Название: Marksizm
Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Философия
isbn: 978-83-01-19666-0
isbn:
Ten problem można rozwiązać na trzy zasadnicze sposoby. Po pierwsze, można pozostawić wszystko tak, jak było w XIX wieku: cały zysk bierze kapitalista. Marks ma rację, to jest złe rozwiązanie – opresyjne, eksploatatorskie, nieefektywne. Po drugie, można w gospodarce zastąpić kapitalistów menadżerami i płacić im za trafność dokonanych inwestycji i zarządzanie sprzedażą. Wtedy menadżerom płaci się jak robotnikom – nie za wartość zainwestowanych środków, tylko za efekty pracy. Tak działają spółki akcyjne. Po trzecie, można wprowadzić skomplikowany system nadzoru, w którym pieniądze mają fikcyjną wartość i służą tylko do motywowania ludzi do pracy w sposób dowolny i arbitralny. Tak działał przez wiele lat system nakazowy w „realnym socjalizmie” wschodniej Europy. Dziś pierwsze rozwiązanie działa w obrębie gospodarek niewydolnych i ekonomicznie zamarłych, np. w Polsce w rejonach popegeerowskich opanowanych przez „dziki kapitalizm”. Drugie rozwiązanie funkcjonuje w wielu krajach całkiem nieźle, ale ma z filozofią Marksa niewiele wspólnego. Trzecie rozwiązanie ma z Marksem też niewiele wspólnego i dziś stosowane jest tylko w kilku enklawach komunistycznych, jak Korea Północna, szczelnie izolowanych od reszty świata. Marksizm po prostu nie sprawdził się w gospodarce. Okazał się nieprzydatny, ponieważ jego twórca wciągnął ekonomię w mgliste problemy metafizyczne. Chciał udowodnić, że fakty ekonomiczne nie są realne, tylko stanowią zewnętrzny przejaw wydarzeń dziejących się niewidocznie między ludźmi. Chciał uwolnić świat od pieniędzy, rozliczeń i pracy ponad siły, od kapitalistów, wyzysku i bogacenia się, czyli od chrematystyki. To był pomysł piękny, ale kompletnie niepraktyczny. Marks dowodził, że transakcje gospodarcze są zmistyfikowanymi relacjami międzyludzkimi, że pieniądze są ostatecznie nierealne, bo stanowią tylko instrument kontroli społecznej. Bogactwo finansowe jest też pozorne, ponieważ reprezentuje tylko „skrystalizowaną pracę”. Cały kapitalizm to ekonomiczny Matrix – uważa Marks – ponieważ pieniędzmi zasłania prawdziwe relacje międzyludzkie. Trudno sobie wyobrazić bardziej niebezpieczne i gruntowne omamienie własnymi pomysłami filozoficznymi.
Podstawą teoretyczną ekonomii Marksa było założenie, że wartość towarów można mierzyć według wartości, a nie przez użycie pieniędzy. Marks (idąc częściowo za Adamem Smithem) wprowadził w Kapitale trzy terminy mające precyzyjniej i prawdziwiej opisywać każdy towar: „wartość użytkowa”, „wartość wymienna” i „wartość” bez kwalifikacji, czyli „wartość sama w sobie” (tej w koncepcji Smitha nie było). Wartość użytkowa to korzyść, jaką użytkownik czerpie z posiadanego towaru, np. kupił buty i teraz je nosi. Wartość wymienna to cena wyznaczona w jakiejś walucie, np. buty kupił za 200 zł. Wartość tout court to wielkość społecznie zorganizowanej pracy ukrytej w towarze, czyli godziny pracy wydatkowane przez rozmaitych ludzi, którzy dostarczyli skóry, opracowali nowy model trzewików, uszyli buty, zapakowali, wysłali do sklepu i w sklepie wystawili na sprzedaż. W gospodarce towarowej wartość wymienna przybliża się do wartości samej w sobie. Wymieniając towar za towar bez użycia pieniędzy, staramy się rzekomo odgadnąć, ile pracy zostało realnie wydatkowanej i „zmagazynowanej”, „zakrzepłej” lub „skrystalizowanej” w towarze – uważa Marks. W gospodarce finansowej rynek zakłamuje i mistyfikuje wielkość wydatkowanej pracy. Dominuje wartość wymienna, czyli cena. Widać to wyraźnie – uważa Marks – gdy dochodzi do fluktuacji cen, gdy wartość wymienna odrywa się od wartości tout court i waha się odpowiednio do zmiany popytu i podaży. Społeczeństwem zaczynają rządzić finansowe fikcje. Rynek nie pozwala dostrzec, że ceny kształtują się na podstawie trwałego, realnego wzorca, którego społeczeństwo powinno się trzymać – ilość społecznej pracy koniecznej do wytworzenia oferowanego na sprzedaż towaru. Ruchy cen są dowodem zaburzeń – ktoś wyprodukował czegoś za dużo lub za mało, czyli źle wykorzystał lub źle ukierunkował społeczny wysiłek. Istnienie pieniędzy ujawnia takie błędy – z tym Marks się godzi. Ale przyjmuje, że dobry planista zrobi to lepiej. Planista bierze pod uwagę warunki produkcji i może przyznać bonifikatę za szczególnie trudne warunki. Umie dostrzec przydatność pewnych towarów, np. witamin, i uwzględnić ich wartość użytkową, zanim rynek dostrzeże w nich tę wartość. Przez obniżkę cen planista może świadomie zwiększyć popyt na zdrową żywność i nieprzemakalne buty wbrew konsumentom, którzy np. chcą mieć buty EMU. Rząd może myśleć za nieświadome swych celów społeczeństwo i uniezależnić je od rynku, który jest rzekomo niezdolny do racjonalnego planowania. Rząd może wprowadzać promocje i stosować zaporowe ceny. Może przetrzymywać towary w magazynach, by podnieść ich cenę i może je wyjmować z magazynów, gdy chce cenę obniżyć. Wszystko zaczyna się dziać jak w rodzinie: jeden drugiemu ustępuje, każdy każdemu pomaga, mądrzejszy steruje niedoświadczonym, silniejszy się poświęca dla słabszego. Gospodarka towarowa jest lepsza od pieniężnej.
Marks nie bierze jednak pod uwagę, że taki system będzie się stale psuć, wypaczać, rozmontowywać i utykać. Być może planista okaże się niekompetentny, być może partia będzie rządzić nie tak, jak trzeba, ale tak, jak jej będzie wygodnie albo jak postanowi frakcja partyjna mających chwilową przewagę. A jeśli ktoś będzie wskazywać na błędy, to mu się powie, że oficjalne decyzje są niepodważalne. Jeśli się będzie upierać przy swoim, to się go uzna za wroga klasowego. A jak się wprowadzi cenzurę, to w ogóle żadnej krytyki nie będzie i każda decyzja urzędu planowania będzie ogłoszona przez prasę jako prawda objawiona.
Aby odpowiedzieć na możliwe zarzuty tego typu, Marks stwarza sobie „chłopca do bicia” i polemizuje z jakimś anonimowym nieukiem, który niczego nie rozumie. Wmawia mu, że jego niezgoda na dialektykę T-P-T i P-T-P bierze się z prostej ignorancji. Nieuk nie rozumie, że ten sam przedmiot może mieć trzy rodzaje wartości: użytkową, wymienną i niekwalifikowaną. Tłumaczy mu zatem, że nauka ponad wszelką wątpliwość ustaliła, że ten sam przedmiot może się objawiać na różne sposoby. Na przykład C4H8O2 jest niekiedy identyfikowane jako kwas masłowy, a kiedy indziej jako mrówczan propylu (Tucker 1978, s. 315). Z wartością jest dokładnie tak samo. Może być wymienna, użytkowa i sama w sobie. Dochodzi w tym wyjaśnieniu do piramidalnego dziwactwa. Marks wyjaśnia coś, co jest całkiem oczywiste, choć teoretycznie nieistotne (trzy wartości), posługując się przykładem, który wcześniej mógł być znany tylko wąskiej grupie specjalistów (C4H8O2 ma dwie nazwy). Co gorsze, na podstawie tego chemicznego przykładu przekonuje sam siebie, że udowodnił konieczność zastąpienia jednego pojęcia przez inne. Ceny są zbędne, bo towary mają wartość. Chemiczna analogia z pewnością nie dowodzi, że kwas masłowy jest ważniejszy niż mrówczan propylu lub odwrotnie. Z pewnością nie można serio twierdzić, że wartość „sama w sobie” jest ważna, a cena rynkowa jest nieważna. Nie można – choćby z tego powodu, że wskaźnik „zmagazynowanego” wydatku pracy społecznej w ogóle nie istnieje. To, że go nie ma, na Marksie nie robi najmniejszego wrażenia. „Krytyka” pozwala przyjąć, że jest. Na przykład można obliczyć – jego zdaniem – ile potrzeba pracy, by odtworzyć pracę najemną zużytą w ciągu jednego dnia przez robotnika. To kolejna dziwaczna propozycja. Marks przyjmuje, że codziennie robotnik musi coś zjeść, korzystać z wody i mydła, dojechać do pracy itd., zatem dzienne nakłady na reprodukcję jego sił wynoszą A. Ponadto proponuje przyjąć, że raz na tydzień robotnik musi zapłacić za ogrzewanie, kupić tytoń do fajki lub cokolwiek innego. Te wydatki na reprodukcję sił wynoszą B. Wreszcie raz na kwartał robotnik musi kupić sobie kurtkę lub czapkę lub nowe buty. Z tego tytułu wydatki na reprodukcje jego sił wynoszą C. Uwzględniając te wszystkie założenia, otrzymujemy wzór: (365A+52B+4C+…)/365 (Tucker 1978, s. 315). Trudno zgadnąć, dlaczego СКАЧАТЬ