Название: Damy Władysława Jagiełły
Автор: Kamil Janicki
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788308072462
isbn:
Postronni myśleli, że władca unika połowicy, bo ma do niej głęboki żal; bo boi się, że nie zdoła utrzymać nerwów na wodzy i wystąpi z pretensjami o to, że przekreśliła przyszłość królestwa. Byli też tacy, których zdaniem król trzymał się na dystans, bo nie miał już żonie nic więcej do powiedzenia. Rzeczywistość wyglądała odwrotnie. Jagiełło nie chciał widzieć Jadwigi, bo zbyt wiele słów cisnęło mu się na usta. I zbyt wiele zmuszony był ukrywać.
Relacje między małżonkami, nacechowane brakiem zaufania, rywalizacją, a nawet wrogością, zaczęły się normować po tym, jak z początkiem 1399 roku okazało się, że królowa jest w ciąży. Nie na tyle jednak, by władca zechciał towarzyszyć jej w dniu rozwiązania. Gdy na Wawelu czyniono ostatnie przygotowania do porodu, monarcha wypoczywał w odległym o siedemdziesiąt kilometrów Korczynie. I albo był tam nadal 22 czerwca, kiedy Jadwiga Andegaweńska wydała na świat córeczkę, Elżbietę Bonifację, albo ledwo ruszał w podróż ku stolicy. I to podróż dość niespieszną. Obecność króla w Krakowie jest potwierdzona dopiero jedenaście dni później – 3 lipca[1]. A domyślać można się jej nie wcześniej niż w ostatnich dniach czerwca.
Dziewczynka, wtedy już bliska śmierci, 13 lipca wyzionęła ducha. Stan matki był niewiele lepszy. Jadwiga tylko ostatkiem sił trzymała się życia. W nadziei, że wbrew wszelkim szansom zdoła wydobrzeć, ukrywano przed nią fakty. Służące kłamały, gdy pytała o los córki. Królową zapewniano, że niemowlę żyje i dochodzi do siebie. Wedle wiedzy Jagiełły nikt nie śmiał też wyjawiać, jakie narady trwają na Wawelu. Dostojnicy spieszący na ufortyfikowane wzgórze rozprawiali o przyszłości państwa i perspektywach władcy. O Andegawence wypowiadali się zaś w taki sposób, jakby jej los już był przypieczętowany.
Władysław bał się, że pod świdrującym wzrokiem Jadwigi nie zdoła podtrzymać maskarady i dalej twierdzić, że Elżbieta Bonifacja żyje. Bał się, że nagabywany, wyjawi, iż dwór w myślach już pogrzebał królową. Bał się też, że żona zapyta, dlaczego nie towarzyszył jej nawet wtedy, gdy najbardziej go potrzebowała, a on nie zdoła znaleźć żadnej odpowiedzi, która nie czyniłaby z niego łajdaka.
Jadwiga – wysoka, zawsze pełna werwy, silnie zbudowana – teraz leżała skulona i wychudła. Włosy, które w blasku słońca połyskiwały barwą złota, w ponurej, odciętej od świata komnacie zdawały się poszarzałe, niemal siwe. Zupełnie jakby królowa postarzała się o całe dekady. W ciągu kilku tygodni zmieniła się z pełnej życia dwudziestopięciolatki we wrak człowieka. Drżała, wstrząsana dreszczami, czoło miała rozpalone i pokryte kroplami potu. Kościstymi dłońmi ściskała brzegi pierzyny, niewystarczającej, by zapewnić jej ciepło. Jeśli coś przypominało w jej wyglądzie monarchinię, którą znał Jagiełło – i której od lat unikał – to tylko oczy. Wciąż przenikliwe, pełne pasji i pewności siebie.
Spojrzenia małżonków spotkały się, a król tylko z trudem zwalczył chęć spuszczenia wzroku. Czekał na cios, ale nie padło żadne z pytań, przed którymi truchlał. Czyżby Jadwiga każdą odpowiedź już wyczytała z jego twarzy? A może był w błędzie, sądząc, że dworzanie trzymają ją w zupełnej niewiedzy?
Nie żądała wyjaśnień, przeprosin, jakichkolwiek szczegółów. Wezwała męża tylko po to, by udzielić mu ostatniej rady. Albo raczej: wydać jedno przedśmiertne polecenie.
– Musisz się ponownie ożenić – wyszeptała.
Król odruchowo otworzył usta. Już nabrał powietrza, by wyrzucić z siebie litanię kłamstewek. Zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że to nie czas na fatalizm i rozmowę o tym, co nastąpi w razie śmierci dziedziczki królestwa. Nie wydał z siebie jednak żadnego dźwięku. Jadwiga zmrużyła powieki, na jej twarzy odmalował się grymas. Było jasne, co pragnie przekazać. Niewiele zostało jej czasu i nie chciała, by mąż marnował go na puste frazesy.
– Musisz – powtórzyła, tak głośno i stanowczo, jak tylko była w stanie. – Zresztą już wybrałam dla ciebie żonę.
NAJCENNIEJSZY POSAG
Śmierć Jadwigi Andegaweńskiej 17 lipca 1399 roku stanowiła moment przełomowy w dziejach średniowiecznej Polski. Trzęsienie ziemi, które zburzyło misterne polityczne układy i podkopało fundamenty najwyższej władzy. Ówcześni dostojnicy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ziścił się najgorszy koszmar. Mimo to przebieg zdarzeń znalazł odbicie w zaskakująco nielicznych źródłach.
Nie jest znana reakcja króla na narodziny córki, nie zaś upragnionego syna, na zgon niemowlęcia i ciężką chorobę żony. Nie wiadomo nawet, jaka dokładnie dolegliwość przykuła Jadwigę do łóżka i w ciągu niespełna miesiąca wyssała z niej ostatnie siły. Tylko za sprawą bliskości dat porodu i śmierci znawcy tematu wysuwają przypuszczenie, że Andegawenka cierpiała na zakażenie połogowe, objawiające się między innymi wysoką temperaturą i dreszczami[2].
Jej dolegliwości mogły zostać dodatkowo spotęgowane przez budowę ciała. Przeprowadzone w połowie XX wieku badania szczątków władczyni wykazały, że Jadwiga miała nienaturalnie zwężoną miednicę. Według obecnego stanu wiedzy medycznej jest to istotny czynnik ryzyka przy porodzie. Lekarze zalecają, by u kobiet o wyjątkowo wąskich biodrach (czy też, by użyć określenia fachowego, o „miednicy patologicznej”) przeprowadzać cesarskie cięcie[3]. Na przełomie stuleci XIV i XV nie było jednak takiej możliwości. Po średniowiecznej Europie krążyły wprawdzie zmyślone opowieści o tym, że grabarza antycznej republiki rzymskiej, Juliusza Cezara, wyjęto z rozciętego brzucha matki, mało kto jednak ośmielał się powtarzać operację nazwaną od jego imienia. Cesarki wykonywano, ale tylko w sytuacjach beznadziejnych: gdy matka już nie żyła albo jej stan nie dawał absolutnie żadnych nadziei na przetrwanie porodu. Wtedy próbowano ratować przynajmniej dziecko.
Matki nigdy nie wychodziły żywe z tych zabiegów, przeprowadzanych bez znieczulenia, a zwłaszcza bez środków antyseptycznych oraz jakiegokolwiek zrozumienia zasad czystości. I choć paru historyków medycyny z Pragi zasugerowało, że pierwszą udaną (dla dziecka oraz matki) cesarkę wykonano u czeskiej królowej w roku 1337, to ich wywody trudno uznać za przekonujące. Także inne wyjątki, o których wspominają źródła, nie budzą zaufania. W Krakowie w roku 1399 nikt nawet nie myślał o tym, by najjaśniejszą panią poddawać procedurze, która musiałaby zakończyć się śmiercią[4].
Jadwiga rodziła naturalnie, z ogromnym trudem, nawet przez kilka dni. W efekcie mogło dojść do poważnych obrażeń, a potem do niemal nieuniknionego zakażenia. Osobisty spowiednik Andegawenki w dramatycznych słowach opisywał jej cierpienia: „Powiedziano wprawdzie Ewie: «W bólu rodzić będziesz». Ale ona [Jadwiga] w bólu nosiła, z bólem porodziła i porodziwszy, dalej srogiego bólu doznaje. Pojawiają się choroby, słabości się na siebie nakładają, jedna choroba niejako wciela się w drugą, jedna słabość w inną słabość, tak że po wyleczeniu jednej pojawiają się inne, jak w miejsce uciętej głowy hydry wyrastały następne”[5].
Średniowieczne wyobrażenie „cesarskiego cięcia” – narodzin Juliusza Cezara. W rzeczywistości takie zabiegi wykonywano tylko w razie śmierci matki.
Więcej na temat beznadziejnej choroby władczyni nie da się СКАЧАТЬ