To nie jest hip-hop. Rozmowy II. Jacek Baliński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To nie jest hip-hop. Rozmowy II - Jacek Baliński страница 7

Название: To nie jest hip-hop. Rozmowy II

Автор: Jacek Baliński

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-948551-4-7

isbn:

СКАЧАТЬ doradcę, menedżera czy A&R-a w roku 2008. Jeśli miało się pomysł na PRO8L3M czy Czarnego HIFI, to musiało się samemu z tym bujać. Ja samodzielnie wytyczałem dla siebie drogę, w którą ludzie z Prosto uwierzyli, dali siłę przebicia i narzędzia, ale bez fałszywej skromności powiem, że takie samorodne talenty raczej rzadko się spotyka. Tak czy inaczej, w polskim hip-hopie przyjęło się, że to twórcy decydują o wszystkich wyborach artystycznych. Uważam jednak, że większość z nich powinna oddać to zadanie w czyjeś ręce. Zawsze przyda się ktoś zaufany, kto nie jest klakierem, umie zmotywować do ciężkiej pracy, pomoże podjąć trudne decyzje i zadba o to, by one były konsekwentnie zrealizowane. Ktoś, kto potrafi powiedzieć: „Fajne te zwrotki nagrałeś, ale wiesz, że nie umiesz pisać refrenów?” albo zapytać: „Jesteś pewien, że chcesz wydać debiutancki album z dwudziestoma ciężkostrawnymi utworami?…”. A&R musi animować kreatywność. Wspierać ją.

      W naszej branży fonograficznej brakuje ludzi, którzy pomagaliby wyznaczać ścieżkę rozwoju dla utalentowanych muzycznie osób. Jeśli już się tacy pojawiają, często są spychani na bok, bo w hip-hopie zwykle nie chce się słuchać rad. Górę bierze upór pod tytułem: „Będzie po mojemu, nie pierdol”. Większość ludzi przejeżdża się na tym, że chcą robić tylko to, co sami uważają za słuszne. To droga donikąd – szczególnie dziś, kiedy upada się jeszcze szybciej niż wznosi. Prosty przykład, jak to działa w sporcie, w którym huśtawki nastrojów odbiorców i konkurencja są ogromne: Leo Messi też ma trenera. Czy to oznacza, że nie umie grać w piłkę? Jego trener gra pewnie trzy razy gorzej od niego. Mimo to Messi słucha kogoś, kto patrzy na wszystko z boku i wie, jak go ustawić na boisku, aby odniósł sukces. Trener zbiera dane, ogląda mecze rywali, analizuje. W muzyce powinno być podobnie. Dobrze jest mieć kogoś, kto pomoże zmaksymalizować potencjał twórczy artysty. Podkreślam: „twórczy” – bo zysk finansowy w tej branży był, jest i będzie sporym ryzykiem, nawet w dobie profesjonalnej analizy danych i zachowań konsumentów muzyki. Sam czuję się obecnie kimś w rodzaju trenera, choć wchodzę też na boisko, bo przecież nadal tworzę muzykę.

      Z toku naszej rozmowy wychodzi, że jesteś bardzo rzeczowym, zdroworozsądkowym i dojrzałym facetem. Jeśli chodzi o tę ostatnią cechę, to dość szybko musiałeś ją w sobie wyrobić, biorąc pod uwagę, że bardzo wcześnie zostałeś ojcem.

      Owszem. Okres beztroskiego życia, w którym martwiłem się tylko o siebie, był intensywny, ale krótki (śmiech). Teraz rodzina jest dla mnie czymś naturalnym. Nie powiem tu nic nowego. Na pewno to słyszałeś – dojrzałem, patrzę inaczej na wiele spraw… Szuflada z pewnym rodzajem uczuć i doświadczeń się otworzyła i będzie ze mną na zawsze. Natomiast to, że radzę sobie w miarę dobrze jako ojciec, jest zasługą przede wszystkim moich rodziców. Biorę z nich przykład. Dzieje się to podświadomie, automatycznie.

      Dzięki temu, że zostałem ojcem, bardzo łatwo udało mi się oczyścić głowę z niepotrzebnych bzdur, a życie z niepotrzebnych ludzi. Pojawiło się tyle nowych rzeczy, że musiałem podjąć określone decyzje, zhierarchizować cele, emocje czy wartości nadrzędne. Ale nie przesadzałbym, że to była jakaś rewolucja, spotkanie Chrystusa, zwrot o sto osiemdziesiąt stopni… Dzieciaki to mnóstwo pracy, stresu, ale też frajdy. Starsza córka Ola ma genialne poczucie humoru i rozwesela mnie w najgorsze dni, a syn Leo to stały kolega do grania w piłkę. Do tego w samochodzie razem rapujemy kawałki Post Malone’a. Kochamy wspólne obiady i podróże. Czego chcieć więcej? Zabawne, że niektórzy myślą, że się nie odnajdą w rodzicielstwie, a kiedy nagle zachodzi potrzeba, stają się ojcami i matkami roku (śmiech).

      Wszystko się zmienia zależnie od okoliczności – tak samo jak ty zamieniłeś szerokie ciuchy na dobrze dopasowane koszule. A co – modowy akcent na sam koniec.

      W czasach, gdy siedziałem dużo w studiu i miałem sporo pustelniczej pracy, zupełnie nie przywiązywałem wagi do ubioru. Dostawałem wygodne ciuchy od Prosto, Reeboka czy innych zaprzyjaźnionych marek i po prostu w nich łaziłem. Może przy koncertach czy imprezach bardziej zwracałem uwagę na ubiór. Teraz mam więcej spotkań z ludźmi, więcej spraw do załatwienia na mieście. Czas się trochę ogarnąć. No wiesz, nie mogę iść na romantyczną kolację z żoną w dresie…

      donGURALesko

Bez wielkich zwycięstw i bez wielkich tragedii

      Dlaczego?

      Bycie konsekwentnym w branży muzycznej to miecz obosieczny. Słuchacze oczekują od artystów, żeby zaliczali nieustanny progres, ale przy tym – żeby przypadkiem nie odchodzili za daleko od stylu, który zapewnił im sukces i za który ich pokochali. Często jesteśmy świadkami złożonych dyskusji na temat zmian w repertuarze i niekończących się dywagacji na temat tego, co leżało u źródła artystycznej wolty – szczera chęć poszukiwania czy zgoła cyniczne podejście. Mam wrażenie, że tego rodzaju rozmowy nigdy nie dotyczyły donGURALesko. Pochodzący z Poznania raper pierwsze lata swojej kariery poświęcił na ciągłe zaskakiwanie słuchaczy i poruszanie się po bardzo różnych stylistykach. Przez lata uznawany za króla przechwałek, z czasem porzucił braggadocio na rzecz refleksyjnych czy wręcz socjologicznych treści. Niezależnie jednak od tego, czy Gural rapuje o pożarze w Moskiewskiej Akademii Nauk, czy o wędrówkach emigrantów z Bliskiego Wschodu, za każdym razem składa rymy w sposób co najmniej ekwilibrystyczny. Przed wami wszechstronny raper i artysta, pochłaniacz książek, pasjonat malarstwa i zapalony wędrowiec.

      Jak?

      Wczesna pobudka na pociąg do Poznania, żeby o godzinie dziesiątej móc już zameldować się w siedzibie założonej przez rapera firmy odzieżowej El Polako. „Mam dla was dwie godziny” – robiąc wszystkim kawę, rzekł Gural, na co automatycznie zareagowałem sporym stresem. Nie było czasu do stracenia, w związku z czym rejestrowaliśmy wywiad nawet wtedy, gdy wychodziliśmy na zewnątrz na papierosa. donGURALesko nie jest może mistrzem w zapamiętywaniu dat czy nazwisk, ale gdy zostanie zapytany o odczucia czy refleksje związane z konkretnymi wydarzeniami, recytuje, jakby to było wczoraj. Analiza i ciągła ewaluacja własnej osoby ewidentnie nie są mu obce. Gorzej u artysty z poczuciem czasu, z czego jednak mogłem się tylko cieszyć. „Pół godziny” – odpowiedział, gdy zapytałem, za ile musi wychodzić. Uśmiechnąłem się, bo gadaliśmy już od stu pięćdziesięciu minut. Włączywszy muzykę Pink Floydów, Gural wrócił do rozmowy. Nie muszę chyba dodawać, że ostatnia jej część trwała dłużej niż pół godziny.

      Autor: Bartek Strowski

      Data: 29 listopada 2018

      „Byłem grajkiem, ongiś wychodziłem przed dom i rapowałem dla sąsiadów” – powiedziałeś swego czasu w jednym z wywiadów. Co to dla ciebie oznacza: być muzykiem?

      Bycie muzykiem zawsze polegało po prostu na graniu muzyki podczas różnych cyklicznych uroczystości. Wiejski muzykant grał dla znajomych na ślubach, stypach, świętach związanych z przyrodą. „Być grajkiem” na początku mojej kariery oznaczało „rapować dla kolegów”. Z czasem umiejętności zaczęły rosnąć, dzięki czemu docierałem ze swoją twórczością do nowych miejsc, w których ludzi już nie znałem osobiście.

      Zresztą – nie wiem, nie ogarniam tego. Grajek to dziwny zawód. Świętej pamięci Zbigniew Wodecki przyznał kiedyś, że nie lubi grać koncertów. Bóg jednak przydzielił mu rolę muzyka występującego na scenie. Operujemy takimi kartami, СКАЧАТЬ