Patria. Fernando Aramburu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Patria - Fernando Aramburu страница 14

Название: Patria

Автор: Fernando Aramburu

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-477-7

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Skoro jesteś taki mądry, to dlaczego do niego nie wyszedłeś?

      Podjazd na schodach nie był jedyną zmianą wprowadzoną w celu dostosowania mieszkania do potrzeb Arantxy. Łazienka została przebudowana całkowicie. Zupełnie nie przypominała tej sprzed remontu. Podczas prac adaptacyjnych stosowali się do instrukcji zamieszczonych w ulotce, którą dostali na oddziale rehabilitacji. Część kosztów pokrył Guillermo. Miren: Oczywiście, żeby jak najszybciej zniknęła mu z oczu. Proszę bardzo, macie tutaj paralityczkę, oddaję wam ją, sam znalazłem już sobie nową kochankę. Zabrał dzieci. Miren w kościele, do świętego z Loyoli: proszę cię, ukarz go, Ignacy. Sam wiesz najlepiej, w jaki sposób. A potem oddaj mi wnuki i wyciągnij mojego Joxe Mariego z więzienia. Jeśli zrobisz to wszystko, już nigdy cię o nic nie poproszę. Przysięgam.

      Krótko mówiąc, od kiedy Arantxa zamieszkała u rodziców, mieli łazienkę jak w pięciogwiazdkowym sanatorium – z łatwo dostępnym prysznicem, bez brodzika ani stopnia. Co jeszcze? Poręcze, maty antypoślizgowe, krany z dźwignią – uwzględnili wszystko, co poradziła im dyrektorka szpitalnego centrum rehabilitacyjnego i co zostało wymienione w ulotce.

      Jednak żeby Arantxę porządnie umyć, potrzeba dwóch osób. Miren sama nie daje rady, bo córka, początkowo bardzo szczupła, teraz przytyła i zaczęła ważyć swoje. Trzeba ją rozebrać, posadzić na specjalnym krześle pod prysznicem, namydlić, wytrzeć i ubrać.

      – Dobrze, dobrze, nie musisz mi tłumaczyć oczywistości.

      I Joxian, który chciał jak najszybciej ulotnić się na partyjkę kart w Pagoecie, zgodził się na zatrudnienie opiekunki. Bo Miren za żadne skarby nie chciała, żeby on oglądał/dotykał/chwytał nagą Arantxę, chociaż jest jej ojcem. Nie ma mowy.

      Pewnego dnia Joxian wchodzi do domu i co widzi? Drobną kobietę o latynoskich rysach i długich, gładkich, czarnych włosach, która kłania mu się na przywitanie, uśmiecha do niego dwoma rzędami białych zębów i zwraca do niego per pan!

      – Dzień dobry, panu. Mam na imię Celeste, do usług.

      Z Ekwadoru. Sympatyczna, co? I skromniutka.

      Joxian wieczorem w łóżku:

      – Skąd ją wzięłaś?

      – Rozpytując. Widziałeś, jaka jest schludna i grzeczna?

      – Skąd ją wzięłaś, pytam.

      – Rozmawiałam w mięsnym z Juani. A ona mówi: słuchaj, znam takich jednych Ekwadorczyków i kobieta dorabia na sprzątaniu. Mieszkają w dolnej części miasteczka, przed mostem. On rozwozi towar furgonetką. I wczoraj podczas spaceru z Arantxą spotkałam się z nią i się zgodziła. Skarb, nie człowiek. Powiedziałam jej, że jeden z moich synów mieszka w Andaluzji i odwiedzam go raz w miesiącu. Celeste mówi, żebym się nie martwiła, że ona zaopiekuje się Arantxą.

      – Ile zamierzasz jej płacić?

      – Za każdy raz, kiedy przyjdzie, dziesięć euro.

      – To niewiele.

      – Są biedni. Będzie wdzięczna i za to.

      14

      Ostatnie podwieczorki

      Bittori wolała tosty z marmoladą i kawę bezkofeinową z ekspresu, Miren – churros z czekoladą. Chociaż są tuczące! No i co z tego. Lubiły się? Bardzo, były przyjaciółkami. W sobotę raz poszły razem do kawiarni przy Avenida de la Libertad, innym razem do cukierni na Starym Mieście. Zawsze jeździły do San Sebastián. Używały zamiennie hiszpańskiej i baskijskiej nazwy miasta, nie trzymając się twardo jednej z nich. San Sebastián? No to San Sebastián. Donostia? No to Donostia. Zaczynały rozmowę po baskijsku, przechodziły na hiszpański, z powrotem na baskijski i tak przez całe popołudnie.

      – Dasz wiarę, że chciałyśmy zostać zakonnicami?

      Roześmiały się. Siostra Bittori, siostra Miren. Żartowały. Podczas wspólnej wizyty u fryzjera wymieniały się plotkami z miasteczka, rozumiejąc się bez słów, bo przez większość czasu mówiły obie naraz. Krytykowały księdza, tego kobieciarza, obgadywały sąsiadki, mówiły sobie o wszystkim, co się działo w ich domach i sypialniach. O owłosionych plecach Joxiana, lubieżnych zachciankach Txata. Naprawdę o wszystkim.

      O tym też:

      – Jest we Francji, ale nie wiemy dokładnie gdzie. W końcu łobuz do nas napisał. Biedny Joxian nie może spać ze zmartwienia. Zastanawia się, jaki popełniliśmy błąd, że zasłużyliśmy sobie na coś takiego.

      Tego popołudnia umówiły się na tosty; padał deszcz i wiał wiatr. Kawiarnia pękała w szwach. Siedziały w swoim ulubionym kącie, gdzie nikt im nie przeszkadzał w rozmowie.

      – Nie mogłam przynieść listu, żeby ci go pokazać. Joxe Mari nam zabronił. Napisał, żeby go zniszczyć. Dlatego raz-dwa, chociaż uwierz, że serce mi się krajało, podarłam go na kawałeczki. Joxian się wściekł. Czy nie rozumiem, że list można odtworzyć, sklejając kawałki? No to zjedz go, stary. Wziął zapałki i spalił kartki w zlewie.

      List przyniosła wczoraj wieczorem dziewczyna Joxe Mariego, albo kim tam dla niego jest, w dzisiejszych czasach kto ich tam wie. Miren uważała, że pieprzą się ze sobą jak króliki. Oczywiście, skoro istnieją teraz środki zapobiegające ciąży! Często to powtarzała, a Bittori tylko przytakiwała. Doszły do wniosku, że urodziły się trzydzieści lat za wcześnie. W czasach ich młodości władzę mieli Franco, księża i strach przed tym, co powiedzą ludzie. Ależ były naiwne! Tak sobie rozmawiały, jadły podwieczorek i raz po raz zerkały, czy nie podsłuchuje ich przypadkiem ktoś siedzący przy stoliku obok.

      – Czy dostaliśmy ten list pocztą? Nie, kochana. Oni mają swoje kanały. Nie było nadawcy. Wciąż więc nie wiemy, gdzie Joxe Mari teraz mieszka. Zabroniono im wizyt. Przed kilkoma laty można było przejechać przez granicę i zobaczyć się z nimi, zawieźć im ubrania i inne potrzebne rzeczy. Teraz muszą mieć się na baczności, bo faszyści depczą im po piętach.

      – Nie boisz się, że dojdzie do jakiegoś nieszczęścia?

      – Joxian się boi. Czasem zamiast pójść do baru, zostaje w domu, żeby sprawdzić, czy w wiadomościach nie pokażą zdjęcia Joxe Mariego. Ja jestem spokojna. Znam mojego syna. Jest sprytny i silny. Będzie potrafił się obronić.

      Pogryzając tost i popijając kawę z mlekiem, Miren cytowała z pamięci fragmenty listu. Niech nie wierzą w plotki. Ludzie nie wiedzą, co mówią. A tym bardziej w kłamstwa wypisywane w prasie. Joxe Mari uważa walkę za poświęcenie dla wyzwolenia naszego narodu, a jeśli ktoś im będzie wmawiał, że ich syn przystąpił do grupy kryminalistów, niech w to nie wierzą. On jedynie walczy w służbie Euskal Herria i o prawa ludzi, którzy potrafią tylko narzekać, ale nie kiwną palcem. Twierdzi, że gudaris było wielu. Coraz więcej. Kwiat baskijskiej młodzieży. Na koniec: „Kocham was. Myślę o bracie i siostrze. Przesyłam muxu i mam nadzieję, że jesteście ze mnie dumni”.

      Ikatza podchodzi dyskretnie. Wskakuje jej na kolana i czeka cierpliwie na pieszczoty. Palce Bittori sprawdzają, СКАЧАТЬ