Название: Damy Władysława Jagiełły
Автор: Kamil Janicki
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788308072462
isbn:
Jak każdy człowiek monarcha potrzebował jednak bratniej duszy; kogoś, przed kim mógłby choć na moment się otworzyć. Nie ufał doradcom, braci uważał za zawistników tylko czekających na jego potknięcie. Kuzyna Witolda cenił jako sprawnego polityka, ale nadal nie wierzył w jego niezawodność. Nawet na ulubionej siostrze Aleksandrze nie mógł do końca polegać. Teraz była przecież księżną mazowiecką, miała interesy sprzeczne z jego własnymi. Kto zostawał? Może tylko siostra duchowa, Elżbieta.
WYSOKIE PROGI
Z pozoru wszystko wróciło do normy. Ale tylko z pozoru. Jadwiga z Pilczy dwoiła się i troiła, by odbudować swój prestiż i udowodnić wszystkim niedowiarkom, że znów bierze udział w wielkiej grze. Dla osiągnięcia celu wzorowała się na samej królowej.
Jadwiga Andegaweńska przeszła do legendy jako wielka wspomożycielka chorych i ubogich. Do dzisiaj opowiada się, jak wręczyła życzliwym chłopom swoje zdobne rękawiczki albo pozostawiła odcisk stopy na kamieniu, w miejscu gdzie ściągnęła z bucika złotą klamrę, by obdarować zbiedniałego robotnika. U podstaw popularnych legend – upiększanych i przetwarzanych wraz z upływem stuleci – leżał prawdziwy charakter władczyni. Andegawenka wykazywała się dobroczynnością w stopniu większym niż inne koronowane głowy tamtej epoki. Służyła też przykładem poddanym… i poddankom.
W 1394 roku pod patronatem królowej zaczęły powstawać w kraju szpitale dla ubogich. Pierwszy w Nowym Sączu, kolejny w Bieczu. Wawelska pani nie tylko udzielała takim inicjatywom poparcia, ale też pieniężnej pomocy. Na tym tle wyjątkowo spektakularnie prezentuje się podobne przedsięwzięcie Jadwigi z Pilczy, zapoczątkowane w roku 1395. Zamożna wdowa nie prosiła królowej o sypnięcie groszem. Wszystko sfinansowała sama, a w wydanym przy tej okazji dokumencie wprost stwierdziła, że wzorem dla niej była Andegawenka. Pani na Pilczy zakupiła kilka wsi pod Krakowem, po czym wszystkie dochody z nich zapisała klasztorowi Świętego Ducha. W zamian mnisi mieli założyć nawet nie jeden, ale dwa szpitale: w stolicy oraz w należącym do Jadwigi Łańcucie[44].
Za decyzją Jadwigi mogła oczywiście stać chęć pomocy potrzebującym; mogło nią kierować współczucie. Ale na pewno nie ono w pierwszym rzędzie. Wdowa wykosztowała się, by przypomnieć polskim elitom, jak wielki ma majątek, znaczące wpływy i jak blisko znajduje się tronu. Ale też żeby przykryć wciąż krążące po kraju pogłoski na temat bolesnych doświadczeń córki i jej własnego upokorzenia.
Mogła wydać wielkie kwoty, bo latyfundia pod Pilczą i Łańcutem – doglądane czujnym okiem właścicielki – wciąż prosperowały wyśmienicie. To fakt potwierdzony, zwłaszcza w odniesieniu do drugich posiadłości. Historyk Marian Ungeheuer wykazał, że wschodnia Małopolska tamtej epoki wprost tonęła w długach. Miejscowymi stosunkami rządził nawet nie pieniądz, ale kredyt. A rycerze (także ci ze znamienitych rodów) byli zmuszeni stale głowić się nad tym, jak spłacić jednych wierzycieli i przekonać kolejnych do udzielenia pożyczek. Od tego niemal powszechnego stanu były tylko pojedyncze wyjątki, białe plamy na mapie obezwładniającego zadłużenia. Wśród nich – zwłaszcza Łańcut z przyległościami. Ungeheuer pisał, że tam musiała dochodzić do głosu zaradność właścicieli. Miał rację. Jadwiga niewątpliwie wiedziała, co robi, a od roku 1396 mogła też liczyć na wsparcie córki, przysposabiającej się do samodzielnego zarządzania włościami[45].
Po wszystkim, co zaszło, Jadwiga najchętniej zostawiłaby Elżbietę u swojego boku. Dwie wdowy, samodzielnie dowodzące światu, że potrafią rządzić lepiej od jakiegokolwiek mężczyzny… Kusząca wizja, ale nic ponadto. Ponaddwudziestoletnia latorośl może nie potrzebowała męża, ale wiedziała, że musi urodzić syna z prawego łoża. To zaś czyniło ślub po prostu nieodzownym. I niezmiennie trudnym do przeprowadzenia.
Żaden nowy Jan z Jičina nie zawitał do pileckiego zamku. Przedstawiciele najlepszych familii ani myśleli prosić o rękę dwukrotnej wdowy o skandalicznej – w ich odczuciu – przeszłości, a mijające lata, zamiast zbawiennego zapomnienia, przynosiły tylko nowe kłopoty. Stugębna plotka czyniła z Elżbiety może rozpustnicę, może herod-babę, kobietę do cna bezbożną, czy wręcz trucicielkę, która sprzątnęła drugiego męża, gdy tylko ten zabił pierwszego. Kto wie, czy za plecami nie oskarżano jej o to wszystko naraz. Opinię miała zszarganą, a do tego z miesiąca na miesiąc robiła się coraz starsza. Już sam wdowi stan przydawał jej lat w oczach otoczenia. Realnie też zresztą nie była już taką młódką, jakich pragnęli żonkosie na przełomie XIV i XV stulecia.
Kandydaci do jej ręki na pewno nadal się trafiali. Wszystko to jednak byli zbankrutowani cwaniacy, kombinatorzy, typy spod ciemnej gwiazdy. Nikt godzien toporczykowskiej fortuny. Pomóc nie był w stanie Władysław Jagiełło – dopiero zaczynający budować nad Wisłą własne stronnictwo – a sama Jadwiga z Pilczy więcej nie mogła już wskórać. Zdała się więc na wsparcie potężnego brata.
Wuj Elżbiety, Spytko z Melsztyna, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XIV wieku znajdował się na samym szczycie. Więcej nawet. Zdobywał wzniesienia, o których inni polscy możnowładcy mogli tylko marzyć. Obłowił się na wojnie z Opolczykiem i zajął część jego ziem. Decyzją Władysława Jagiełły został też panem – a w świetle ruskiej kroniki wręcz „kniaziem”, czyli księciem – zachodniego Podola[46]. Jeśli ktoś taki jak on nie byłby w stanie wyszukać męża dla siostrzenicy, to znaczyłoby, że pora porzucić wszelką nadzieję. Spytko stanął jednak na wysokości zadania. Czy też prawie stanął.
Przedstawił paniom na Pilczy kandydata. Człowieka, o którym Maria Nitkiewicz, badaczka dziejów Łańcuta, pisała: „Rycerz ubogi, ale miał swoje zalety”[47]. Raczej nieliczne, wypada dodać.
UBOGI, ALE MIAŁ ZALETY
Wincenty urodził się około roku 1370. Wywodził się z Wielkopolski, spod Grodziska, i od nazwy rodzinnej wsi był określany mianem Wincentego z Granowa bądź Granowskiego. Był najwyżej o kilka lat starszy od Elżbiety, a to dawało nadzieję na bardziej zgodny i partnerski związek niż w przypadku rażącej różnicy wieku. Poza tym mężczyzna uchodził za wiernego sługę króla, należał do rycerskiej klienteli Spytka z Melsztyna, miał pewne talenty dyplomatyczne i umiał sprawnie wymachiwać mieczem. Na tym lista atutów się kończy. A wad wymienić można równie wiele. Wincenty był kombinatorem, kłótnikiem, a przede wszystkim bankrutem tkwiącym po uszy w długach.
Spytko z Melsztyna na drzewie genealogicznym Tarnowskich. Dziewiętnastowieczny przedruk nowożytnej ryciny.
Jan Długosz podkreślał, że Toporczykowie boleli nad tym związkiem. W ich oczach małżeństwo było ni mniej, ni więcej tylko mezaliansem. Wedle relacji kronikarza tym bardziej szokującym, że Wincenty nie miał zaszczytnego pochodzenia i dopiero na skutek zaślubin z Elżbietą „zaczął się uważać za jednego z rodu Leliwa”. Wcześniej zaś pieczętował się ponoć „podobnym” herbem, cokolwiek by to znaczyło.
Zarzuty nie były pozbawione podstaw. Dzisiaj nie sposób prześledzić drzewa genealogicznego Granowskich. Nie wiadomo, kto był ojcem Wincentego, nie są znani żadni СКАЧАТЬ