Damy Władysława Jagiełły. Kamil Janicki
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Damy Władysława Jagiełły - Kamil Janicki страница 9

Название: Damy Władysława Jagiełły

Автор: Kamil Janicki

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308072462

isbn:

СКАЧАТЬ pewności, że doszło do jakiegokolwiek cielesnego zbliżenia. Być może niemal trzy razy starszy rycerz pozostał dla towarzyszki tylko (i aż) nowym ojcem.

      Nie było szans, by ten stan rzeczy uległ zmianie. Jan Długosz podał, że pan z Kravař „w krótkim czasie zmarł”. Jego pogrzeb odbył się zapewne już w 1394 lub 1395 roku. Przyczyny śmierci nie są znane, ale też żadne źródło nie sugeruje, że chodziło o cokolwiek innego niż choroba lub zwykły wypadek na polowaniu. W każdym razie pobyt Elżbiety w Czechach dobiegł końca. Skoro za jej rękę nie wypłacono znaczącego posagu, nie otrzymała od męża oprawy wdowiej. A jeśli nawet, to nie zamierzała doglądać jej osobiście, tkwiąc w obcym kraju i wśród obcych ludzi. Natychmiast wyprawiła się na północ, z powrotem do Pilczy[40].

      Polska, do której powróciła po kilkuletniej nieobecności, była jakby innym krajem niż ten, z którego ją uprowadzono. Opuszczała królestwo osaczone przez wrogów, zmagające się z kryzysem w każdej niemal dziedzinie, mające nisko cenionego monarchę i niemal same bolączki na skutek unii zawartej ze wschodnim sąsiadem. Tak rzecz wyglądała na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W połowie tej drugiej dekady burzowe chmury wiszące nad Polską już się jednak rozproszyły. Albo raczej: Władysław Jagiełło zdołał je rozpędzić i zarazem dowieść swych wyjątkowych talentów politycznych.

      Na Litwie król zawarł z kuzynem kompromis. Witold otrzymał zwierzchność nad krajem jako wielki książę. Ale zgodził się uznać Jagiełłę za księcia najwyższego. I rzeczywiście zachował już wobec niego lojalność. Na Mazowszu wreszcie dopięto kompromis z Siemowitem IV, zatwierdzono jego stan posiadania i na nowo wciągnięto go do grona polskich sojuszników. Wojna z Władysławem Opolczykiem, trwająca z przerwami od pięciu lat, weszła właśnie w ostatnią fazę. Tonący w długach, poniżony i coraz bardziej osamotniony książę ostatecznie uległ pod naporem wojsk koronnych. Pozostawało jeszcze zagrożenie krzyżackie. Ale akurat w roku 1396 nawet ono zdawało się niknąć. Władze zakonu, dotąd korzystające ze wsparcia Luksemburgów i tym sposobem oskrzydlające Polskę, weszły w spór z dotychczasowymi patronami. I to tak zajadły, że z Czech przepędzono wszystkich rycerzy z czarnymi krzyżami na płaszczach[41].

      Jagiełło triumfował. A że właśnie mijało równo dziesięć lat od jego koronacji i od zawarcia paktu polsko-litewskiego, przystał na to, by w stolicy urządzić huczne rocznicowe obchody. Święto, jakiego miasto dawno nie widziało. W drugiej połowie 1396 roku do Krakowa zjechali nie tylko najprzedniejsi możnowładcy z całego kraju, ale też książęta państw i prowincji sąsiadujących z Polską. Stawili się – w towarzystwie strojnych, wielobarwnych orszaków – Piastowie śląscy, dynaści Pomorza Zachodniego, władcy Mazowsza (gdzie poza Siemowitem rządził jeszcze Janusz I). Pojawili się, wciąż budzący pewien przestrach, a na pewno ogromną ciekawość, Litwini. W domach najbogatszych mieszczan wydawano wspaniałe uczty, piwo lało się strumieniami, przygrywali muzykanci, a damy prezentowały oszałamiające kreacje. I miały co prezentować, bo chociażby o żonie wielkiego księcia Witolda, Annie, opowiadano, że miała aż trzy tysiące szykownych sukien![42]

       F 52

      Od Jana Długosza wiadomo, że Jagiełło miał głowę „małą, podłużną, prawie całkiem łysą”. Można się jednak domyślać, że włosy zaczął tracić dopiero w późniejszych latach.

      Na zabawach nie mogło zabraknąć kobiety, która przed dekadą poręczyła za nawrócenie Jagiełły. Jego matki chrzestnej, a zarazem patronki międzypaństwowego porozumienia. Jeśli na miejscu była Jadwiga z Pilczy, to należałoby oczekiwać także obecności siostry chrzestnej króla. Być może po raz pierwszy od swego powrotu Elżbieta miała okazję zetknąć się z suwerenem, który dopomógł w jej uwolnieniu i pozwolił wywrzeć krwawą pomstę na człowieku zatruwającym jej życie.

      Ciągnące się tygodniami imprezy dawały niejedną okazję do poufałych rozmów, żartów, nawet zwierzeń. Być może właśnie wtedy między dwudziestoletnią wdówką i mniej więcej trzydziestoczteroletnim Jagiełłą zawiązała się pierwsza nić porozumienia, dająca podstawy przyszłej przyjaźni.

      Mimo różnicy wieku damę i króla sporo łączyło. Elżbieta na własnej skórze zaznała, jak to jest zostać wyrwanym z korzeniami, pozbawionym wszystkiego, co bliskie, i przeszczepionym w obcą kulturę, pośród ludzi myślących odmiennie, posługujących się inną mową i wyznających inne wartości. Tym bardziej wiedział to już król Władysław. Kiedy przed dekadą decydował się zasiąść na polskim tronie, nie mógł przewidywać, jak ciężka czeka go transformacja. Święte stosy, leśne ołtarze i wotywne pieśni przodków zamienił na wizyty w strzelistych katedrach i łacińskie chorały. Politykę sztyletu i trucizny, pełną morderczych podstępów i promującą bezwzględną eksterminację wrogów, odrzucił na rzecz systemu prawnych przywilejów, precedensów oraz zawiłych norm rycerskiego honoru. Książęcą mitrę samodzierżcy, przed którym poddani biją pokłony, wymienił zaś na koronę chrześcijańskiego króla, zmuszanego do ciągłych ustępstw na rzecz doradców, kompromisów z możnymi, aktów łaski i żmudnych pertraktacji w każdej sprawie.

      Fakt, że nawet ze skrępowanymi rękoma, bez znajomości języka i jakichkolwiek koneksji, utrzymał się na powierzchni mętnego morza rytuałów, ograniczeń i oczekiwań, musi imponować. Osobiście była to jednak dla niego wprost katorżnicza przeprawa. Tym cięższa, że na wsparcie nie mógł liczyć nawet ze strony najbliższej osoby.

      Elżbieta z Pilczy lepiej niż ktokolwiek inny zdawała sobie sprawę z tego, co to znaczy zostać uwięzionym w niechcianym małżeństwie. Jagiełły oczywiście nie porwano, nie pozbawiono wolności, tym bardziej fizycznie nie wykorzystano. Trudno porównywać jego los z tragicznymi doznaniami młodej Toporówny. Ale można założyć, że repatriantka potrafiła pojąć sytuację króla zamkniętego w złotej klatce.

      Małżeństwo Jagiełły i niewiele starszej od Elżbiety Jadwigi Andegaweńskiej okazało się związkiem niedobranym, nieszczęśliwym, skłóconym na każdej płaszczyźnie. Król i królowa kompletnie się od siebie różnili. I przeciwieństwa wcale się nie przyciągały. Ona była oczytana, elokwentna, pełna fascynacji dla drętwych naukowych traktatów. On, wbrew dawnym, krzywdzącym opiniom, znał języki i pismo, ale czas wolał spędzać na polowaniach lub w siodle, a nie z nosem w książkach. Ona imponowała swoją pobożnością, debatowała z teologami i słała listy do samego papieża. On starał się brać udział w codziennej porannej mszy świętej (chyba że zaspał, co nieraz się zdarzało), ale zarazem nie wyzbył się dawnych przesądów i naleciałości. Czy to pogańskich, czy też – jak twierdził Jan Długosz – przejętych od prawosławnej matki. Zawsze gdy wstawał rano z łóżka, ciskał na ziemię „kawałki patyków lub trzciny” i spluwał. Zawsze też, nim wyszedł z domu, „trzy razy obracał się wkoło i słomkę na trzy części złamaną rzucał na ziemię”, nikomu jednak nie chciał powiedzieć, dlaczego to robi. Obsesyjnie bał się zaćmień Słońca. Opowiadano również, że w jednym z krakowskich kościołów Jagiełło nakazał ustawić świeczkę Zbawicielowi, diabłu zaś – dwie świeczki, by był mu posłuszny. Tę historię należy jednak raczej uznać za zmyślenie.

      Różnice można by wyliczać właściwie bez końca. I miały one ogromne konsekwencje. Jagiełło i Jadwiga niemal się nie spotykali. Porównanie tras ich podróży i miejsc pobytu skłania wręcz do wniosku, że król rozmyślnie unikał małżonki. W całym 1394 roku spędzili w tym samym miejscu – bo przecież niekoniecznie razem – tylko pięćdziesiąt siedem dni. W kolejnych latach nawet mniej. Prowadzili niezależną od siebie, a często wręcz sprzeczną politykę. Ich intymne relacje przepełnione СКАЧАТЬ