Название: Przegrane zwycięstwo
Автор: Andrzej Chwalba
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Poza serią
isbn: 9788381910804
isbn:
Problemy z zaopatrzeniem pogłębiał niedostatek środków transportu, a linie kolejowe były niemiłosiernie wyeksploatowane. Zresztą z powodu dużych odległości od stacji do garnizonu i tak należało skorzystać z podwód żydowskich i chłopskich, aby przewieść produkty na odległość nieraz pięćdziesięciu czy stu kilometrów. Transport ze stacji kolejowej do garnizonu mógł trwać nawet dwa do trzech dni, co powodowało, że produkty zbożowe przewożone w niestosownych warunkach traciły wartość odżywczą. Przeto przypadki przymusowej diety żołnierzy nie należały do rzadkich, to zaś stawało się nieraz powodem protestów. Szczególnie irytowały wojskowych śledzie i ryby morskie. Już w 1917 roku w Legionach Polskich odnotowano bunty żołnierzy przeciwko tym rybom. Temat śledzi, zwłaszcza ich niskiej wartości odżywczej, powrócił. Oczekiwano, że menu żołnierskie poprawi import żywności z Ameryki. Lecz ani amerykańska margaryna, mąka kukurydziana, ani gorzka w smaku fasola nie cieszyły się popularnością. Jedynie mięsne konserwy przypadły żołnierzom do smaku.
Ważnym zadaniem GUZA było zaopatrzenie armii w konie, gdyż były one podstawowym środkiem transportu, a stale ich brakowało. 1 czerwca 1920 roku niedobór koni w wojsku przekroczył 18 tysięcy sztuk, a w połowie sierpnia 50 tysięcy. Import był minimalny. Najwięcej koni, bo ponad cztery tysiące, trafiło do Polski z Francji. 3 lipca tego roku MSWojsk. ogłosiło przymusowy pobór koni, wyłączając klacze. Nie przyniósł on jednak takich wyników, jakich oczekiwano – mimo korzystnych kwot płaconych przez wojsko. W tej sytuacji żołnierze sami organizowali – dosłownie – polowania na konie, aczkolwiek przebiegli chłopi trzymali te zwierzęta z dala od wsi, najczęściej w lasach.
Kolejnym obszarem troski GUZA było wyposażenie żołnierzy w jednolite mundury, płaszcze, bieliznę, koce. Jednym z najważniejszych zadań było opracowanie wzoru polskiego munduru, czym w 1919 roku zajęli się fachowcy z Komisji Ubiorczej Departamentu Mobilizacyjno-Organizacyjnego. W jej skład został powołany między innymi rotmistrz Wojciech Kossak. 21 września 1919 roku Komisja zaprezentowała wzór mundurów – osobno dla szeregowych, osobno dla oficerów. Rozstrzygnęła też spór maciejówki z czapką rogatą zwaną rogatywką, która była nakryciem głowy wojsk Hallera i wielkopolskich, wskazując tę drugą jako zwycięską – „aby obcy na całym świecie po niej poznali Polaka”, jak stwierdzano w uzasadnieniu. Rozróżniano kilka rodzajów mundurów: bojowy, garnizonowy, służbowy, salonowy, codzienny. Jednak droga od projektu do ujednolicenia była daleka. Żołnierza polskiego nadal charakteryzowała pstrokacizna stylów, kolorów, dodatków. Niektórzy oficerowie zamawiali u krawców fantazyjne mundury, co miało i ten skutek, że żołnierze nie rozpoznawali przełożonych i nie oddawali im honorów.
Żołnierze dysponowali mundurami i płaszczami z magazynów wojsk państw zaborczych oraz z zasobów armii alianckich. Jednak armii udało się zabezpieczyć tylko niektóre magazyny, bowiem natychmiast po wyjeździe obcych wojsk w kierunku składnic ruszyli masowo cywile. Jedni pieszo, inni podjeżdżali furkami i zabierali wszystko to, co miało jakąkolwiek wartość. Do magazynów zmierzali biedni i bogaci, wykształceni i analfabeci. Z kolei składy zlokalizowane w okolicach wiejskich plądrowali chłopi oraz Żydzi. Miejscowych nieraz uprzedzały konne bandy dezerterów. Zatem dzień odzyskania niepodległości to jednocześnie początek szabru, i to na wielką skalę. Nie pomagały apele, że jest to własność państwa polskiego. Ludzie wymęczeni i wygłodzeni wieloletnią wojną, zdemoralizowani, uważali, że im się to po poście wojennym zwyczajnie należy. Żołnierze nie zawsze byli w stanie zabezpieczyć magazyny przed niepowołanymi gośćmi. Niejednokrotnie atakował ich gniewny, a przy tym uzbrojony tłum. Podczas rozbrajania c. i k. żołnierzy w Galicji nie zginął nikt, były natomiast ofiary śmiertelne podczas walk o przejęcie magazynów. Niekiedy szczęśliwie wojsko odzyskiwało przynajmniej część ich zasobów. „We Włodzimierzu zyskaliśmy kilka wagonów sukna, które w Lublinie rozkradziono. Złodziejstwo było lepiej zorganizowane niż potrzebne dla ojczyzny gałęzie życia prywatnego i publicznego” – zanotował w grudniu 1918 roku generał Jan Romer.
W sumie umundurowanie żołnierzy stanowiło istną mozaikę, a skala różnorodności zaskakiwała między innymi obserwatorów zagranicznych. Podczas defilady wojskowej 3 maja 1919 roku w Warszawie „przeszły wszelkie rodzaje żołnierzy, zebranych w tym kraju na poczekaniu, wyposażonych we wszystko, co udało się rządowi zebrać. Były mundury uszyte z sukna rosyjskiego, z sukna niemieckiego i z sukna austriackiego, a także najrozmaitsze inne, jakich nigdy nie widzieliśmy. Rozmaitość była nieskończona” – zanotował poseł amerykański (minister pełnomocny) Hugh Gibson. W Armii Hallera dominowało umundurowanie francuskie, ale żołnierze dywizji hallerowskich w Rosji nosili mundury rosyjskie, a nawet japońskie i chińskie. Z kolei Wielkopolanie, choć najczęściej byli odziani w mundury niemieckie (felgrau), to niejednokrotnie różnili się oryginalnymi dodatkami, które miały podkreślić, że to wojsko polskie, a nie niemieckie. Oddział powstańców pleszewskich w styczniu 1919 roku miał tak wyglądać:
Na przodzie jakby chorąży, starszy już sobie powstaniec niskiego wzrostu, w olbrzymiej za to czerwono-białej rogatywce ze wstążeczką i wyzywającą wiechą pawich piór, pistolet ciężki i długi za pasem. W prawej dzierży karabin, lewą zaś śliczną chorągiewką wymachuje.
W oddziałach „krajowych” stopniowo przewagę zdobyły mundury francuskie. Lecz nie brakowało żołnierzy, głównie ochotników, którzy wyciągnęli z szaf mundury legionowe, strzeleckie, skautowskie, strażackie, a nawet policyjne. Część spośród wojskowych odziana była w ubrania cywilne albo cywilno-żołnierskie. Jeden z żołnierzy 1 Pułku Ułanów Krechowieckich notował:
Szable mieliśmy francuskie, siodła austriackie […]. Bluzy i spodnie z angielskiego i amerykańskiego demobilu, krótkie austriackie buty i angielskie wełniane, półelastyczne bandaże [pasy]. Co było niezwykle kłopotliwe i niewygodne. Zamiast skarpet, których nie było, owijało się stopy tzw. onucami, tj. kawałkami płóciennego materiału, pochodzącego przeważnie ze zużytej bielizny.
Nawet oficerowie mieli problemy ze skompletowaniem munduru, kurtek, spodni, bielizny. „Oficerowie dość śmiesznie się prezentują w swoich kombinowanych mundurach […] ale o wyekwipowaniu się nie ma co marzyć” – pisał jeden z nich.
Zaopatrzenie w mundury, bieliznę, koce nie spełniło oczekiwań dowództwa ani żołnierzy. Źródłowe opinie na ten temat są bliźniaczo do siebie podobne. Jednostajne i monotonne. Co prawda były oddziały dysponujące przyzwoitym umundurowaniem, jak hallerczycy i Wielkopolanie, ubrani jak spod igły, ale to nie oni przeważali, tym bardziej że czas robił swoje i także ich uniformy uległy zniszczeniu. СКАЧАТЬ