Dobre żony. Луиза Мэй Олкотт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dobre żony - Луиза Мэй Олкотт страница 13

Название: Dobre żony

Автор: Луиза Мэй Олкотт

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия: Małe kobietki

isbn: 978-83-7779-598-9

isbn:

СКАЧАТЬ ale i pieniądze, chociaż niektórym mężczyznom to ostatnie trudniej przychodzi. Wiedziała, gdzie one są, wolno jej było wziąć, ile chce, prosił tylko o to, żeby zapisywała wydatki, spłacała miesięcznie rachunki i zawsze miała w pamięci, że ma ubogiego męża. Dotąd postępowała dobrze, była rozważna i ścisła, porządnie prowadziła książki, co miesiąc bez obawy je pokazywała; ale w jesieni wąż zakradł się do raju i kusił ją, jak niejedną nowożytną Ewę, nie jabłkiem, lecz strojami. Meg nie lubiła, żeby się ktoś nad nią litował i dawał odczuć ubóstwo; dręczyło ją wprawdzie, ale się z nim taiła i od czasu do czasu na pociechę kupowała coś ładnego, aby Sallie nie myślała, że musi oszczędzać. Żałowała tego później, bo owe ładne rzeczy rzadko były potrzebne, ale kosztowały tak mało, że nie było się czym trapić; mnożyły się więc niepostrzeżenie i Meg przestała już być biernym widzem w czasie wycieczek po sklepach.

      Te drobiazgi kosztują jednak daleko więcej, jak się zdaje z pozoru, i po obliczeniu się w końcu miesiąca przerażała ją ogólna suma. John był w jednym miesiącu tak zajęty, że jej zostawił wszelkie wypłaty; w drugim nie było go w domu; lecz w trzecim zrobił wielkie kwartalne rachunki i Meg nie zapomniała ich do końca życia. Na kilka dni przedtem uczyniła rzecz, która jej ciążyła na sumieniu: oto towarzysząc Sallie, gdy ta kupowała sobie jedwabne suknie, skusiła się na ładną fiołkową, która miała jej służyć na wieczorne zebrania w miejsce czarnej; wydawała jej się bowiem za skromna, a lekkie sukienki tylko dla panien uchodzą na wieczory. Ciotka March dawała siostrzenicom po dwadzieścia pięć dolarów na podarunek noworoczny; już tylko miesiąc trzeba było czekać, a tymczasem mogła mieć inne pieniądze, gdyby się tylko odważyła je wziąć. John zawsze jej mówił, że co jego, to i jej, ale czy uzna za dobre, żeby wydała nie tylko spodziewane dwadzieścia pięć dolarów, lecz jeszcze równą sumę przeznaczoną na dom? W tym względzie nie była pewna. Sallie namawiała, chciała pożyczyć pieniądze, i mimo najlepszych chęci, wystawiła Meg na pokusę przechodzącą jej siły. Kupiec tak ponętnie rozłożył połyskujące fałdy, tak zapewniał, że tanio sprzeda, iż pokonana kazała odciąć i zapłaciła. Sallie to ucieszyło, a Meg udawała, że nic sobie nie robi z tej fraszki; jednakże odjeżdżając, tak jej było, jakby ją goniła policja za kradzież.

b132.jpg

      Wróciwszy do domu, usiłowała stłumić wyrzuty sumienia rozłożeniem materii, ale już się zdawała mniej połyskliwa i nie tak ładna, a suma – pięćdziesiąt dolarów – migotała na każdym załamaniu, jak gdyby ją odbito zamiast deseniu. Odwróciła się niechętnie, lecz ją ciągle ta suknia prześladowała, nie tak rozkosznie jak zazwyczaj nowa, lecz groźnie niczym widmo szaleństwa, niełatwe do usunięcia. Gdy John owego wieczoru wyjął książki rachunkowe, Meg serce przestało bić i pierwszy raz, odkąd się pobrali, doznała takiej obawy. Jego łagodne ciemne oczy zdawały się grozić surowością i chociaż był niezwykle wesoły, wyobrażała sobie, że już wie o wszystkim, ale nie chce tego okazać. Domowe rachunki zostały załatwione i książki uporządkowane, John pochwaliwszy żonę, otwierał stary pugilares nazywany „bankiem”, kiedy ona wiedząc, że jest pusty, powstrzymała mu rękę i rzekła nerwowo:

      – Jeszcze nie przejrzałeś moich osobistych wydatków.

      John nigdy nie był ich ciekawy, lecz nalegała, żeby je przeglądał, bo ją bawiło, gdy się dziwił kobiecym strojom, nie mogąc odgadnąć, jak się co nazywa i do czego służy; na przykład, maleństwo złożone z dwóch wstążeczek, z trzech pączków róży i z kawałka aksamitu, nazwane czepeczkiem, które jednak kosztowało pięć lub sześć dolarów. John udawał owego wieczoru, że chce sumować cyfry i oburzać się marnotrawstwem żony, jak się często zdarzało, chociaż w gruncie był dumny z jej roztropności.

      Z wolna przyniosła książkę i położyła przed nim; następnie stanąwszy za krzesłem, pod pozorem, że mu gładzi zmarszczki na znużonym czole, rzekła z trwogą wzrastającą za każdym słowem:

      – Drogi Johnie, wstydzę ci się pokazać rachunki, bo doprawdy strasznie zbytkowałam w ostatnich czasach. Wychodząc tak często, potrzebowałam naturalnie wielu rzeczy; Sallie mnie namawiała, a ja kupiłam niejedno w nadziei, że noworoczny podarek pokryje w części te wydatki. Później zawsze żałowałam jednak tego, wiedząc, że będziesz niezadowolony.

      John ze śmiechem przyciągnął ją do siebie i rzekł wesoło:

      – Nie chowaj się; wszakże cię nie wybiję za to, że sprawiłaś sobie wysokie buciki. Dumny jestem z nóżki mojej żony i nie dbam, czy obuwie jej kosztuje osiem, czy dziewięć dolarów, byleby było dobre.

      Jednym z ostatnich drobiazgów były buciki i oko Johna padło właśnie na nie, gdy to mówił.

      „Ach, cóż on powie, jak przyjdzie do tych okropnych pięćdziesięciu dolarów” – myślała biedaczka i przechodziły ją dreszcze.

      – To coś gorszego, bo jedwabna suknia – odparła z rozpaczliwą odwagą, chcąc się już pozbyć tej biedy.

      – No i cóż, moja droga, ileż to wynosi ogółem?

      Słowa te zdawały jej się powiedziane jakimś niezwykłym tonem; przy tym czuła zwrócony ku sobie jego przenikliwy wzrok, na który dotąd odpowiadała zazwyczaj szczerym spojrzeniem. Odwróciwszy głowę, wskazała mu wreszcie sumę dosyć już zasługującą na naganę bez owych pięćdziesięciu dolarów, a z nimi — przerażającą! Przez chwilę cisza panowała w pokoju, potem John odezwał się łagodnie, chociaż z widocznym przymusem:

      – Ta cena nie wydaje mi się wcale wygórowana, kiedy wam dziś trzeba tyle falban i ozdób do wykończenia sukni.

      – Jeszcze nie jest zrobiona – szepnęła Meg, odchodząc od przytomności na myśl, że ten szalony sprawunek pociągnie za sobą jeszcze więcej kosztów.

      – Wprawdzie dwadzieścia jardów materii to bardzo dużo dla kobietki tak małego wzrostu, ale nie wątpię, że moja żona będzie równie dobrze wyglądać jak pani Moffat, gdy się w nią ubierze – powiedział sucho.

      – Wiem, że jesteś zagniewany, Johnie, ale nie mogę już temu zaradzić. Nie chciałam zmarnować twoich pieniędzy i nie przypuszczałam, żeby te drobiazgi tak dużo wyniosły. Trudno mi się oprzeć pokusie, widząc, że Sallie kupuje wszystko, czego jej się tylko zachce i lituje się nade mną, że tego czynić nie mogę. Usiłuję być zadowolona z mego losu, lecz to niełatwo przychodzi, i sprzykrzyło mi się już ubóstwo.

      Te ostatnie słowa powiedziała tak cicho, że sądziła, iż ich nie usłyszał; ale się stało przeciwnie, i zraniły go głęboko, bo sobie odmawiał dla niej tylu przyjemności. Byłaby sobie język odgryzła po chwili, John odsunął bowiem książki i wstał, mówiąc z pewnym drżeniem w głosie:

      – Obawiałem się tego od dawna; ale wierz mi, Meg, że robię wszystko, co tylko jest w mej mocy.

      Gdyby ją był wyłajał, nie tyle by ją zabolało serce, ile od tych kilku smutnych wyrazów. Przybiegła do niego, przytuliła się i zawołała ze łzami i skruchą:

      – Ach, Johnie! Mój drogi, zacny, zapracowany mężu! Ja tego nie myślałam wcale! To są takie dokuczliwe, kłamliwe, niewdzięczne słowa, jak mogłam je powiedzieć! Ach, jak mogłam!

      John okazał się bardzo dobry, wybaczył chętnie i nie СКАЧАТЬ