Przegrane zwycięstwo. Andrzej Chwalba
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przegrane zwycięstwo - Andrzej Chwalba страница 15

Название: Przegrane zwycięstwo

Автор: Andrzej Chwalba

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Poza serią

isbn: 9788381910804

isbn:

СКАЧАТЬ Paul Henrys. Paryż oczekiwał, że przejmie szefostwo Sztabu Generalnego. Nie przejął, gdyż Piłsudski był temu przeciwny. Nieformalnie doradzał NDWP, a oficerowie i podoficerowie francuscy zajmowali się głównie szkoleniem. Niektórzy służyli w jednostkach liniowych, na mocy kontraktów indywidualnych. Dzięki nim polska armia była coraz lepiej przygotowana do prowadzenia działań bojowych. Członkowie Misji otrzymywali pobory w markach polskich, ale przy zastosowaniu taryf francuskich. Mieszkali w hotelach warszawskich, takich jak Bristol, Europejski, Polonia, czego im polscy oficerowie zazdrościli, podobnie jak gaży.

      Wśród oficerów z daleka widoczny był – nie tylko ze względu na wzrost, ale i talent wykładowcy – kapitan Charles de Gaulle, który pozostawił wspomnienia o służbie w Polsce. Najwięcej oficerów francuskich służyło w Armii Hallera, w lotnictwie oraz w wojskach pancernych. W ramach Misji funkcjonowała Francuska Misja Lotnicza. W lotnictwie służbę pełniło stu pilotów francuskich oraz pięćdziesięciu obserwatorów, ale w kolejnych miesiącach niektórzy spośród nich powrócili do Francji. Relacje z polskimi oficerami były poprawne, aczkolwiek niełatwe. Polacy i Francuzi doświadczyli innych losów wojennych, byli wychowankami odmiennych szkół wojskowych. Zwycięzcy Francuzi, dumni ze swojej kultury i miejsca w świecie, chętnie pouczali polskich oficerów i wytykali im niedociągnięcia. Czuli się recenzentami decyzji NDWP i MSWojsk. Polscy oficerowie źle to znosili. Piłsudski, choć oficjalnie wypowiadał się o członkach Misji w samych superlatywach, to w praktyce niewiele czynił, aby zaspokoić francuską dumę i potrzebę dominacji. Docierały do niego kąśliwe uwagi o jego dyletanctwie, o wiecznym improwizowaniu. Oficerowie francuscy zdawali się nie pamiętać, że najwybitniejsi napoleońscy marszałkowie też nie mieli ukończonych szkół wojskowych. Generał Henrys dobrze to rozumiał i dlatego sugerował swoim kolegom wstrzemięźliwość w komentarzach i delikatność w relacjach z Polakami. Z czasem znalazł się pod wpływem Piłsudskiego, którego cenił, co zresztą powodowało, że Paryż miał coraz mniej zaufania do jego raportów, jako podzielających polski punkt widzenia.

      W wojsku, poza kilkoma ochotnikami, nie było Brytyjczyków, niemniej Brytyjska Misja Wojskowa miała wiele do powiedzenia w kwestiach praktycznych – w tym zwłaszcza jej szef, zdolny i odważny, a Polakom przyjazny generał Adrian Carton de Wiart. Do Polski przyjechał w lutym 1919 w ramach alianckiej Misji Sojuszniczej. Jej członkowie powrócili wkrótce do swoich państw, ale Carton de Wiart pozostał.

      W sprawach wojskowych doradzali też Włosi. W czerwcu 1919 roku zainstalowała się w Polsce Japońska Misja Wojskowa kierowana przez kapitana Masatakę Yamawakiego, który był nieźle zorientowany w polskich sprawach i starał się nawet sugerować naszym władzom konkretne rozwiązania wojenne. Pozostali pracownicy misji japońskiej nie mieli o Polsce bladego pojęcia.

      Po zakończeniu Wielkiej Wojny niejeden spośród żołnierzy i oficerów alianckich chciał uczestniczyć w lokalnych konfliktach w Europie. Jedni zaciągnęli się do wojsk białych w Rosji, inni wstąpili do armii greckiej, która biła się z Turcją, a jeszcze inni postanowili walczyć u boku Polaków, jak choćby Amerykanie. Wśród polskich i amerykańskich polityków pojawił się pomysł sformowania w USA oddziałów ochotniczych. Ich entuzjastą był generał Tadeusz Rozwadowski, który wiosną 1919 roku został szefem Polskiej Misji Wojskowej w Paryżu. W liście do Piłsudskiego pisał, że „wpływ i przykład młodych oficerów amerykańskich na stosunek oficera do naszego żołnierza i odwrotnie mógłby w przyszłości być nad wyraz korzystnym”. Pomysł przypadł do gustu premierowi Ignacemu Paderewskiemu – upoważnił on Rozwadowskiego do przeprowadzenia rozmów między innymi z generałem Johnem Pershingiem, dowódcą wojsk amerykańskich we Francji, który wyznaczył pułkownika Henry’ego S. Howlanda, amerykańskiego attaché wojskowego, swoim oficerem łącznikowym. Obaj panowie uzgodnili, że ewentualna legia amerykańska mogłaby zostać użyta wyłącznie do walki z bolszewikami. Jeszcze w lipcu Rozwadowski kontynuował rozmowy z życzliwym Polsce Howlandem, jednak stopniowo słabło zainteresowanie Amerykanów tą ideą. Po zawarciu traktatu wersalskiego zaczęli się stopniowo dystansować od spraw Europy. Dlatego Waszyngton odrzucił też pomysł skierowania do Polski amerykańskich wojsk stacjonujących we Francji, co zapewniłoby „kordon sanitarny” od Rygi po Dniepr.

      Lecz porażka idei legii amerykańskiej była także następstwem sprzeciwu polskich czynników wojskowych, MSWojsk. i osobiście Sosnkowskiego, a także Piłsudskiego. Obawiali się oni, że wojska amerykańskie w Polsce pozbawią rodaków słodkich owoców zwycięstwa. Sosnkowski podkreślał też odmienność psychologiczną i mentalną Polaków oraz Amerykanów. Niemniej szkoda, że ten tak atrakcyjny, z perspektywy polskiej polityki wizerunkowej, pomysł został utracony. Mimo niepowodzenia Rozwadowski dalej podtrzymywał rozmowy, licząc na amerykańskich ochotników, zwłaszcza lotników, czołgistów, medyków, inżynierów. Do polskich konsulatów zgłaszali się amerykańscy ochotnicy z zamiarem walki ramię w ramię z Polakami. O nich zabiegał Rozwadowski. Wspierał go Haller, który latem 1919 roku raportował: „Generał Rozwadowski melduje, że opierając się na danych mu poprzednio wskazówkach i nie mogąc oprzeć się prośbom ochotników amerykańskich, zgodził się na stworzenie małej eskadry amerykańskiej dla Polski”. Sosnkowski zatwierdził jej utworzenie, niemniej w liście do Hallera podkreślił, żeby w przyszłości „wszelkie decyzje dotyczące oddziałów ochotniczych cudzoziemskich dla Armii Polskiej nie były podejmowane bez uprzedniego porozumienia się z MSWojsk.”. Wreszcie 26 sierpnia 1919 roku w paryskim hotelu Ritz, siedzibie Rozwadowskiego, pierwszych ośmiu amerykańskich oficerów lotników podpisało kontrakt na sześć miesięcy z możliwością przedłużenia, na skromnych warunkach finansowych, gdyż Amerykanie byli opłacani według polskich stawek.

      Rozwadowski najczęściej kontaktował się z Merianem Cooperem, którego poznał jeszcze wiosną 1919 roku, gdy ten uczestniczył w amerykańskiej misji pomocy żywnościowej Herberta Hoovera. Cooper, jak sam powiadał, był „chory na Polskę” – i nie było w tym żadnego przypadku, bowiem jego pradziadek służył w oddziale dowodzonym przez Kazimierza Pułaskiego. Cooper pisał do ojca:

      Każdego dnia ciąży mi myśl, że robię tak mało dla polskiej wolności, podczas gdy Pułaski tak bardzo nam pomógł. Zawsze przypominam sobie historię, którą mi opowiadałeś, o tym jak zmarł na rękach mojego przodka […]. Jeżeli będę mógł kiedykolwiek spłacić ten dług Polsce, jestem gotowy to zrobić.

      Dla Coopera ważna była motywacja ideowa, ale dla innych – potrzeba walki w powietrzu, którą tak kochali. Jeden z oficerów napisał, że powodem podpisania kontraktów była „chęć nadrobienia tego, co im umknęło” ze względu na krótki okres służby na froncie zachodnim.

      Po przybyciu do Polski amerykańscy lotnicy zostali przedstawieni Piłsudskiemu. Przyjął ich ciepło, lecz bez entuzjazmu i miał się wyrazić: „Polska sama potrafi toczyć swoje bitwy i płatnych najemników tu nie potrzebuje”, aczkolwiek w dalszej części rozmowy był wobec nich przyjazny i życzył sukcesów. W październiku 1919 roku dziesięciu lotników zameldowało się we Lwowie. Dowódcą 7 Eksadry Lotniczej został major Cedric Fauntleroy, a jego zastępcą Cooper. Eskadra otrzymała imię Tadeusza Kościuszki (Kosciuszko Squadron). Służyło w niej dwudziestu pilotów z USA i jeden obserwator, a także Polacy. Przyjmując za patrona Kościuszkę, lotnicy upamiętniali cudzoziemskiego bohatera amerykańskiej wojny o niepodległość. Amerykanie cenią symbole. Polacy również, dlatego podczas II wojny światowej dziedzicem tradycji eskadry był Dywizjon 303.

      W polskim lotnictwie służyli także cudzoziemcy z innych państw. Niektórzy wybrali Polskę nie tylko na jeden wojenny sezon, ale na dłużej, a byli i tacy, co na całe życie. Jednym z najbardziej znanych, a przy tym cieszących się zaufaniem polskich władz wojskowych był wspomniany Camillo Perini, który dowodził między innymi lwowską III Grupą Lotniczą, a w kwietniu 1920 roku został szefem lotnictwa przy Kwaterze Głównej Piłsudskiego. Trzeba „tworzyć z niczego dobrze zorganizowane СКАЧАТЬ