Название: Dobre żony
Автор: Луиза Мэй Олкотт
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современная зарубежная литература
Серия: Małe kobietki
isbn: 978-83-7779-598-9
isbn:
Nasze panie przyszły wcześnie i podczas gdy panna Crocker kończyła piętę u pończochy, Jo przyglądała się sąsiadom. Z lewej strony siedziały dwie matrony w ogromnych kapeluszach i zajęte robótkami rozprawiały o prawach kobiety; dalej, stara panna ponuro zajadała miętowe pastylki z papierowego woreczka; para prostodusznych kochanków trzymała się za ręce; poważny dżentelmen gotował się do drzemki; na prawo zaś siedział tylko zaczytany młodzieniec.
Zajmujące go pismo było ilustrowane i Jo, przyjrzawszy się, o ile sięgnęło oko, daremnie zapytywała siebie, jaki zbieg okoliczności zmusił dramatycznego artystę, by przedstawił Indianina w bogatym stroju wojennym, spadającego w przepaść z wilkiem uwieszonym u szyi, podczas gdy dwóch rozwścieczonych młodzieńców o nienaturalnie małych nogach i dużych oczach sztyletowało się w pobliżu, a kobieta z rozwianym włosem uciekała w dal z szeroko rozwartymi oczami.
Mając odwrócić stronę, młodzieniec spostrzegł, że Jo się przygląda, więc z rycerską grzecznością zapytał, podając jej pół gazety: „Czy chce pani przeczytać? To śliczna powieść”, Jo przyjęła z uśmiechem, bo nie wyrosła z sympatii do młodzieńców, i po chwili zaplątała się w zwykłym labiryncie miłości, tajemnic i morderstw. Ta powieść należała do lekkiej literatury, w której namiętności górują i gdzie, skoro autorowi zbraknie pomysłu, wielka katastrofa usuwa z widowni połowę dramatis personae, zostawiając resztę, by się jej upadkiem cieszyła.
– Doskonała, nieprawda? – spytał nieznajomy, gdy skończyła czytać.
– Zdaje mi się, że zarówno pan, jak i ja, moglibyśmy taką napisać – odpowiedziała Jo, którą bawiło unoszenie się nad tą lichotą.
– Uznałbym się w takim razie za bardzo szczęśliwego, bo ta pani dobrze sobie żyje ze swych powieści – rzekł, wskazując podpisane u dołu nazwisko S. L. A. N. G. Northbury.
– Czy pan ją zna? – spytała Jo, w której rozbudziła się nagle ciekawość.
– Nie, ale czytałem wszystkie jej utwory i znam kogoś, kto pracuje w redakcji drukującej to pismo.
– I mówi pan, że dobrze żyje z tych powieści? – spytała znów, teraz patrząc z większym poszanowaniem na dramatyczną grupę i gęsto rozsiane wykrzykniki.
– Domyślam się; wie, co się ludziom podoba, i każe sobie hojnie płacić za to, co pisze.
W tej chwili zaczęła się prelekcja, ale Jo słyszała jej bardzo mało, gdyż podczas kiedy profesor rozwodził się o Belzonim, Cheopsie i hieroglifach, potajemnie zanotowała adres gazety, postanawiając śmiało sięgnąć po sto dolarów ofiarowanych tam za powieść sensacyjną. Zanim wykład się skończył, a słuchacze ocknęli, zrobiła ogromny majątek – nie pierwszy to, jaki się znalazł na papierze – i zagłębiła się w tworzeniu powieści, niepewna tylko, czy pojedynek odbędzie się przed ucieczką, czy po morderstwie?
Nic nie mówiąc w domu o swoim planie, nazajutrz wzięła się do pracy, co zaniepokoiło matkę, która zawsze trochę się lękała chwili, kiedy „iskra” zaczynała się „żarzyć”. Ta gałąź piśmiennictwa była jeszcze dla Jo obca, gdyż dotąd tworzyła tylko niewinne i spokojne powiastki, ale w tym przedsięwzięciu przydały jej się przedstawienia sceniczne i czytanie książek rozmaitej treści, dały bowiem pewne pojęcia o efekcie dramatycznym i dostarczyły wskazówek dotyczących planu, języka i kostiumów. Tyle włożyła w swą powieść rozpaczy i bólu, ile tylko umiała, nie znając tych przykrych uczuć, a na zakończenie dodała efektowne trzęsienie ziemi, ponieważ rzecz działa się w Lizbonie. Następnie po kryjomu wyprawiła rękopis wraz z listem, skromnie nadmieniając, że autor nie śmie spodziewać się nagrody i chętnie przyjmie jakąkolwiek bądź sumę.
Sześć tygodni oczekiwania to długi ciąg czasu, a jeszcze dłuższy, żeby panienka utrzymała coś w tajemnicy; jednakże Jo potrafiła i czekać, i milczeć. Właśnie kiedy już traciła nadzieję ujrzenia swego rękopisu w formie drukowanej, nadszedł list, który jej prawie zaparł oddech; otworzywszy bowiem kopertę, ujrzała sto dolarów wypadających na kolana. Przez chwilę wytrzeszczała oczy jakby na węża, a potem przeczytała list i wreszcie rozpłakała się. Gdyby grzeczny autor tego pisma mógł wiedzieć, jak wielką radość wzbudził w bliźnim płci żeńskiej, sądzę, że poświęcałby tej zabawce wolne chwile, jeżeli je miał. Jo ceniła wyżej list niż pieniądze, dlatego że był zachęcający, a po kilkuletniej pracy było jej tak miło przekonać się, że umie cośkolwiek, chociażby tylko napisać powieść sensacyjną.
Trudno sobie wyobrazić jej dumę, kiedy uspokoiwszy się nieco, poszła zelektryzować kółko rodzinne, pokazując list w jednej ręce, a czek w drugiej, z oznajmieniem, że przyznano jej nagrodę. Ma się rozumieć, że wielka była uciecha i gdy powieść nadeszła, wszyscy ją czytali i chwalili. Wprawdzie ojciec, przyznawszy najpierw, że język dobry, strona romansowa świeża i ognista, a tragiczne ustępy efektowne, potrząsnął głową i dodał:
– Jesteś zdolna do czegoś lepszego, Jo. Sięgaj jak najwyżej i nigdy nie miej pieniędzy na względzie.
– Mnie się zdaje, że tu pieniądz najwięcej znaczy. Cóż zrobisz z tak olbrzymią fortuną? – zapytała Amy, patrząc z poszanowaniem na ten magiczny kawałek papieru.
– Wyprawię mamę z Beth na parę miesięcy nad morze – odpowiedziała żywo Jo.
– Cóż za wspaniały pomysł! Ale nie, moja droga, to byłoby zbyt samolubne z mojej strony! – wykrzyknęła Beth i klasnęła w wychudłe ręce, wciągając w siebie długi oddech, jak gdyby szukała orzeźwiającego wietrzyku znad oceanu. Powstrzymując się jednak, zaraz odepchnęła czek, którym siostra powiewała przed jej oczami.
– Musisz pojechać, bo całym sercem pragnę tego. Odważyłam się na próbę tylko w tym celu i dlatego mi się powiodła. Gdy siebie jedynie mam na względzie, nic mi się nie udaje, więc wasza korzyść będzie mi wielką podnietą w pracy. Zresztą mamie potrzebna zmiana powietrza, a ciebie tu nie zostawi, zatem musisz pojechać. Czyż to nie będzie miło, gdy powrócisz do domu pulchna i różowa, jak dawniej?
Po wielu sporach matka z córką pojechały nad morze i chociaż Beth nie wróciła tak pulchna i różowa, jakby sobie można życzyć, czuła się jednak daleko lepiej. Co się zaś tyczy pani March, to mówiła, że jej dziesięć lat ubyło. Jo zadowolona, że w ten sposób spożytkowała nagrodę, wzięła się raźno do nowego dzieła, chcąc więcej zarobić nieocenionych czeków. Zebrała ich dużo w ciągu owego roku i zaczęła się uważać za potęgę, bo jej „ramoty” zapewniały wygody całemu domowi, i tak: za Córkę księcia zapłaciła rachunek rzeźnika; za Rękę widma sprawiła nowy dywan; za Wyklęcie miasta nakupiła korzeni i sukien.
Prawda, że majątek jest rzeczą bardzo pożądaną, ale i ubóstwo ma słoneczną stronę: czyż nas nie zadawala szczera praca ręczna lub umysłowa albo czy potrzeba nie zradza połowy mądrych, pięknych i pożytecznych darów tego świata? Jo poznała tę rozkosz i przestała zazdrościć bogatszym dziewczętom, mogąc już zaspokajać własne potrzeby i nikogo nie prosić choćby o jednego pensa.
Wprawdzie ogół niewiele СКАЧАТЬ