Damy Władysława Jagiełły. Kamil Janicki
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Damy Władysława Jagiełły - Kamil Janicki страница 12

Название: Damy Władysława Jagiełły

Автор: Kamil Janicki

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308072462

isbn:

СКАЧАТЬ wszystkie swoje klejnoty Akademii Krakowskiej. Panuje powszechne przekonanie, że właśnie pośmiertny dar władczyni pozwolił reaktywować pierwszą polską uczelnię, która powstała już za czasów Kazimierza Wielkiego, ale zamknęła podwoje, wykształciwszy zaledwie sześciu studentów. Inicjatywa Andegawenki rzeczywiście miała pierwszorzędne znaczenie. Za przykładem królowej podążyli jednak także najważniejsi dostojnicy państwa i najbogatsi z możnowładców, oddając na sprawy nauki własne precjoza i pieniądze. Około roku 1408 ułożono spis fundatorów uczelni – tych żyjących i już zmarłych. Drugi z pocztów otwierała królowa Jadwiga. Ale już na miejscu czwartym znalazła się jej imienniczka: Jadwiga z Pilczy[56].

       F 67

      Wdowa po Spytku z Melsztyna nie miała talentów Jadwigi. Po jego śmierci w bitwie nad Worsklą szybko została pozbawiona niemal całego majątku. Zbiór iluminowanych kronik z XVI wieku.

      Dokładna data śmierci wielkiej pani nie jest znana. Ostatni dokument wzmiankujący Jadwigę z Melsztyńskich pochodzi z roku 1404, musiała więc odejść mniej więcej w połowie pierwszej dekady XV wieku. Wincenty zapewne już ostrzył sobie zęby na jej majątek. Ponownie jednak spotkał go srogi zawód. Dwie panie z Pilczy nie zawsze znajdowały wspólny język, ale Elżbieta stale darzyła nieustępliwą, oszczędną i dumną matkę ogromnym respektem. Zamierzała godnie ją zastąpić. I tak samo jak ona nie zgodziła się dopuścić utracjusza do fortuny. Nawet jeśli ten był ojcem jej dzieci.

      „Babskie gospodarowanie” – jak pisała jedna z historyczek zgłębiających temat – trwało nadal. Elżbieta sprawnie zarządzała latyfundiami, dbała o dochody, ale też o dobrobyt poddanych. Poza Pilczą szczególnie chętnie spędzała czas w Łańcucie, na wschodnim pograniczu Małopolski. Miała tam osobną rezydencję, położoną na obronnym wzgórzu, okoloną palisadą, ale wykonaną z drewna, nie zaś murowaną. Budulec sprawiał, że dworzyszcze nie było równie bezpieczne co warowna Pilcza. Z drugiej jednak strony musiało być bardziej przytulne, jasne, nawet komfortowe.

      Sam Łańcut, cieszący się mądrym zarządem, rósł w oczach. Stał się zagłębiem płóciennictwa, miał szereg zakładów tkackich, własny blech (miejsce bielenia sukna), folusz (gdzie zgniatano wilgotne tkaniny, by zwiększyć ich trwałość) i postrzygalnię (służącą wykańczaniu materiałów). Działali tu też liczni szewcy, były cegielnia i cech handlarzy. Do tego zaś murowany kościół parafialny i klasztor Dominikanów.

      Wzorem matki Elżbieta dbała w swoich dobrach nie tylko o finanse, lecz także sprawy umysłu. Jako kobieta wykształcona, doskonale rozumiała znaczenie nauki. Zachował się dokument, w którym regulowała działanie szkoły parafialnej w Pilczy. Już w pięć lat po jego wystawieniu pierwsi abiturienci placówki podjęli studia na Akademii Krakowskiej. Możnowładczyni, jak na dostojną damę tej epoki przystało, wspierała również Kościół i zapewniała opiekę ubogim. Inny jej dyplom wyliczał uposażenie oraz obowiązki pilczańskich kapelanów. Jeden z nich miał za zadanie opiekować się miejscowym szpitalem, powołanym chyba na podobieństwo tego, który za sprawą Jadwigi powstał w Łańcucie[57].

      Czy Wincenty próbował mieszać żonie szyki, wtykać nos w sprawy majętności i podkreślać własną pozycję? Nic na to nie wskazuje. Wydaje się, iż z czasem nowy pan na Pilczy sam zrozumiał, że do liczb nie ma głowy. Zrezygnowany, zdał się na Elżbietę, ona natomiast w zamian dopomogła jego karierze politycznej. Wincenty już wcześniej cieszył się łaską Jagiełły, ale to za sprawą małżeństwa z siostrą chrzestną monarchy znalazł się naprawdę blisko tronu[58].

      W kraju narastał właśnie nowy kryzys. Relacje z Krzyżakami, zawsze napięte, pogarszały się z dnia na dzień. To zaś dało możnowładcy okazję do udowodnienia swoich talentów dyplomatycznych. W 1409 roku mąż Elżbiety otrzymał od króla misję najwyższej wagi. Zawędrował do samej paszczy lwa – stolicy państwa zakonnego, Malborka. Krzyżacy zatrzymali statki ze zbożem dla Litwy, oskarżając Polaków, że ci transportują nimi broń. Pertraktacje zakończyły się fiaskiem, a wielki mistrz Ulrich von Jungingen wkrótce wypowiedział Polsce wojnę. Monarcha najwidoczniej uznał jednak, że pan na Pilczy należycie wywiązał się z powierzonego zadania. Ledwie Wincenty powrócił, a wysłał go na kolejną wyprawę – tym razem do Pragi, na dwór Wacława IV Luksemburskiego.

      Król czeski podjął się arbitrażu między zwaśnionymi stronami, ale tylko udawał, że jest w sprawie niezależnym obserwatorem. W rzeczywistości, zażegnawszy dawne spory z Krzyżakami, znowu wspierał zakon i jak wszyscy Luksemburgowie brał jego stronę w dyskusjach z Polską. Wydał wyrok wyjątkowo niekorzystny dla Władysława Jagiełły. Polska delegacja… nie zgodziła się go jednak wysłuchać. Bystrzy posłowie – wśród nich także Wincenty Granowski – natychmiast wyszukali pretekst do wycofania się z arbitrażu. Decyzję czytano w języku niemieckim, co Polacy uznali za uczynioną sobie potwarz. Wyrok jeszcze nie został w pełni wyrecytowany, a oni już ruszyli do wyjścia. Gdy zaś oniemiały Wacław zapytał, co robią, odparli: „Ponieważ tu prawią niemieckie kazanie, a my jesteśmy Polacy i nie rozumiemy po niemiecku, przeto udać się musimy gdzie indziej”.

      Arbiter – który podobno akurat bawił się „struganiem jakiegoś patyka” – uspokajał dyplomatów, że wystarczy, aby moment poczekali, a zaraz usłyszą to samo po czesku, a więc w mowie zupełnie dla nich zrozumiałej. Polacy byli jednak nieugięci. „Nie są te dwa języki wcale do siebie podobne – oznajmił jeden z członków delegacji, może nawet sam Wincenty z Pilczy, zaznajomiony z mową sąsiadów za sprawą żony poślubionej dawniej czeskiemu rycerzowi. – Wszak w czeskim języku siodłak oznacza rolnika i osadnika wiejskiego, w polskim zaś mistrza siodlarstwa”. Po tych słowach emisariusze zerwali układy i ruszyli z powrotem do Krakowa[59].

      To były już rozmowy ostatniej szansy. Chwilowy rozejm dobiegł końca, teraz musiała polać się krew. Do walki szykowali się rycerze z całego kraju, w tym również mąż Elżbiety, wyrastający na jednego z najbliższych współpracowników króla. W 1409 roku pan na Pilczy nie tylko został nagrodzony za swe trudy, ale też awansowany do rangi starosty generalnego Wielkopolski – a więc na ten sam zaszczytny urząd, który niegdyś sprawował jego teść[60].

      Teraz musiał tylko dowieść, że poza ciętym językiem i zaradną żoną ma też odwagę, jakiej oczekiwano od człowieka na tak eksponowanym stanowisku. Okazja nie kazała długo na siebie czekać. Wielkimi krokami zbliżała się najważniejsza bitwa w całej dotychczasowej historii zmagań polsko-krzyżackich.

      SŁODKA PAMIĘĆ NIEBOSZCZYKA

      Przygotowania do walnego starcia prowadzono skrupulatnie, ale i dyskretnie. Krzyżacy mieli w Krakowie i w głównych rezydencjach króla swoich agentów oraz sympatyków. Słynący z ostrożności Jagiełło doskonale zdawał sobie sprawę, że każde jego słowo może zostać podsłuchane, zanotowane i dostarczone prosto do rąk wielkiego mistrza. Mógł ograniczać grono służących i urzędników dopuszczanych do kluczowych narad. Ściany miały jednak uszy. A wiele szczegółów dało się zrekonstruować choćby na podstawie list uczestników narad albo za sprawą utyskiwań i komentarzy mniej ostrożnych polityków, którzy po opuszczeniu komnat monarchy nie byli zdolni trzymać języków za zębami.

      Jagiełło zawsze unikał tętniącego życiem Wawelu, gdzie czuł się stłamszony i bezwolny. Teraz tym bardziej trzymał się z dala od stolicy królestwa. Nie bez powodu mówiono o nim rex ambulans, król wędrujący. Antoni Gąsiorowski, który przed laty badał trasy podróży i miejsca pobytu monarchy, stwierdził, że Jagiełło stanowił przypadek wyjątkowy wśród polskich władców, ale też na tle królów innych, nawet najrozleglejszych państw Europy. W СКАЧАТЬ