Название: Damy Władysława Jagiełły
Автор: Kamil Janicki
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788308072462
isbn:
Głowy natychmiast zaczęli podnosić konkurenci do tronu. Zachowała się korespondencja prowadzona między wielkim mistrzem krzyżackim i Wilhelmem Habsburgiem – dawnym narzeczonym (a nawet mężem, tyle że w nieskonsumowanym związku) Jadwigi Andegaweńskiej. Wprawdzie Jagiełło spłacił roszczenia Austriaka, ten jednak sondował szanse wszczęcia nowych starań o polską koronę. Doskonale znający stan rzeczy przywódca zakonu wsparł kampanię prowadzoną w Stolicy Apostolskiej, ale też szybko ostudził entuzjazm pretendenta. On wiedział, że rozstawienie pionków na wielkiej szachownicy wcale nie przemawia na korzyść Habsburga. I to pomimo zdjęcia z planszy figury królowej.
Podręczniki zbyt rzadko wytłuszczają fakt najwyższej wagi: Jagiełło był królem elekcyjnym, w znaczeniu podobnym co władcy z późniejszej o dwa stulecia epoki Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wstąpił na tron z wyboru polskiej elity, zwłaszcza zaś za sprawą małopolskich koterii możnowładczych. W roku 1399 właśnie od dostojników zajmujących najważniejsze stołki zależała przyszłość króla. Nie wszystkie filary władzy Jagiełły legły w gruzach. Elekcja pozostała w mocy, podobnie koronacja. Pojawił się jednak problem natury prawnej, podważający jego kompetencje i autorytet. Jeśli Polska była posagiem Jadwigi, to w świetle prawa pozbawiony synów monarcha był zobowiązany ją zwrócić, „ustąpić z posagu”. Gdyby rada koronna chciała trzymać się tej interpretacji, byłaby pewnie zdolna odebrać królowi władzę i wybrać na miejsce Jagiełły nowego przywódcę. Nikt jednak nawet nie wysunął takiego projektu. Jadwiga przed śmiercią postarała się, by oddani jej ludzie zapewnili Jagielle nową podstawę rządów i uratowali unię polsko-litewską przed rozpadem[11].
Projekt był wprost genialny w swej prostocie. Na miejsce jednej dziedziczki królestwa, traktującej Polskę jako przynależny sobie posag, należało wprowadzić inną, zdolną rościć sobie takie same prawa. Jadwiga, doskonale znająca powiązania swej rodziny, nie musiała nawet zastanawiać się nad kandydatką. Wiedziała, że na niemiecko-węgierskim pograniczu żyje młoda, niezamężna wnuczka Kazimierza Wielkiego, Anna z Celje, czy też – jak zwykle się ją określa – Anna Cylejska. Królowa przedstawiła projekt Jagielle, ale dla pewności także swoim dworzanom, z Janem Tęczyńskim na czele. To dlatego Długosz znał tradycję, zgodnie z którą nie tylko Andegawenka, lecz przede wszystkim członkowie rady koronnej naciskali na króla w sprawie ślubu z mającą odpowiednie pochodzenie hrabianką:
Znaczniejsi doradcy, zwróciwszy się do gnębionego niepewnością króla polskiego Władysława, dodają otuchy pełnemu nieufności do wszystkiego i wątpliwości i przyrzekają, że uznają go za króla i pana i okażą mu szczerą wierność i uległość. Nadto napominają go, żeby sobie z góry nie wyobrażał, że stracił prawa do Królestwa Polskiego i że musi je stracić.
Twierdzili, że jest inna, równie prawowita dziedziczka [co Jadwiga], odpowiednia do małżeństwa dziewczyna, Anna, córka hrabiego cylejskiego Wilhelma, którą mu zrodziła córka króla polskiego Kazimierza Anna. Nakłaniają, że należy posłać swatów, a będzie miał nie gorsze od poprzedniego małżeństwo. Kiedy więc król Władysław bardzo chętnie i z radością przystał na ten plan, natychmiast wysłano swatów do Cylii[12].
PRAWDA O KOPCIUSZKU
Czy słynna baśń o Kopciuszku ma osadzenie w historii? Czy istniała sierota wystawiona na sadyzm krewnych, zaniedbywana przez przybranych rodziców, spychana na margines, by zrobić miejsce dla ich dzieci, i uratowana dopiero przez szlachetnego księcia, który niespodziewanie dostrzegł jej wyjątkowe przymioty? Zdaniem polskich historyków i dziennikarzy, pochylających się nad okresem rządów Władysława Jagiełły – jak najbardziej.
Zaledwie garstka rodzimych autorów z ostatnich dwóch stuleci skupiła choćby odrobinę uwagi na Annie Cylejskiej. Ci jednak, którzy to robili, z rozmiłowaniem właśnie ją obsadzali w roli polskiego Kopciuszka. Sławny Karol Szajnocha, tworzący w połowie XIX stulecia, nie użył wprost takiego porównania, ale zbudował dla niego zaskakująco trwałe podstawy. Ramy swojej monumentalnej biografii Jadwigi i Jagiełły przesunął aż do roku 1413, tak by zrelacjonować na jej kartach także losy drugiej małżonki króla. Zrobił to bardziej szczegółowo niż ktokolwiek inny. A do tego… ze sporą dozą fantazji.
Przed przytoczeniem jego wizji zdarzeń wypada wymienić fakty, które nie ulegają wątpliwości i bez których nie sposób zrozumieć dalszej historii. Kazimierz Wielki, choć nazywa się go tradycyjnie ostatnim Piastem, nie umarł wcale bezdzietnie. Doczekał się gromadki pociech. Tyle że jego synowie byli nieślubni, a choć miał też legalne córki, to sam pozbawił je praw do tronu. Na mocy układów dynastycznych z siostrą, królową węgierską Elżbietą Łokietkówną, wcześnie zgodził się oddać w jej ręce koronę (formalnie zaś w ręce jej męża bądź syna), o ile nie zdoła spłodzić męskiego, pełnoprawnego potomka. Jako człowiek młody, kochliwy i ceniący towarzystwo kobiet, nie sądził, że pakt o dziedziczeniu kiedykolwiek doczeka się realizacji. U schyłku życia próbował go podważyć, podbudować prawa córek lub wysunąć kandydaturę zrodzonego przez jedną z nich wnuka. Nie wykazał się jednak wystarczającą determinacją, a przede wszystkim nie miał – jako niepoprawny poligamista z trzema żonami jednocześnie – właściwego posłuchu u papieża. Jego podjęte poniewczasie projekty spaliły na panewce.
Kiedy sześćdziesięcioletni Kazimierz Wielki w roku 1370 zranił się w nogę na polowaniu, wdało się zakażenie, po czym zmarł w delirium, osierocił dwie córki. Wydała je na świat ostatnia małżonka władcy, Jadwiga żagańska. Starsza, Anna, miała jakieś cztery latka, a Jadwiga mniej niż roczek. Urodzona między nimi Kunegunda zmarła zaś jeszcze przed ojcem.
Dziewczynki nie mogły decydować o własnym losie. Ale tak samo nie chciała o nim rozstrzygać ich matka. Królowa wdowa sama była młódką. Nie ma nawet pewności, czy ukończyła dwudziesty rok życia. Nie widziała się w roli dożywotniej wdowy, tym bardziej że zaraz dano jej do zrozumienia, iż nie jest już nad Wisłą mile widziana. Nowa regentka, Elżbieta Łokietkówna, spłaciła jej roszczenia, wydała spadek (ograniczając przy tym jego rozmiar, wbrew zapisom testamentu brata) i dopilnowała, by Jadwiga jak najszybciej wyniosła się z Polski – zgodnie z przeświadczeniem, że w kraju może być tylko jedna królowa. Te wszystkie szczegóły jeszcze nie zaskakują. Najważniejszy nie był jednak wyjazd wdowy, ale fakt, że wracała ona do rodzinnego domu, na Śląsk, w pojedynkę. Pociechy oddała pod opiekę ich ciotki, Elżbiety Łokietkówny. I nigdy więcej ich nie zobaczyła.
Trudno stwierdzić, czy u sześćdziesięciopięcioletniej regentki – będącej w babcinym wieku, ale w tym czasie mającej tylko dwie wnuczki, z tego jedną od dawna dorosłą – obudziły się wobec szkrabów jakiekolwiek uczucia. Nawet jeśli tak, to nie dała im dojść do głosu. Bratanice były dla niej rodziną, ale przede wszystkim balastem, politycznym problemem wymagającym rozwiązania. Elżbieta Łokietkówna bała się, że w przyszłości potomkinie Kazimierza mogą próbować wysunąć pretensje do tronu, albo raczej że w ich imieniu zrobią to mężowie. Jeszcze większe obawy miał syn królowej, Ludwik Andegaweński, podobnie jak Kazimierz pozbawiony męskich spadkobierców. Oboje wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na żadne ryzyko. Dzieci natychmiast usunięto z Polski. Zostały wywiezione do węgierskiej stolicy, Budy, gdzie wychowywano je w odcięciu od ojczystej kultury, bez kontaktu z poddanymi ojca i w sposób mający zabić w nich jakiekolwiek ambicje. Przede wszystkim jednak dziewczynkom СКАЧАТЬ