Название: Damy Władysława Jagiełły
Автор: Kamil Janicki
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788308072462
isbn:
Latem 1410 roku polskie wojska ruszyły w kierunku Prus. Najpotężniejsi panowie w państwie nie tylko stawili się do walki, lecz także sięgnęli głęboko do prywatnych skarbców. Członkowie elity elit za własne pieniądze uzbrajali rycerzy, werbowali oddziały zaciężne. Chorągwie poprowadzili na północ wojewodowie poznański, krakowski, sandomierski, sieradzki, łęczycki. Tak też postąpił marszałek królestwa. Przywódcy polskiego Kościoła, choć nie ruszyli osobiście do walki, również posłali do niej opłacone przez siebie wojska. Sukces w starciu z jedną z największych potęg militarnych kontynentu wydawał się nieprawdopodobny. I gdyby nie wsparcie najzamożniejszych Polaków, byłby wprost niemożliwy.
Wśród sponsorów nie zabrakło bajecznie bogatej Toporówny. Wiadomo, że prywatną chorągiew poprowadził do boju starosta Wielkopolski Wincenty. To on dowodził, ale oddział, przynajmniej w dużej części, został opłacony z rodzinnego majątku[63]. W praktyce więc z pieniędzy Elżbiety. Być może jej wsparcie było nawet większe. Osobną chorągiew sprowadził także Jan z Jičina – imiennik nieżyjącego od około piętnastu lat pana Kravař i pasierb Elżbiety[64]. Nie był on wasalem polskiego króla, a ruszając pod Grunwald, działał wręcz na przekór własnemu suwerenowi, Wacławowi Luksemburskiemu. Walcząc z Krzyżakami po stronie Jagiełły, kontynuował ojcowską politykę, ale chyba działał też wedle woli macochy. Nie ma wątpliwości, że utrzymywał kontakty z Elżbietą. Niewykluczone, że to od niej wziął niemałą sumę potrzebną, by wystawić cały oddział okutych w stal kawalerzystów.
Pani Pilczy i Łańcuta przyłożyła rękę do spektakularnego polskiego triumfu pod Grunwaldem. Zarówno Wincenty, jak i młody Jan wsławili się w walce. I obaj wyszli z niej bez szwanku. Mimo to możnowładczyni nie miała powodów do radości. Zamiast hucznych powitań, uczt i zabaw czekał ją pogrzeb.
Jagiełło ponownie docenił wysiłki starosty wielkopolskiego. W podzięce za sprowadzenie cennego oddziału i za umiejętne dowodzenie chorągwią na placu boju przekazał mu wspaniałą nagrodę. Niedługo po bitwie grunwaldzkiej Wincenty został, z nadania króla, zarządcą najbogatszego i największego miasta, jakie poddało się Polakom: Torunia. Nowe wywyższenie (i perspektywy ogromnych dochodów!) wzbudziło podziw, ale chyba przede wszystkim zawiść innych rycerzy, twierdzących, że bardziej od Granowskiego wykazali się w walce. Może któryś z nich uznał, że uczyniono mu krzywdę, która wymaga zapłaty krwią. A może raczej to sympatycy Krzyżaków, wciąż obecni w nadwiślańskim mieście handlowym, zdołali potajemnie wystąpić przeciw nowemu, polskiemu panowaniu. Jakkolwiek było, mąż Elżbiety wyzionął ducha już kilka dni lub najwyżej tygodni po formalnym objęciu władzy nad Toruniem. „Śmierć jego, jak mniemano, została przyspieszona trucizną” – donosił Jan Długosz[65].
Gdy w katedrze na Wawelu triumfalnie wieszano zdobyczne krzyżackie chorągwie, a tłumy wiwatowały na cześć zwycięskiego króla, Elżbieta (zapewne w zaciszu jednej ze swych rezydencji) odprawiała nakazaną obyczajem żałobę. Była kobietą mniej więcej trzydziestopięcioletnią i teraz już trzykrotną wdową.
Zbyt mało wiadomo o relacjach starościny z mężem, by oceniać, jak zareagowała na doniesienie o zgonie Wincentego. Czy była załamana, zrozpaczona? A może raczej przyjęła wiadomość ze spokojem, zrozumieniem lub nawet… z ulgą? O bliskości państwa z Pilczy i Łańcuta świadczy głównie spora gromadka dzieci. Niektórzy historycy na tej podstawie wyciągają wniosek, że Elżbieta była przywiązana do męża i nawet go kochała. W rzeczywistości wiadomo jednak tylko, że się nim nie brzydziła. Bo intymne stosunki to jeszcze nie dowód miłości[66].
Drugi okruch informacji tym bardziej nie przekonuje. Elżbieta nie podjęła mianowicie żadnych starań w kierunku zawarcia nowego małżeństwa. Przed niemal stu pięćdziesięcioma laty Klemens Kantecki skomentował pompatycznie, że jej przedłużające się wdowieństwo miało oczywiste przyczyny: „słodka pamięć nieboszczyka” nie pozwoliła pani na Pilczy wstąpić w kolejny związek![67] Może wspomnienie o Wincentym faktycznie było „słodkie”. To jednak rzecz bez znaczenia. Elżbieta po roku 1410 nie potrzebowała i zwyczajnie nie chciała angażować się w nową relację. Matka dała jej wzór samodzielności. I nauczyła ją, że być samemu to nie to samo co być samotnym.
Jako wdowa obdarzona synem, Elżbieta cieszyła się swobodą niedostępną w stanie zamężnym. Wcześniej mimo wszystko musiała się liczyć z Wincentym. Teraz głosu nie miał już nikt poza nią samą.
Pozostała wdową, ale w żadnym razie nie zamierzała ponad miarę przeciągać żałoby. Rychło wróciła do życia. Brała udział w dworskich uroczystościach, przyjmowała gości, nawiązywała cenne kontakty. Bardzo możliwe, że właśnie w tym czasie zbliżyła się do księżnej Aleksandry – żony Siemowita, władcy Mazowsza, a przede wszystkim ukochanej siostry króla Jagiełły. Ta została jej przyjaciółką i w przyszłości miała wspierać Elżbietę w najtrudniejszych chwilach[68].
Pani z Pilczy i Łańcuta wróciła też… na sale sądowe. Czupurność i nieustępliwość również odziedziczyła po matce. Zupełnie jak Jadwiga nie miała litości dla nikogo, kto łakomił się na jej majątek. Nawet dla członków rodziny. Według zachowanego dokumentu wdała się w spór z własnym pasierbem, Mikołajem. Mężczyzna, syn bliżej nieznanej pierwszej żony Wincentego, twierdził, że w spadku po ojcu należy mu się rodowa siedziba, Granów. Elżbieta była jednak nieprzejednana. Dobrze pamiętała, że mąż utracił majętność na rzecz jej matki, a w efekcie to ona była jej prawną spadkobierczynią. Finał sprawy nie jest znany, ale łatwo się go domyślić, zwłaszcza że możnowładczyni zaprzęgła do pomocy samego króla, który wystawił – podobnie jak kiedyś Jadwidze – specjalny dyplom zabezpieczający jej interesy[69].
Familiarne relacje między rodzeństwem chrzestnym nie uległy rozluźnieniu. W 1415 roku Władysław Jagiełło po raz kolejny odwiedził przytulną drewnianą rezydencję w Łańcucie. Teraz już nie gościł na naradzie wojennej ani u zaufanego starosty. Po prostu przyjechał do swojej najdawniejszej przyjaciółki[70]. Nie był sam. Wraz z monarchą do Łańcuta zawitała także jego druga małżonka – Anna. Wnuczka wielkiego króla Kazimierza, dziedziczka polskiej korony, a zarazem… kobieta, z którą Jagiełło wcale nie chciał brać ślubu. Nie miał jednak wyjścia.
.