Patria. Fernando Aramburu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Patria - Fernando Aramburu страница 19

Название: Patria

Автор: Fernando Aramburu

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-477-7

isbn:

СКАЧАТЬ przede wszystkim stracić z oczu Guillerma. Pojechałaby gdzieś sama, ale nie miała sumienia zostawić dzieci na łasce ich ojca. Małżeństwo? Cóż, ich związek trudno było wciąż tak nazywać. Bez przerwy się kłócili. Bywało, że nie odzywali się do siebie przez wiele dni, a jeśli zmuszeni byli na siebie spojrzeć, robili to z pogardą, nienawiścią i obrzydzeniem. Mieli jednak dzieci. Byli związani ze sobą finansowo. Razem kupili dom. Co powie rodzina? Arantxa postanowiła się nie poddać, chociaż w głębi duszy czuła ogromną niepewność, naprawdę, tymczasem jej mąż spotykał się z jakąś kobietą, i wcale się z tym nie krył.

      – Skoro nie chcesz się ze mną pieprzyć, muszę go przecież gdzieś wsadzać.

      Zwracał się do niej w taki właśnie sposób. I to w obecności dzieci lub gdy były na tyle blisko, że mogły słyszeć jego gorzkie oskarżenia, wyrzuty i krzyki.

      Trzynastoletnia Ainhoa:

      – Eee, wolę zostać tutaj z koleżankami, mamo.

      – Bardzo cię proszę.

      Pojechały we dwie. Guillermo odwiózł je swoim samochodem na lotnisko. Kiedy Ainhoa poprosiła o muzykę, włączył radio na cały regulator. Pewnie żeby nie musieć ze mną rozmawiać. Na koniec wyjął z bagażnika walizki, szybko ucałował córkę i życzył szczęśliwej podróży – nie wiadomo, czy im, czy chmurom, bo mówił, unosząc do góry wzrok jak jakiś święty z obrazka – po czym natychmiast odjechał. Nie pofatygował się nawet, żeby pomóc im zanieść bagaże do stanowiska odpraw. Wróćmy jednak do momentu, kiedy podążałam ku pieprzonej katastrofie, która zaczaiła się na mnie wśród sosen Majorki i musiała się wydarzyć akurat wtedy, kiedy zaczynałam cieszyć się kilkoma dniami relaksu, bez łez, złości, kłótni, towarzystwem córki, ze słońcem i morskimi kąpielami. Nie wspominając o erotycznych igraszkach z obcokrajowcem mieszkającym w tym samym hotelu co my. Służyły mi głównie do tego, żeby zaspokoić dawno zapomniane emocje i wynagrodzić sobie upokorzenia, jakie fundował mi Guillermo, uważając się za ogiera, casanovę, gdy w rzeczywistości był ledwo dającym sobie radę w łóżku świntuchem.

      Minęły Manacor i inne miejscowości. Objawy? Żadnych. Arantxa, gryząc apatycznie kurczaka, którego matka pokroiła jej na drobne kawałki, przywołała w pamięci wypożyczony samochód – bańkę szczęścia. Ona za kierownicą, Ainhoa w okularach słonecznych, na siedzeniu pasażera, wymieniała SMS-y swoim słabym angielskim (trzeba było mnie słuchać i się uczyć) z młodym Niemcem. Poznała go na plaży i zakochała się w nim do nieprzytomności. Jaka piękna jest miłość w tym wieku! A w oddali pod błękitnym porannym niebem czekały sosny, żeby przebić jej bańkę szczęścia.

      Straciła czucie w nogach. Udało się jej – Bóg tylko wie jak – zatrzymać samochód pośrodku jezdni. Istnieje też możliwość, że sam się zatrzymał, droga bowiem prowadziła na tym odcinku lekko pod górę, a Arantxa szybko zaciągnęła hamulec ręczny, ponieważ rękoma mogła poruszać. Była w stanie też myśleć, mówić, widzieć i oddychać, i w rzeczywistości nic jej nie bolało.

      – Co robisz, mamo? Dlaczego hamujesz?

      – Wysiądź i wołaj o pomoc. Coś się ze mną dzieje.

      Piątek. Co za pech, moje dzieci, dlaczego to się musiało przydarzyć właśnie mnie?, powtarzała do siebie, jadąc karetką. Sanitariusz zadawał jej pytania. Żeby nie straciła przytomności? Odpowiadała z roztargnieniem. Niemal całą przestrzeń w jej umyśle zdominowały myśli o dzieciach, pracy, przyszłości, ale przede wszystkim o dzieciach: takie jeszcze młode, co się z nimi stanie, jeśli mnie zabraknie?

      Sobota, niedziela. Arantxa stopniowo się uspokajała, przekonana, że wszystko skończy się tylko na strachu. Ainhoa rozhisteryzowana zachowywała się okropnie. Dlaczego? Po pierwsze, nie chciała się przenieść do hotelu do Palmy ani zostać sama w Cala Millor, po drugie, wyspa wydawała się jej teraz więzieniem i najchętniej wsiadłaby w pierwszy lepszy samolot, żeby wrócić do domu. Pozwolono jej spać w szpitalu na fotelu przy łóżku matki. Guillermo nie odbierał telefonu. Endika gdzieś przepadł. Bo w domu na pewno go nie było. Mam nadzieję, że się w coś nie wpakował. Wreszcie w poniedziałek lekarz wspomniał o wypisie ze szpitala następnego dnia, zmęczonym głosem udzielił kilku porad, zasugerował, żeby Arantxa poddała się dokładnym badaniom w swoim miejscu zamieszkania. Oznajmiła więc przez telefon matce, a potem Guillermowi, by nie przyjeżdżali po nią na Majorkę, że wrócą z Ainhoą w zaplanowanym terminie. Co więcej, postanowiła spędzić ostatnie pięć dni, które im zostało z wakacji, w Cala Millor.

      Ainhoa:

      – Nudzi mi się tutaj.

      – A ten Niemiec? Nie pożegnasz się z nim?

      Nagle ma Niemca w dupie.

      – Nie mów tak, jeszcze ktoś cię usłyszy.

      Półtorej godziny później, o zmierzchu, Arantxa leżała pod respiratorem na oddziale intensywnej terapii. Miała drugi wylew, tym razem ciężki, któremu towarzyszył ból nie-do-wy-trzy-ma-nia. Słyszała wszystko, co się wokół niej działo. Lekarza, pielęgniarki. Nie mogła jednak odpowiedzieć i była przerażona, mój Boże, to było straszne! Bała się, że włożą ją do trumny, uznawszy za martwą, i pochowają żywcem.

      – Dlaczego nie jesz?

      Arantxa otworzyła oczy. Wydawała się zdziwiona, wręcz zaskoczona widokiem matki przed sobą i ojca, który siedział po jej lewej stronie i ociekającymi tłuszczem ustami atakował zachłannie udko kurczaka.

      19

      Niezgoda

      Ależ tutaj panuje upał! Miren przypuszczała, że na otoczonych morzem wyspach było chłodniej.

      – Nie, babciu.

      – Jest tak samo gorąco jak tam, gdzie przebywa osaba Joxe Mari.

      Jak minęła jej podróż? Katastrofa. Wylądowała w Palmie z pięcioipółgodzinnym opóźnieniem, po niekończącym się, okropnym oczekiwaniu na lotnisku w Bilbao. Poczuła pragnienie, ale próbowała o nim zapomnieć i opierać się mu jak najdłużej. W końcu jednak musiała się poddać i ponieść nieplanowany wydatek: kupiła buteleczkę niegazowanej wody mineralnej, bo w swoim budżecie nie przewidywała większych luksusów, z drugiej jednak strony nie miała ochoty pić wody z kranu w toalecie. Na pewno dostałabym potem biegunki. Miała nadzieję ugasić pragnienie jakimś napojem, który podadzą jej w samolocie, ale czas mijał (jedna godzina, druga…), a ona odnosiła wrażenie, że garstka piasku zatyka jej gardło. Poszła więc do baru i oschłym, niemal obrażonym tonem złożyła swoje skromne zamówienie.

      Co się dzieje? Odlatywały wszystkie samoloty, oprócz tego, którym ona miała podróżować. Z głośników płynęły zapowiedzi kolejnych lotów (pasażerowie lecący do Monachium, Paryża, Malagi proszeni są o przejście do bramki numer…) i co jakiś czas powtarzano te bzdury o pilnowaniu swojego bagażu.

      Wobec tego zaczęła wypytywać podróżnych, którzy czekali przy tej samej bramce. Niech mi pan powie, przepraszam bardzo. A ponieważ jedni byli cudzoziemcami, a inni wydawali się tak samo zdezorientowani jak ona, nie udało jej się dowiedzieć, dlaczego nas nie wpuszczają, skoro samolot stoi podpięty do rękawa СКАЧАТЬ