania; że to dla mnie naturalna ścieżka rozwoju. Później działaliśmy wspólnie przy kilku innych projektach, miksowałem i produkowałem różne nagrania dla Universalu, aż w końcu wróciliśmy do kwestii mojej pracy na pełen etat w charakterze A&R-a. Przez wakacje 2018 roku ustaliliśmy ramy współpracy i od września jestem w firmie na stałe. Zaczynam pracę w biurze jak każdy inny pracownik o dziewiątej rano, przy czym już na wstępie dogadaliśmy się, że nie porzucę produkcji muzycznej. Universal nie chciał, żebym był wyłącznie nadzorującym A&R-em, ale żebym także w miarę możliwości siadał do pracy producenckiej w studiu z wykonawcami, tak więc spełniam się również twórczo. Czyli zjadam ciastko i mam ciastko.

      Swoją drogą, spotkanie w sprawie podjęcia etatu A&R-a w Universalu było moją pierwszą rozmową o pracę w życiu (śmiech).

      Na spotkaniu „Od zajawki do pełnoprawnej gałęzi przedsiębiorczości”, które zorganizowaliśmy po premierze pierwszej części książki w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Steez powiedział, że na naszym rynku bardzo odczuwalny jest brak rzetelnych A&R-ów.

      Zgadzam się z nim. Na pewno jest ich za mało w hip-hopie; СКАЧАТЬ