Название: Przegrane zwycięstwo
Автор: Andrzej Chwalba
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Poza serią
isbn: 9788381910804
isbn:
Wezwania do poboru rekrutów i to tuż po zakończeniu wojny nie mogły się spotkać z ich radością. Rekruci podobnie jak i ich rodziny pragnęli pokoju i spokoju. To po pierwsze. Po drugie, istniał szeroki margines przyzwolenia społecznego na ucieczkę przed służbą wojskową. Społeczności wioskowe i miasteczkowe często chroniły uciekających przed poborem. Polska nie mogła sobie jeszcze wyrobić należnego szacunku mieszkańców. Niejeden rekrut pytał, czy warto umierać za państwo, które nie zapewnia tego, czego oczekują, a niebawem może też zniknąć z mapy Europy. Syn chłopski Michał Słowikowski powiadał: „Jak mi się żreć chce, to co mi honor da? W dupie mam honor. Jeżeli jeść nie ma co, jeżeli wszy gryzą. Jeżeli gaci żołnierze nie mają”.
Jakie były wyniki mobilizacji? Trudno o jeden spójny i jednoznaczny obraz. Zależały one od wielu czynników. W jednych powiatach do poboru stawała zdecydowana większość, w innych nieliczni. Przykładowo w Łomży stawiło się trzydzieści trzy procent rekrutów rocznika 1895, w Kolnie dwadzieścia jeden procent, w Ostrołęce sześćdziesiąt sześć procent. W Łodzi, w marcu 1920 roku, na ogólną liczbę 3676 rekrutów nie stawiło się 474. W Warszawie na 3212 nie stawiło się 678. Z kolei w marcu 1920 roku w Białymstoku na 1190 wezwanych zgłosiło się 172. Taki wynik skłonił żandarmerię do przeprowadzenia „polowania” na uchylających się, które przyniosło dobry efekt, gdyż w marcu zatrzymano 600 osób. W kaliskim podczas obław od stycznia do marca 1920 roku schwytano 550 uchylających się i dezerterów. Z kolei w maju tego roku w DOG Kielce podczas obław zatrzymano ich dwa tysiące. NDWP, uwzględniwszy negatywne czynniki wpływające na pobór, uznało, że w sumie przyniósł on niezłe wyniki, nawet w tak trudnym okresie jak lato 1920 roku. „Psychologia szerokich mas dojrzała całkowicie do tego, aby powszechny pobór przymusowy dał pomyślne wyniki” – czytamy w raporcie z 12 sierpnia 1920 roku.
Ci, co nie chcieli służyć w wojsku, odwoływali się od decyzji o poborze, między innymi fałszując metryki urodzenia, dodając sobie lat, przedstawiając dokumenty, że są jedynymi żywicielami rodziny, dowodząc niepełnosprawności. Niektórzy wstrzykiwali sobie naftę pod skórę lub pili mocz koński, co miało spowodować wysoką gorączkę. W ostateczności, gdy to nie pomogło, pozostawała łapówka. Powstały „łapówkarskie” przedsiębiorstwa, które zajmowały się pośrednictwem między członkami komisji a zainteresowanymi. W rolę pośredników, zwanych faktorami, najczęściej wcielali się Żydzi. Przekupstwa stały się poważnym problemem, gdyż rosła znieczulica społeczna na sprawy państwa i obronności. Niejeden faktor został aresztowany, ale wkrótce najczęściej wychodził na wolność dzięki… przekupstwu. Koło się domykało. Machina działała skutecznie.
Pójścia do wojska odmawiali często także Żydzi. Na wieść o poborze niejeden spośród nich decydował się na ucieczkę poza granice Polski, najczęściej do Wolnego Miasta Gdańska, do Czechosłowacji, Niemiec. Pozostali czynili, co w ich mocy, aby uniknąć wcielenia do armii. Lecz gdy żaden środek nie zadziałał, gdy nie potrafili przekonać komisji, że bez nich wojsko polskie i tak wygra wojnę, to przynajmniej starali się maksymalnie skrócić czas służby. Ich współwyznawcy podczas odwiedzin przynosili im w paczkach wraz z jedzeniem środki wywołujące choroby, dlatego dowództwa ograniczyły wizyty, ale wówczas prasa światowa pisała o znęcaniu się polskich oficerów nad żydowskimi żołnierzami. Dla większości Żydów służba wojskowa była bolesną i zupełnie niepotrzebną wyrwą w życiorysie. Oznaczała opuszczenie domu i porzucenie działalności gospodarczej, która była sensem ich życia. Służba nowemu państwu, które nie wiadomo jak długo przetrwa, wyglądała na nieracjonalną w racjonalnym świecie żydowskim. Żydzi obawiali się też szykan i znęcania się nad nimi w wojsku, co niejednokrotnie miało miejsce.
W drugiej połowie 1919 i w 1920 roku Żydzi uchylający się od służby powoływali się na tak zwany traktat mniejszościowy, który został narzucony między innymi Polsce. Powiadali, że są obywatelami „państwa syjońskiego” lub „państwa palestyńskiego”, zatem nie wolno ich zmuszać do służby. W styczniu 1920 roku MSWojsk. zdecydowało, że Żydzi wezwani do służby muszą się stawić, gdyż jako obywatele Polski mają te same prawa i obowiązki co pozostali. W praktyce jednak często ich zwalniano, gdyż jak uzasadniano, są „elementem niepewnym i nielojalnym”. Od lipca 1920 roku poczynając, ze względu na gwałtowne potrzeby wojska, zwolnień już nie udzielano.
W Wojsku Polskim nie liczono na obecność Ukraińców – ze względu na ich wrogość do państwa polskiego oraz niewyjaśniony status prawnomiędzynarodowy Galicji Wschodniej. Ostateczna decyzja aliantów o przyznaniu Polsce tego terytorium zapadła w 1923 roku. Z kolei władze polskie wezwały do poboru prawosławnych z ziem północno-wschodnich oraz z Wołynia, aczkolwiek kiedy latem 1920 roku odbywał się pobór roczników 1895 i 1902, polskie raporty nie kryły, że prawosławna ludność ukraińska zdecydowanie odmawia stawania w wojsku, a ekspedycje karne jedynie wzmacniają opór. „Popisowi Rusini – czytamy w jednym z raportów – stawiają się w niektórych powiatach, […] nie kryją, że idą z zamiarem zdrady i zemsty: pokaże się, jak będziemy wam służyli”. Przy najbliższej dogodnej okazji dezerterowali wraz z bronią. Także Niemcy uchylali się od poboru, powiadając, że są optantami na rzecz Niemiec i z Polską już nic ich nie łączy. Zatem w Wojsku Polskim zdecydowanie przeważali Polacy i katolicy. Przedstawiciele mniejszości narodowych i wyznaniowych stanowili niewielki margines. Na skutek tego wojsko miało charakter narodowy, a nie państwowy. Uległo to zmianie dopiero na mocy zapisu konstytucji marcowej z 1921 roku, że „wszyscy obywatele są obowiązani do służby wojskowej”.
Pewien, w sumie jednak niewielki wpływ na liczebność wojska miała dezercja. Była problemem nie tylko Polski, lecz wszystkich armii nowych państw Europy bazujących na rekrutach chłopskich, którzy marzyli nie o służbie w wojsku, ale o spokojnym i bezpiecznym gospodarowaniu. W razie komplikacji chłopskie armie rozpadały się niczym domek z kart, tak jak armia hetmana Ukrainy Skoropadskiego, kiedy Niemcy opuścili Ukrainę jesienią 1918 roku.
Niemniej w porównaniu z innymi armiami „naszej” Europy poziom dezercji w Wojsku Polskim był skromny, choć jak pisał w marcu 1920 roku jeden z oficerów, poborowi „tylko myślą, jak się ze służby wymigać”. Jednak od myślenia do decyzji była długa droga. O skali dezercji możemy się zorientować na podstawie danych z DOG, jak choćby z Łodzi z marca 1920 roku. Na 36 765 żołnierzy zdezerterowało w ciągu dwóch miesięcy 474, z czego 80 było wyznania mojżeszowego, 37 ewangelickiego, a 357 katolickiego. Z kolei w DOG Lublin między 25 grudnia 1919 roku a 25 stycznia 1920 z siedmiu tysięcy żołnierzy garnizonu lubelskiego zdezerterowało 265. W rejonach położonych dalej na wschód, gdzie łatwiej było się ukryć, skala dezercji była wyższa.
Na dezerterów żandarmeria organizowała obławy, ale bywało, że spotykała się ze zbrojnym oporem. W jednym z raportów czytamy, że dezerterzy „bezkarnie […] pokazują się otwarcie i publicznie”. Bywało, że czuli się bezpiecznie dzięki opłacaniu się policjantom, a pieniądze, którymi dysponowali, pochodziły nieraz z rabunku kas pułkowych.
W niektórych regionach i środowiskach na gotowość do dezercji wpływała propaganda bolszewickiej Rosji oraz polskich komunistów skupionych w Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP). W raportach często pisano, że dezercja „to robota komunistów”. W lipcu 1920 roku w jednym z nich czytamy, że „wskutek zbrodniczej agitacji wrogich dla państwa jednostek rekruci nie stawili się w pełnej liczbie do nakazanego przeglądu”. Oczywiście historyk nie jest w stanie ustalić, jak liczni nie stawili się lub zdezerterowali СКАЧАТЬ