Название: Damy Władysława Jagiełły
Автор: Kamil Janicki
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788308072462
isbn:
Wdowa po Spytku z Melsztyna nie miała talentów Jadwigi. Po jego śmierci w bitwie nad Worsklą szybko została pozbawiona niemal całego majątku. Zbiór iluminowanych kronik z XVI wieku.
Dokładna data śmierci wielkiej pani nie jest znana. Ostatni dokument wzmiankujący Jadwigę z Melsztyńskich pochodzi z roku 1404, musiała więc odejść mniej więcej w połowie pierwszej dekady XV wieku. Wincenty zapewne już ostrzył sobie zęby na jej majątek. Ponownie jednak spotkał go srogi zawód. Dwie panie z Pilczy nie zawsze znajdowały wspólny język, ale Elżbieta stale darzyła nieustępliwą, oszczędną i dumną matkę ogromnym respektem. Zamierzała godnie ją zastąpić. I tak samo jak ona nie zgodziła się dopuścić utracjusza do fortuny. Nawet jeśli ten był ojcem jej dzieci.
„Babskie gospodarowanie” – jak pisała jedna z historyczek zgłębiających temat – trwało nadal. Elżbieta sprawnie zarządzała latyfundiami, dbała o dochody, ale też o dobrobyt poddanych. Poza Pilczą szczególnie chętnie spędzała czas w Łańcucie, na wschodnim pograniczu Małopolski. Miała tam osobną rezydencję, położoną na obronnym wzgórzu, okoloną palisadą, ale wykonaną z drewna, nie zaś murowaną. Budulec sprawiał, że dworzyszcze nie było równie bezpieczne co warowna Pilcza. Z drugiej jednak strony musiało być bardziej przytulne, jasne, nawet komfortowe.
Sam Łańcut, cieszący się mądrym zarządem, rósł w oczach. Stał się zagłębiem płóciennictwa, miał szereg zakładów tkackich, własny blech (miejsce bielenia sukna), folusz (gdzie zgniatano wilgotne tkaniny, by zwiększyć ich trwałość) i postrzygalnię (służącą wykańczaniu materiałów). Działali tu też liczni szewcy, były cegielnia i cech handlarzy. Do tego zaś murowany kościół parafialny i klasztor Dominikanów.
Wzorem matki Elżbieta dbała w swoich dobrach nie tylko o finanse, lecz także sprawy umysłu. Jako kobieta wykształcona, doskonale rozumiała znaczenie nauki. Zachował się dokument, w którym regulowała działanie szkoły parafialnej w Pilczy. Już w pięć lat po jego wystawieniu pierwsi abiturienci placówki podjęli studia na Akademii Krakowskiej. Możnowładczyni, jak na dostojną damę tej epoki przystało, wspierała również Kościół i zapewniała opiekę ubogim. Inny jej dyplom wyliczał uposażenie oraz obowiązki pilczańskich kapelanów. Jeden z nich miał za zadanie opiekować się miejscowym szpitalem, powołanym chyba na podobieństwo tego, który za sprawą Jadwigi powstał w Łańcucie[57].
Czy Wincenty próbował mieszać żonie szyki, wtykać nos w sprawy majętności i podkreślać własną pozycję? Nic na to nie wskazuje. Wydaje się, iż z czasem nowy pan na Pilczy sam zrozumiał, że do liczb nie ma głowy. Zrezygnowany, zdał się na Elżbietę, ona natomiast w zamian dopomogła jego karierze politycznej. Wincenty już wcześniej cieszył się łaską Jagiełły, ale to za sprawą małżeństwa z siostrą chrzestną monarchy znalazł się naprawdę blisko tronu[58].
W kraju narastał właśnie nowy kryzys. Relacje z Krzyżakami, zawsze napięte, pogarszały się z dnia na dzień. To zaś dało możnowładcy okazję do udowodnienia swoich talentów dyplomatycznych. W 1409 roku mąż Elżbiety otrzymał od króla misję najwyższej wagi. Zawędrował do samej paszczy lwa – stolicy państwa zakonnego, Malborka. Krzyżacy zatrzymali statki ze zbożem dla Litwy, oskarżając Polaków, że ci transportują nimi broń. Pertraktacje zakończyły się fiaskiem, a wielki mistrz Ulrich von Jungingen wkrótce wypowiedział Polsce wojnę. Monarcha najwidoczniej uznał jednak, że pan na Pilczy należycie wywiązał się z powierzonego zadania. Ledwie Wincenty powrócił, a wysłał go na kolejną wyprawę – tym razem do Pragi, na dwór Wacława IV Luksemburskiego.
Król czeski podjął się arbitrażu między zwaśnionymi stronami, ale tylko udawał, że jest w sprawie niezależnym obserwatorem. W rzeczywistości, zażegnawszy dawne spory z Krzyżakami, znowu wspierał zakon i jak wszyscy Luksemburgowie brał jego stronę w dyskusjach z Polską. Wydał wyrok wyjątkowo niekorzystny dla Władysława Jagiełły. Polska delegacja… nie zgodziła się go jednak wysłuchać. Bystrzy posłowie – wśród nich także Wincenty Granowski – natychmiast wyszukali pretekst do wycofania się z arbitrażu. Decyzję czytano w języku niemieckim, co Polacy uznali za uczynioną sobie potwarz. Wyrok jeszcze nie został w pełni wyrecytowany, a oni już ruszyli do wyjścia. Gdy zaś oniemiały Wacław zapytał, co robią, odparli: „Ponieważ tu prawią niemieckie kazanie, a my jesteśmy Polacy i nie rozumiemy po niemiecku, przeto udać się musimy gdzie indziej”.
Arbiter – który podobno akurat bawił się „struganiem jakiegoś patyka” – uspokajał dyplomatów, że wystarczy, aby moment poczekali, a zaraz usłyszą to samo po czesku, a więc w mowie zupełnie dla nich zrozumiałej. Polacy byli jednak nieugięci. „Nie są te dwa języki wcale do siebie podobne – oznajmił jeden z członków delegacji, może nawet sam Wincenty z Pilczy, zaznajomiony z mową sąsiadów za sprawą żony poślubionej dawniej czeskiemu rycerzowi. – Wszak w czeskim języku siodłak oznacza rolnika i osadnika wiejskiego, w polskim zaś mistrza siodlarstwa”. Po tych słowach emisariusze zerwali układy i ruszyli z powrotem do Krakowa[59].
To były już rozmowy ostatniej szansy. Chwilowy rozejm dobiegł końca, teraz musiała polać się krew. Do walki szykowali się rycerze z całego kraju, w tym również mąż Elżbiety, wyrastający na jednego z najbliższych współpracowników króla. W 1409 roku pan na Pilczy nie tylko został nagrodzony za swe trudy, ale też awansowany do rangi starosty generalnego Wielkopolski – a więc na ten sam zaszczytny urząd, który niegdyś sprawował jego teść[60].
Teraz musiał tylko dowieść, że poza ciętym językiem i zaradną żoną ma też odwagę, jakiej oczekiwano od człowieka na tak eksponowanym stanowisku. Okazja nie kazała długo na siebie czekać. Wielkimi krokami zbliżała się najważniejsza bitwa w całej dotychczasowej historii zmagań polsko-krzyżackich.
SŁODKA PAMIĘĆ NIEBOSZCZYKA
Przygotowania do walnego starcia prowadzono skrupulatnie, ale i dyskretnie. Krzyżacy mieli w Krakowie i w głównych rezydencjach króla swoich agentów oraz sympatyków. Słynący z ostrożności Jagiełło doskonale zdawał sobie sprawę, że każde jego słowo może zostać podsłuchane, zanotowane i dostarczone prosto do rąk wielkiego mistrza. Mógł ograniczać grono służących i urzędników dopuszczanych do kluczowych narad. Ściany miały jednak uszy. A wiele szczegółów dało się zrekonstruować choćby na podstawie list uczestników narad albo za sprawą utyskiwań i komentarzy mniej ostrożnych polityków, którzy po opuszczeniu komnat monarchy nie byli zdolni trzymać języków za zębami.
Jagiełło zawsze unikał tętniącego życiem Wawelu, gdzie czuł się stłamszony i bezwolny. Teraz tym bardziej trzymał się z dala od stolicy królestwa. Nie bez powodu mówiono o nim rex ambulans, król wędrujący. Antoni Gąsiorowski, który przed laty badał trasy podróży i miejsca pobytu monarchy, stwierdził, że Jagiełło stanowił przypadek wyjątkowy wśród polskich władców, ale też na tle królów innych, nawet najrozleglejszych państw Europy. W СКАЧАТЬ