Zła krew. Maria Jaszczurowska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zła krew - Maria Jaszczurowska страница 6

Название: Zła krew

Автор: Maria Jaszczurowska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Прочая образовательная литература

Серия:

isbn: 978-83-66500-80-8

isbn:

СКАЧАТЬ początku 2006 roku Edmond Ku trafił na rozmowę kwalifikacyjną do Elizabeth. Od razu urzekła go roztaczana przez nią wizja. Rozmówczyni opisała świat, w którym leki dokładnie dopasowywano by do potrzeb pacjenta dzięki precyzyjnej technologii badania krwi opracowanej przez Theranosa. Aby lepiej zilustrować swoje marzenie, odniosła się do cerebrexu – środka przeciwbólowego, który nie zyskał zaufania, ponieważ powszechnie uważano, że zwiększa ryzyko udaru i zawału serca. Mówiono nawet, że producent leku, firma Pfizer, będzie musiała wycofać go z rynku. Dzięki systemowi Theranos można byłoby wyeliminować skutki uboczne cerebrexu, dzięki czemu miliony chorych cierpiących na artretyzm mogłyby dalej przyjmować lek skutecznie łagodzący ból. Dla potwierdzenia swoich słów Elizabeth przywołała też garść statystyk: podobno około stu tysięcy Amerykanów rocznie umiera z powodu skutków ubocznych leków. Theranos mógłby wyeliminować to ryzyko, czyli dosłownie uratowałby życie tysiącom ludzi.

      Edmond, dla przyjaciół Ed, poczuł, że przemawia do niego żelazna logika siedzącej naprzeciwko kobiety, która wpatrywała się w rozmówcę bez mrugnięcia okiem. Uznał opisywaną przez nią misję za godną podziwu.

      Ed, skromny inżynier, zasłynął w Dolinie Krzemowej jako specjalista od trudnych przypadków. Start-upy, które doświadczały trudności ze względu na złożone zagadnienia technologiczne, wzywały go na pomoc, a jemu zwykle udawało się znaleźć jakieś rozwiązanie. Urodził się w Hongkongu, ale kiedy był nastolatkiem, wraz z rodziną wyemigrował do Kanady. Z czasem nabrał zwyczaju typowego dla Chińczyków posługujących się angielskim jako drugim językiem, a mianowicie zawsze mówił w czasie teraźniejszym.

      Jeden z członków zarządu Theranosa złożył mu propozycję objęcia stanowiska kierownika do spraw technologicznych. Gdyby ją przyjął, jego zadanie polegałoby na przekształceniu prototypu urządzenia Theranos 1.0 w funkcjonalny produkt, który spółka mogłaby wprowadzić na rynek. Wysłuchawszy inspirującej przemowy Elizabeth, Ed uznał, że w to wchodzi.

      Wkrótce jednak zorientował się, że Theranos jest najtrudniejszym wyzwaniem, z jakim przyszło mu się zmierzyć. Miał doświadczenie w elektronice, a nie w dziedzinie sprzętu medycznego. Poza tym prototyp, który mu przekazano, nie działał. W ręce Eda trafiła zaledwie namiastka tego, co opisywała Elizabeth. On miał namiastkę przekształcić w urządzenie z wizji szefowej.

      Główna trudność polegała na tym, że założycielka start-upu uparła się, by technologia Theranosa działała z mikroskopijną próbką krwi: kroplą pobieraną z opuszki palca. Po matce odziedziczyła strach przed igłami: Noel Holmes mdlała na widok strzykawki. Elizabeth tak się zafiksowała na tej koncepcji, że wyprowadził ją z równowagi pracownik, który jako jeden z gadżetów przeznaczonych na targi przyniósł czerwone czekoladki Hershey’s Kisses opatrzone logo Theranosa. Miały się kojarzyć z kroplą krwi, ale Elizabeth uznała, że są za duże i nie taką wizję chciałaby promować.

      Jej obsesja na punkcie miniaturyzacji obejmowała również wkład do czytnika. Chciała, żeby mieścił się w dłoni, co czyniło zadanie Eda jeszcze trudniejszym. Wraz z zespołem spędził długie miesiące na opracowywaniu coraz to nowych projektów, ale nigdy nie udało się osiągnąć wiarygodnej powtarzalności wyników badań tej samej próbki.

      Zaleconą minimalną ilość krwi trzeba było rozcieńczać roztworem soli fizjologicznej, by nabrała odrobinę objętości. Takie działania znacznie komplikowały coś, co w założeniu miało być rutynową biochemią.

      Na domiar złego do wkładu trafiały nie tylko krew i roztwór. Reakcje, jakie powinny zachodzić, kiedy krew docierała do miniaturowych zbiorniczków, wymagały obecności substancji zwanych reagentami. Należało zaprojektować dla nich oddzielne komory.

      Wszystkie te płyny musiały przemieszczać się we wkładzie w ściśle ustalonej kolejności, więc zainstalowano w nim małe zawory, które miały się zamykać i otwierać w określonym czasie. Ed i jego inżynierowie pracowali nad projektem i mechanizmem otwierania zaworów, a także dostosowywali prędkość, z jaką poszczególne substancje miałyby przepływać przez wkład.

      Należało też zapobiec przeciekaniu i mieszaniu się płynów. Naukowcy próbowali nadać kanalikom taki kształt, długość i kierunek, by zminimalizować możliwość zanieczyszczenia. Przeprowadzili mnóstwo testów z użyciem barwników spożywczych, żeby sprawdzić, gdzie przemieszczają się poszczególne kolory i w którym miejscu dochodzi do zanieczyszczenia.

      Zespół technologiczny głowił się więc nad niezwykle skomplikowanym układem wzajemnych połączeń, w dodatku ścieśnionym na wyjątkowo małej powierzchni. Jeden z inżynierów Eda porównał ten system do splecionej sieci gumek recepturek. Kiedy szarpniesz za jedną, z pewnością rozciągnie się też kilka innych.

      Produkcja jednego wkładu kosztowała ponad dwieście dolarów, a każdy nadawał się tylko do jednorazowego użytku. Tygodniowo testowano ich kilkaset. Elizabeth kupiła za dwa miliony dolarów automatyczną linię do pakowania, w nadziei, że pewnego dnia zaczną sprzedawać i wysyłać gotowe wkłady, ale ten dzień wydawał się odległy. Pierwsze sześć milionów od inwestorów zdążyło się już rozejść[1], na szczęście Theranos pozyskał kolejne dziewięć milionów w ramach drugiej rundy finansowania projektu. Trzeba było jakoś zapełnić kiesę.

      Pracami chemicznymi zajmowała się osobna grupa biochemików. Z ludźmi Eda układało im się, delikatnie mówiąc, różnie. Obaj kierownicy podlegali bezpośrednio Elizabeth i niespecjalnie zachęcano ich, by porozumiewali się między sobą. Szefowa ograniczała pracownikom dostęp do informacji, tylko ona orientowała się zatem, na jakim etapie znajdują się badania nad rozwojem systemu. Dlatego Ed nie wiedział, czy problemy, z którymi borykał się jego zespół, wynikają z fizyki mikroprzepływów, za którą odpowiadał on, czy z chemii, z którą nie miał nic wspólnego. Wiedział jedno: gdyby Elizabeth pozwoliła im używać większych próbek krwi, mieliby większe szanse powodzenia. O tym szefowa nie chciała jednak słyszeć.

      Któregoś wieczoru Ed pracował do późna. Nagle pojawiła się Elizabeth. Frustrowało ją tempo, w jakim posuwały się prace, i chciała, żeby dział inżynierii pracował dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, byle tylko przyspieszyć. Zdaniem Eda to był zły pomysł. Jego zespół i tak zostawał już po godzinach.

      Zauważył też, że rotacja osób zatrudnionych w firmie jest spora, ponadto nie ogranicza się do szeregowych pracowników. Kierownicy najwyraźniej też nie wytrzymywali długo na zajmowanych stanowiskach. Henry Mosley, dyrektor do spraw finansowych, pewnego dnia po prostu zniknął. W biurze krążyły plotki, że przyłapano go na sprzeniewierzaniu funduszy. Nikt nie wiedział, ile prawdy kryje się w tych pogłoskach, bo odejście Mosleya, podobnie jak pozostałych, nie zostało wyjaśnione ani nawet oficjalnie ogłoszone. To wszystko wprowadzało nerwową atmosferę: okazało się, że kolega zza biurka obok dzisiaj może tu być, a następnego dnia zniknie, w dodatku nikt nie będzie wiedział dlaczego.

      Ed usiłował odrzucić propozycję szefowej. Wyjaśnił, że nawet gdyby wprowadził pracę na trzy zmiany, inżynierowie i tak szybko by się wypalili.

      – Nie interesuje mnie to. Ludzi można wymienić – odparła Elizabeth. – Liczy się tylko firma.

      Ed uznał, że na pewno nie chciała, by zabrzmiało to aż tak bezdusznie.

      Elizabeth widziała tylko ostateczny cel; nie zdawała sobie sprawy z praktycznych konsekwencji swoich decyzji. Ed zauważył na jej biurku wycinek z gazety poświęcony Theranosowi[2]. Na temat firmy wypowiadał się Channing Robertson – profesor z Uniwersytetu СКАЧАТЬ