Название: Przegrane zwycięstwo
Автор: Andrzej Chwalba
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Poza serią
isbn: 9788381910804
isbn:
– pisał Żeligowski.
Jednym z podstawowych zadań NDWP było opracowanie systemu szkolenia oficerów, podoficerów i żołnierzy oraz uruchomienie szkolnictwa wojskowego, co się dokonało dzięki wydatnej pomocy Francuzów. W celu szkolenia oficerów sztabowych powołano 15 czerwca 1919 roku Wojenną Szkołę Sztabu Generalnego. W ramach programu szkoły organizowano pięciomiesięczne kursy. Założono także kilka szkół oficerskich.
Nie mniej ważne było szkolenie rekrutów, które początkowo miało trwać trzy miesiące. Później zalecano trzy do czterech tygodni. Przy armiach i frontach powstały ośrodki wyszkolenia, które prowadziły także kursy dla podoficerów i specjalistów. Jednak przede wszystkim szkolenie poborowych miało się odbywać w oddziałach marszowych. Tyle teoria. W praktyce w kompaniach marszowych bywali rekruci, którzy nie odbyli przeszkolenia, a ze sztuką wojenną zapoznawali się na froncie. Już w rozkazie z 14 lutego 1919 roku czytamy, że ze względu na potrzeby kierowano marszowe kompanie „na miejsca zagrożone, odrywając je przez to od właściwego zadania, wypełniania strat w […] pułkach i batalionach”. W kolejnych miesiącach różnie bywało. Do systematycznych szkoleń powrócono jesienią 1919 roku, co umożliwiła stabilizacja frontu.
Problemy ponownie powróciły latem 1920 roku, kiedy wojsko zasilili liczni rekruci i ochotnicy. „Na Pomorzu w formacjach zapasowych zastałem tylko niewyszkolonych rekrutów” – pisał wówczas generał Raszewski. Z tego powodu świeżo zmobilizowani żołnierze nie mogli wówczas dobrze strzelać. Jeden z oficerów wyjaśniał, że „nigdy nie było czasu, aby go tego wyuczyć. Nie miał zaufania do karabinu i nie widział w nim swego przyjaciela. Karabin wydawał mu się raczej ciężarem, który trzeba dźwigać”. Stanisław Grabski pisał, że jego siostrzeniec Stanisław Kirkor, ochotnik, dopiero w okopach w 1920 roku uczył się ładować broń, a syn premiera Grabskiego Władysław znał się na tym niewiele lepiej. Nawet młodzież szkół średnich – jak czytamy – „dopiero na froncie zaczęła się uczyć strzelać”, a wcześniej krótko ćwiczyła, korzystając z drewnianych karabinów. Podobne zdanie odnotował generał Władysław Sikorski – o jednej z brygad pisał, że latem 1920 roku jej nie najlepszy stan „zawierał przede wszystkim ujemne konsekwencje zbyt szybkiego tempa powstania brygady. Jej żołnierz niezgrany był z dowódcą, a ponadto mało był obeznany z techniczno-bojowym sprzętem, w dodatku na ogół niedopasowanym, gdyż wydanym brygadzie w drodze”. W owym czasie stale raportowano o mankamentach wyszkolenia w zakresie strzelania. Jak podkreślano w jednym z raportów spod Lwowa, „żołnierz umie strzelać o tyle, o ile potrafi kierować lufę w dane miejsce i wypalić. O jakimkolwiek celowaniu nie ma mowy. Żołnierz nie rozumie nawet, jak się to robi”. Piechurów i tak było łatwiej przygotować do wojny niż kawalerzystów. Zdarzało się, że wśród zakwalifikowanych do kawalerii byli i tacy, co jeszcze nigdy na koniu nie jeździli. W jednym z raportów czytamy: „Nie umieli oni ani jeździć, ani strzelać […] żaden nie umiał posługiwać się lancą […] nie rozumieli komend żołnierskich, z trudnością siedzieli na koniach, nie znali szyków bojowych”.
Oprócz szkolenia wojskowego prowadzono pracę wychowawczą, a jej efekty zdaniem oficerów były zadowalające. Oficerowie w ślad za Piłsudskim podkreślali, że silna formacja moralna jest czynnikiem decydującym na polu walki, przeto szkolenie w tym zakresie jest co najmniej tak istotne jak bojowe. Naczelny Wódz powiadał, że „dopiero szkoła i wojsko czynią człowieka dojrzałym, dają mu możność wykonywania wszystkich obowiązków obywatelskich”. Zachęcał do tworzenia doktryny wychowawczej w duchu solidaryzmu narodowego i obywatelskiego, co przyniesie efekty w postaci „wysokiego morale żołnierzy”. Marian Porwit, były legionista, w 1919 roku przekonywał, że „działalność wychowawcza winna stać wyżej nad szkoleniową”. Propagował hasło: „Każdy oficer – wychowawcą”. „Służba oficerska – pisał – jest ważną, gdy jest wychowawcza. Wychowując wiernych i karnych żołnierzy, damy państwu naszemu tym samym zastęp obywateli”. Podobne były opinie wielu innych oficerów, i to nie tylko wywodzących się z Legionów.
Poza doktryną niezbędne były instrumenty pracy wychowawczej. I takie zostały zapewnione. Żołnierze mieli do dyspozycji broszury o tematyce historycznej i patriotycznej, w tym popularną Książeczkę żołnierza polskiego autorstwa Zdzisława Dębickiego. „Ojczyźnie tylko jednej służysz […]. Nie partiom, nie stronnictwom, ludziom możnym ani ludziom ubogim, ale jednej, jedynej Ojczyźnie” – czytamy w niej. Aby zwielokrotnić siłę oddziaływania na żołnierzy, we wrześniu 1919 roku powołano Towarzystwo Wiedzy Wojskowej, której prezesem został generał Jan Jacyna. „Wojna obecna wykazała, iż nie dość być oficerem zawodowym, lecz przede wszystkim trzeba być oficerem” – czytamy. Przeszkodą w upowszechnieniu wiedzy z zakresu dziejów ojczystych był analfabetyzm żołnierzy. W niektórych batalionach analfabeci stanowili trzydzieści, a nawet czterdzieści procent ogółu. Aby ten stan zmienić, uruchomiono kursy pisania i czytania.
Latem 1920 roku, gdy wojska bolszewickie zbliżały się do Warszawy i do Lwowa, w wojsku zaczęto tworzyć wydziały instruktażowo-oświatowe. Uruchomiono sieć gospód frontowych i uniwersytety żołnierskie, w których instruktorzy prowadzili pogadanki z żołnierzami „celem – jak czytamy w jednej z instrukcji – podniesienia patriotyzmu, dyscypliny i tężyzny w podwładnych oddziałach”. Uczono obowiązkowości i bezwzględnego wykonywania rozkazów. Popularyzowano podstawowe słowa z zakresu wojskowego języka polskiego i przypominano rodzime tradycje wojskowe. Wypowiedziano wojnę przekleństwom żołnierzy i zaśmiecaniu języka. Uznano, że wszechobecne wulgaryzmy językowe nie uchodzą, ale nie wydaje się, aby ta kampania przyniosła efekty.
Na morale żołnierzy i oficerów pozytywnie wpływały nagrody za dzielną służbę, medale i odznaczenia. Szczególne znaczenie miało przywrócenie 1 sierpnia 1919 roku Orderu Wojskowego Virtuti Militari, jako „nagrody czynów wybitnego męstwa i odwagi, dokonanych w boju i połączonych z poświęceniem dla dobra Ojczyzny”. Odznaczonym przysługiwały liczne przywileje. 11 sierpnia 1920 roku Rada Obrony Państwa wydała rozporządzenie ustanawiające Krzyż Walecznych „celem nagradzania czynów męstwa i odwagi, wykazanych w boju” przez oficerów, podoficerów, żołnierzy.
Żołnierzom starano się zapewnić czas na rozrywkę i na uprawianie sportu, zwłaszcza piłki nożnej. Staraniem organizacji obywatelskich urządzano dla nich kina. Do niektórych oddziałów dojeżdżał kinematograf, a filmy wyświetlano w namiotach lub na otwartej przestrzeni.
Podstawowym zadaniem służb wojskowych było wyposażenie żołnierzy i zaopatrzenie ich w broń i amunicję. W pierwszych tygodniach niepodległości nieźle sobie z tym radziły dzięki przejęciu magazynów po zaborcach. I tak żołnierze Armii Wielkopolskiej otrzymali broń i sprzęt pochodzący z niemieckiego demobilu, a Armii Hallera – sprzęt francuski, który został zakupiony. Szybka rozbudowa wojska wymagała dalszych dostaw. Głównym ich źródłem byli zachodni alianci, którzy sprzedawali produkcję wojenną własną oraz państw centralnych. Zakupem sprzętu wojskowego w Paryżu, Londynie, Wiedniu, Budapeszcie, Sztokholmie zajmowały się polskie misje wojskowe. Najwięcej broni i sprzętu pozyskano we Francji.
Niewielkie znaczenie miała krajowa produkcja sprzętu wojskowego, która co najwyżej stanowiła uzupełnienie importu. Niepokoiło to KNP oraz opozycyjnych polityków w kraju. 28 marca 1920 roku poseł Ryszard Wojdaliński z Lublina zgłosił rezolucję: „Wzywa się Rząd, aby poczynił wszelkie wysiłki w celu rozwinięcia przemysłu wojennego do tego stopnia, aby można było pokryć wewnątrzkrajowe wszystkie potrzeby wojenne”. Projekt ustawy СКАЧАТЬ