Название: Biografie ulic
Автор: Jacek Leociak
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: История
isbn: 978-83-62020-90-4
isbn:
Berlandowie dotrwali w piwnicach do 17 stycznia 1945 roku.
Marian Karolak (pseudonim „Mat Unrug”) pojawia się w książce Barbary Engelking i Dariusza Libionki Żydzi w powstańczej Warszawie. Należał do bojówki kapitana „Hala” (batalion im. Sowińskiego). Stacjonowali właśnie w tej okolicy Śródmieścia. Zajmowali się rabunkiem, po prostu zabijali, by okraść. „Mat Unrug” został zastrzelony przez patrol żandarmerii powstańczej pod dowództwem „Dmowskiego”. Okoliczności i motywy tego zdarzenia są niejasne. W raporcie oficera żandarmerii czytamy, że „jeden z patrolu, st. strz. Kotek, widząc zmasakrowane zwłoki żydów [sic!], odruchowo zastrzelił Unruga, po czym wspólnie ze st. strz. Nowiną, kapralem Noskiem, kapralem Muchą zakopali zwłoki Unruga w getcie”. Problem polega na tym, że „Mucha” to jeden z ludzi współdziałających z „Unrugiem” w batalionie im. Sowińskiego.
Czy Karolak „Unrug”, węszący za łupem, zabijałby chłopca kalekę, który z pewnością nic nie miał oprócz podartego ubrania na sobie? A gdyby ten chłopiec okazał się Żydem? Jesteśmy w sferze cienia. Nie wiemy niczego na pewno i już niczego pewnego wiedzieć nie będziemy. Pewne jest tylko jedno – że Stasia zamordowano. I że nie zrobili tego Niemcy.
Po klęsce powstania warszawskiego powstańcy i ludność cywilna opuścili zgliszcza miasta. Część jednak została w gruzach – warszawscy Robinsonowie, nazywani też gruzowcami. Największa znana grupa ukrywała się w przerobionych na bunkier piwnicach domów na Siennej 20 i 22. Trudno ustalić ich dokładną liczbę. W różnych relacjach podaje się od 37 do 57 osób. Wszyscy – oprócz Motka Fiszera, który umarł na raka – dotrwali do 17 stycznia 1945 roku. Wśród ukrywających się był między innymi znany warszawski ginekolog dr Henryk Beck – jeden z przywódców grupy. Beck był człowiekiem wielu talentów: lekarz, nauczyciel, automobilista, taternik i rysownik. Sporządził swoisty dziennik bunkrowy – cykl rysunków „Bunkier 1944 roku”. Do grona przywódców należał również pułkownik Władysław Kowalski, który ocalił w sumie 56 Żydów zarówno w czasie powstania warszawskiego, jak i wcześniej. Po upadku powstania nie wyszedł z miasta, lecz został ze swymi podopiecznymi w bunkrze.
Gruzowcy z Siennej 20/22 borykali się z brakiem jedzenia i przede wszystkim z brakiem wody. Jedna z nich, Cipora Fischer, w relacji złożonej w Yad Vashem podaje:
Początkowo pozbawieni byliśmy jedzenia i żywiliśmy się suszonymi liśćmi i parafiną ze świec. Później sytuacja poprawiła się nieco. Polacy bowiem opuszczając Warszawę, pozostawili wszystko w piwnicach. Nocą więc przekradaliśmy się do najbliżej położonych piwnic i zabieraliśmy ze sobą, co było najkonieczniejsze. W ten sposób poza żywnością, zdobyliśmy także trochę odzienia i pościeli. Najtrudniejszy do rozwiązania był problem wody. Nie mogliśmy żyć bez wody. Rozpoczęliśmy kopanie studni, które trwało sześć tygodni. Praca była ciężka i niejednokrotnie postanawialiśmy zarzucenie jej, ponieważ wydawała się beznadziejna. W końcu na 12 metrze głębokości ukazała się woda i to nas uratowało. Gdy spadł śnieg, coraz trudniej było nocą wychodzić po żywność, by śladami nie zdradzić kryjówki.
Perspektywa Siennej w kierunku zachodnim, kamienice od numeru 10 do 32. Lata 1941–1942. W piwnicach domów przy Siennej 20 i 22 był bunkier, w którym po powstaniu warszawskim ukrywało się 56 Żydów.
Fot. z kolekcji Anny Zajączkowskiej
Skrajnie trudne warunki ukrywania się, nieustanne zagrożenie dekonspiracją, stłoczenie na małej powierzchni kilkudziesięciu osób, wymuszona bezczynność i apatia powodowały napięcia psychiczne i konflikty wśród gruzowców. Aby przetrwać, musieli narzucić sobie żelazne rygory i przestrzegać surowych zasad organizacji bunkrowego życia. Karolina Markowa wspominała: „Ustalono porządek i regulamin współżycia. Zmieniano dzień w noc, by nie zdradzić się hałasem. Nie wychodzić na zewnątrz. W ciągu nocy bunkrowej (czyli dnia) ustalono stałe czujki po dwóch mieszkańców, mężczyźni z bronią”. Tusia Hart, ukrywająca się w okolicznych piwnicach, z podziwem opisywała warunki życia w bunkrze na Siennej 20/22: „Ich bunkier miał 12 izb. Urządzili sobie stołowy pokój, mieli olbrzymią kuchnię, urządzili sobie z waliz łóżka. By dodać przytulności wnętrzu, porozwieszali nawet firanki. (…) Panował wśród nich wzorowy porządek. Co dzień o tej samej porze wszyscy siadali do stołu. Kobiety podawały obiad. Starały się zawsze być porządnie, a nawet z pewną elegancją ubrane. W wolnych chwilach grali w karty, szachy lub czytali”.
Władysław Kowalski, który został ze swoimi podopiecznymi Żydami w gruzach Warszawy, przypomina mi owego miłosiernego Samarytanina z ewangelicznej przypowieści. Ale myśląc o nim, mam w oczach inny obraz. Widzę bunkier zburzonego domu na Siennej 20/22. „Dnia 19 stycznia 1945 – relacjonuje Władysław Kowalski – w dniu odgruzowania naszego bunkra, weszły do piwnicy naszej trzy osoby. Byli to pułkownik sowiecki, polski porucznik i jakiś tęgi bardzo człowiek w cywilu. Zamiast pomocy, której oczekiwaliśmy od nich, zapytali oni przede wszystkim, czy nie posiadamy broni, radia, zegarków oraz innych wartościowych rzeczy. Wymienione rzeczy bowiem powinniśmy im natychmiast oddać. Ponieważ nie posiadaliśmy nic z wymienionych rzeczy, i po stwierdzeniu stanu, w jakim znajdowaliśmy się, przyrzekli nam oni pomoc w postaci natychmiastowego umieszczenia nas w szpitalu. Nikt się jednak do nas nie zjawił i nikt nie udzielił nam pomocy”. Kowalski resztkami sił wyczołgał się z bunkra na śnieg. Nie był w stanie się ruszyć. Spostrzegł w oddali człowieka ciągnącego sanki. Ów człowiek podszedł bliżej, zatrzymał się, ułożył półprzytomnego Kowalskiego na sankach i zaciągnął go do miejsca, w którym mieszkał, na ulicę Nowogrodzką 5. Tam opiekował się nim do końca marca 1945 roku. Tak oto miłosierny Samarytanin spotkał na swej drodze innego miłosiernego Samarytanina.
EPILOG
Skończyła się wojna i Warszawa leżała w gruzach. Gmach szpitala na Siennej przetrwał w niezłym stanie, ale decyzją Biura Odbudowy Stolicy miał być rozebrany. Dlaczego? Nie podobała się architektura, przeznaczenie, stał się dla BOS „zawalidrogą”? To wdzięczne słowo niosło wtedy w sobie grozę wyroku. Na szczęście wyroku tego nie wykonano. Żydzi polscy zostali zgładzeni, ale Fundacja Szpitala dla Dzieci im. Bersohnów i Baumanów istniała nadal. Sąd Grodzki w Warszawie decyzją z 29 marca 1946 roku postanowił zwrócić fundacji budynek, a ta wydzierżawiła go Centralnemu Komitetowi Żydów w Polsce. To właśnie do pomieszczeń szpitala na Siennej przyniesiono pierwszą część Archiwum Ringelbluma, odnalezioną 18 września 1946 roku w zasypanej piwnicy na Nowolipkach 68 (na ten temat więcej zob. s. 394 i n.). Tam przeprowadzano pierwsze prace konserwatorskie. Ale wszystkie dawne fundacje zostały wkrótce rozwiązane i nieruchomość przy Siennej 60 przeszła na własność miasta, które w 1953 roku uruchomiło szpital zakaźny dla dzieci. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku gmach przebudowano i zmodernizowano. Ulokowano w nim Wojewódzki Szpital Zakaźny im. Dzieci Warszawy.
Teren budowy Pałacu Kultury i Nauki, czerwiec 1952. W głębi kamienica Sienna 16 – ostatnia siedziba Domu Sierot Korczaka.
Fot. Zdzisław Wdowiński, PAP
Pisząc o historii szpitala na Siennej, znakomity varsavianista Jerzy Kasprzycki puentuje swoją opowieść następująco: „[szpital] otrzymał nazwę symboliczną i najwłaściwszą: СКАЧАТЬ