To nie jest hip-hop. Rozmowy II. Jacek Baliński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To nie jest hip-hop. Rozmowy II - Jacek Baliński страница 4

Название: To nie jest hip-hop. Rozmowy II

Автор: Jacek Baliński

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-948551-4-7

isbn:

СКАЧАТЬ chorobliwy napęd do rozwoju. Dziś już jednak nie chciałbym się aż tak nakręcać. Wiem, że sukces jest konsekwencją ciężkiej pracy, ale też nie byłoby sukcesu, gdyby się nie spotkało po drodze właściwych ludzi. Czasem muzycy, których zespoły się z jakiegoś powodu rozpadły, mówią w wywiadach, że nie zawdzięczają niczego pozostałym członkom i do wszystkiego doszli sami. Straszna bzdura. Mimo że nasze relacje w HIFI Bandzie psuły się i bywało źle, to jednak wzajemnie nakręcaliśmy się do pracy. Czasami przyjaźń podszyta rywalizacją wywołuje sportową złość, która sprawia, że chce się coś udowodnić i dzięki temu uzyskuje się lepsze efekty. Nie wiem, co na ten temat sądzą Diox, Hades i Kebs, ale ja uważam, że nie zaszedłbym tak daleko bez nich, tak samo jak oni beze mnie. Nasza współpraca nie trwała jakoś szczególnie długo, ale dla każdego z nas był to bardzo ważny czas. Figura self-made mana to mit. Jak ma się dwadzieścia lat, fajnie jest sobie coś takiego wkręcić, ale w dłuższej perspektywie to się nigdy nie sprawdza.

      W tym, co mówisz o HIFI, w pewnym stopniu wybrzmiewa twoje dyplomatyczne podejście.

      Nie zawsze jednak i nie na każdy temat umiałem rozmawiać na spokojnie. Nie jestem doskonały, ale staram się szukać rozwiązań i nie umiem się zbyt długo przejmować. Krzyki, obelgi – zdążyłem się tego nasłuchać. Bycie grubiańskim i chamskim nie jest równe byciu szczerym. Zawsze tak uważałem i starałem się nie prowadzić dyskusji w ten sposób – bez znaczenia, czy na tematy artystyczne, finansowe czy koleżeńskie. W rapie brakuje mi rozmów o kasie bez emocji. Gdy pojawiają się pieniądze, od razu pada wiele polaryzujących zwrotów: „nigdy”, „zawsze”, „bo wszystko ja”, „bo ty coś tam”. Trzeba umieć znaleźć kompromis.

      Po zakończeniu edukacji na Wyspach Brytyjskich nie tylko robiłeś bity dla HIFI Bandy, ale także założyłeś z DJ-em Deszczu Strugi studio nagraniowe Otrabarwa, w którym zresztą przeprowadzamy ten wywiad. Z biznesem ruszyliście w 2010 roku.

      Tak, niedługo po powrocie do Polski wróciłem do dawnego pomysłu. Wszystko miałem zaplanowane, więc poszło sprawnie. Któregoś razu zadzwoniłem do Bartka, bo wiedziałem, że kończy budowę studia. Chciałem go podpytać, czy nie byłby zainteresowany nawiązaniem współpracy, a w odpowiedzi usłyszałem, że też miał do mnie dzwonić w tej sprawie. Kilka dni później spotkaliśmy się i wkrótce pracowaliśmy już wspólnie, choć nie znaliśmy się jeszcze zbyt dobrze. Niezmiennie trwamy ze sobą do dziś, co bardzo sobie cenię. W międzyczasie zdążyliśmy się przenieść z Ursynowa do Łomianek. Po drodze zdarzały się trudne chwile, czego nie sposób było uniknąć, bo nie jest łatwo zaczynać interes od zera – nawet w dziedzinie, w której obraca się od jakiegoś czasu. Produkowanie muzyki a prowadzenie studia to zupełnie odrębne tematy. Studio to oddzielny organizm, którym trzeba nauczyć się zarządzać i pracować wokół niego. Nigdy constans, ale tak chyba po prostu musi być. Cykl koniunkturalny składa się z przypływów i odpływów, a wahania są spore, na co wpływa wiele czynników. Ktoś kombinuje, gdzie nagrać taniej, czyjś projekt przesuwa się w czasie, jeszcze ktoś inny zmienia zdanie…

      …a my zmienimy temat. Opowiesz, jaki był młody Olek zdobywający kolejne punkty doświadczenia w tworzeniu muzyki? Chłonął rady jak gąbka czy raczej, słuchając ich, z tyłu głowy pojawiała mu się myśl: „Ja wiem swoje”?

      Pół na pół. Jakiś czas temu przyznałem się sam przed sobą, że nienawidzę krytyki – a już zwłaszcza tej konstruktywnej. Z dumą i bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że zawsze miałem ją jednak w pamięci i jak tylko była ku temu sposobność, pracowałem nad aspektem, który został skrytykowany. Zastanawiałem się nad argumentami, które ktoś wysuwał. Jeśli rzeczywiście mogę zrobić coś lepiej, to się tego nauczę. Pewna osoba zwróciła mi kiedyś uwagę, że nie umiem robić w utworach fajnych przejść, co mnie na maksa wkurzyło i sprawiło, że już chwilę potem starałem się podszkolić w tym temacie. Jak gram w piłkę, mam to samo. Ktoś krzyczy: „Podaj!”, a ja myślę tylko: „Zamknij się!”, ale następnym razem mu podam. Tym niemniej ważne jest, żeby umieć odsiać wartościowe opinie, które mogą coś wnieść, od tych wygłaszanych przez ludzi niemających zielonego pojęcia, o czym mówią.

      Wydałem dwie autorskie płyty pod swoją ksywą, co oznacza, że mam nieco przerośnięte ego, bo ono jest niezbędne, żeby móc się porywać na takie rzeczy. Publikuje się numer, nad którym pracowało się tygodniami, i z miejsca słyszy się opinie: „E, wolałem kawałki w dawnym stylu”. Trzeba czasem umieć stanąć ponad tym, mieć swoje zdanie i wiedzieć, kiedy kogoś słuchać, a kiedy lepiej nie…

      W jednym z wywiadów trafnie zauważyłeś, że słuchacze łatwo przywiązują się do danej stylistyki danego wykonawcy: „(…) jak muzyk coś zadeklaruje, to ludzie to wyłapią i będą cię męczyć (…) [d]łużej niż polityka”.

      Moje podejście zawsze opierało się na tym, żeby tworzyć po prostu fajne rzeczy. Wychodzę z założenia, że w trakcie całej kariery zdążę zrobić wszystko. Mogę nagrywać z różnymi wykonawcami: nieważne, czy to Pezet, czy Ania Dąbrowska. Nie obchodzi mnie, co się stanie po drodze, bo jeśli sam uważam, że to, co robię, jest dobre, to moje zmiany stylistyczne się obronią. Przed laty pracowałem nad płytą Monopolu, przez co słyszałem wiele sarkastycznych pytań w stylu: „Ale ty tak na poważnie?”. Odbijałem piłeczkę, pytając: „Jeśli mam czas i możliwości ku temu, to czy nie mogę sobie zarobić i popracować nad zupełnie innym projektem niż te, z których do tej pory byłem znany?”. „Nie, bo zaraz wyjdzie HIFI Banda i wizerunkowo ci się to posypie” – taka była kontra. Przede wszystkim szukam doświadczeń w muzyce. Zaryzykuję katastrofę, by spróbować czegoś nowego. I patrz, jakoś żyję, nie narzekam na brak ofert współpracy. Współtworzyłem kilka albumów, które sprzedały się łącznie w kilkuset tysiącach egzemplarzy. Naprawdę nie sądzę, żebym miał się czego wstydzić.

      Spod moich rąk wyszło też trochę produktów stricte komercyjnych, o których ludzie nie mają pojęcia, że jestem ich autorem. Czy naprawdę byłoby mi lepiej, gdybym wydawał same klasyczne produkcje z raperami, co sugeruje mi część odbiorców?… Nie wydaje mi się. Jestem przykładem, że można robić spore artystyczne rewolucje i odnajdywać się na różnych polach. O ile jest się samokrytycznym wobec siebie – bo często wykonawcy nie potrafią się odnaleźć w nowej stylistyce. Robią wolty stylistyczne bez odpowiedniego przygotowania.

      Jakie były te produkcje komercyjne, o których ludzie nie wiedzą, że jesteś ich autorem?

      Robiłem muzykę chociażby do zapowiedzi jednego z sezonów „Mam talent”. Mogłem stworzyć bit w swoim stylu, ale przy tym musiałem wykorzystać jak najwięcej dźwięków znanych z programu. Udało mi się coś takiego skleić i – nieskromnie mówiąc – wyszło zajebiście. Widziałem na YouTube’ie dyskusję pod tą zapowiedzią, w której internauci starali się rozgryźć, co to za kawałek. „Ej, może ktoś podać tytuł tego kawałka?”. Miałem z tego dużą satysfakcję.

      Satysfakcję miałeś też na pewno ze współpracy z Anią Dąbrowską, czyli jedną z najbardziej utalentowanych i najpopularniejszych polskich wokalistek. Na początku 2016 roku ukazał się wyprodukowany przez ciebie album „Dla naiwnych marzycieli”. Ania powiedziała o tobie, że jesteś „otwartym człowiekiem z romantyczną wrażliwością muzyczną”.

      Z inicjatywą tej współpracy wyszedł wspomniany już wcześniej Marcin Russek, który po kilku latach w Prosto przeszedł na stanowisko A&R-a w Sony Music. Mieliśmy mało СКАЧАТЬ