Psychoterapia dziś. Отсутствует
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Psychoterapia dziś - Отсутствует страница 12

Название: Psychoterapia dziś

Автор: Отсутствует

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Публицистика: прочее

Серия:

isbn: 978-83-01-20097-8

isbn:

СКАЧАТЬ plaży, ale opatrzył go dwiema zupełnie różnymi ścieżkami muzycznymi. W jednym przypadku mamy do czynienia ze spokojnym i pięknym fragmentem muzyki klasycznej, w drugim towarzyszy mu ścieżka dźwiękowa z filmu Szczęki. Stąd za pierwszym razem mamy poczucie, że świat jest przyjemny i przyjazny, a po zmianie muzyki zaczynamy przeżywać jakieś ogromne napięcie, przewidując, że za chwilę wydarzy się jakaś tragedia. Mimo że za każdym razem oglądamy to samo miejsce. Tak właśnie doświadczana jest rzeczywistość przez osoby z zaburzeniami osobowości. Mają swoją emocjonalną ścieżkę muzyczną i bez względu na to, co się wokół nich dzieje, zawsze towarzyszą temu te straszne dźwięki.

      Taka osoba wszystko interpretuje, jakby patrzyła na siebie i otoczenie przez ciemne okulary.

      W terapii chodzi o to, żeby widzieć w miarę realnie, bo zarówno ciemne, jak i różowe okulary zniekształcają rzeczywistość. Gdy ktoś cały czas zniekształca zdarzenia i ma dostęp tylko do swojej perspektywy, zwykle dopowiada sobie czyjeś intencje i nieświadomie powtarza takie relacje, które sprawiają, że czuje się samotny, oszukany i źle potraktowany. Zadaniem terapeuty jest stworzenie na tyle bezpiecznej bazy i środowiska, żeby pacjent odzyskał zdolność uczenia się nowych rzeczy. To rola podobna do roli rodzica, który pomaga w różnych momentach rozwojowych i oswaja z podstawowym zaufaniem do rzeczywistości.

      Czy osoba, której go brakuje, ma jakikolwiek powód, żeby zaufać terapeucie, skoro i tak nauczyła się interpretować wszystko według swojego klucza?

      Nie ma. Pacjenci rozpoczynają terapię z mieszaniną nadziei na zmianę i absolutnego przekonania, że zmiana jest niemożliwa, a terapeuta będzie kolejną osobą, która zrobi im krzywdę, zawiedzie, rozczaruje, opuści.

      Terapeuci muszą wierzyć w swoją skuteczność za dwoje?

      Trochę tak, zwłaszcza na początku. Bardzo długo się szkolą, żeby się nauczyć rozumieć tę dynamikę i odpowiednio z nią pracować. Na szczęście mamy dziś oparcie w neuronauce i – inaczej niż czterdzieści lat temu – wiemy, co sprzyja naszej pracy, a co ją utrudnia. Nie tylko w kwestii budowania początkowego przymierza, ale również w samej technice pracy. Na przykład wiemy, że w zdolność do mentalizowania zaangażowane są konkretne obszary w mózgu. Kiedy pacjent odczuwa bardzo duży lęk albo nadmierne pobudzenie emocjonalnie, te obszary nie mogą działać w odpowiedni sposób. Te odkrycia prowadzą do wniosku, że u osób z zaburzeniami osobowości klasycznie analityczny, interpretacyjny styl pracy nasila lęk, a to zmniejsza podatność na zmianę i oddziaływanie terapeuty. To ważna dla techniki psychoterapii informacja.

      Przecież interpretacja to jedno z najważniejszych narzędzi terapeutycznych.

      Współcześnie sądzi się, że co najmniej tak samo ważne jest emocjonalne doświadczenie korekcyjne w relacji z psychoterapeutą i jeśli go nie ma, to żadna, nawet najgenialniejsza interpretacja nie zostanie przyjęta. Wiele zależy od tego, w jaki sposób interpretacja jest formułowana. Interpretacja klasycznego typu może łatwo zamienić się w replikę nieadekwatnego odzwierciedlenia z dzieciństwa. Czyli takiej sytuacji, w której rodzic bardziej przypisuje dziecku różne uczucia, niż chce się dowiedzieć, co rzeczywiście ono czuje. W relacji dziecko–rodzic wystarczająco dobre odzwierciedlanie jest spójne w czasie, dostrojone do dziecka: czyli matka reaguje na bieżąco – wciąż najczęściej pierwszą osobą jest matka, ale może to być ojciec lub inny opiekun – i dość trafnie rozpoznaje jego emocje. Jeśli widzi, że dziecko się złości, mówi: „słuchaj, zezłościłaś się, może to przez to, że jesteś głodna, a nie ma jeszcze obiadu?”. I pozostaje otwarta, pod wpływem reakcji dziecka, na modyfikację tej obserwacji. Nie zakłada, że wie na pewno. To jest trafne nazwanie emocji dziecka, ale równie ważne jest to, aby odzwierciedlenie było naznaczone, czyli podane w taki sposób, by dziecko wiedziało, że to nie emocja rodzica, a coś, co dzieje się w nim. Rodzic jedynie mu to opisuje, czyli wysyła ważny komunikat, który pozwala dziecku lepiej rozumieć siebie.

      Co dokładnie pomaga dziecku odróżnić własny stan od stanu innych?

      Tak zwane komunikaty uwypuklone, na przykład przerysowany ton głosu – „ooojeju, naprawdę, aaaale się zasmuciłeś!”. Albo uwypuklony konkretny aspekt wypowiedzi – „słuchaj, wydaje mi się, że teraz to ty jesteś zły i dlatego nie chcesz się z nikim bawić, czy sądzisz, że coś w tym jest?”. Dzieci nie zawsze odpowiadają, ale ta informacja wiele ułatwia. Odzwierciedlenie nienaznaczone budzi z kolei ogromny zamęt, bo dziecko nie wie, czyje są dane emocje. Gdy na błąd dziecka matka zareaguje złością, ono jest zdezorientowane, myśli: „aha, właśnie się skaleczyłem i czuję ból, więc sprawiam mamie tym przykrość, bo ona się złości”. Następnie wyciąga z tego wniosek, że lepiej bólu nie czuć. Oczywiście nie jest to proces w pełni świadomy. W terapii jest tak samo – możemy podsuwać pacjentom różne hipotezy na temat tego, co czują, ale sposób, w jaki to zrobimy, przesądza o rezultacie. Jeśli pozostajemy emocjonalnie wycofani i chłodno informujemy pacjenta, że jest zły albo że w danej chwili przeżywa smutek z powodu swojej matki z powodu czegoś, co mu zrobiła, to zarazem odbieramy mu dostęp do ważnej umiejętności.

      Terapeuta narzuca wtedy pacjentowi własną interpretację jego uczuć?

      Kreuje iluzję, że możemy zajrzeć do umysłu drugiej osoby i wiedzieć, co w nim jest. To bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla pacjentów z zaburzeniami osobowości, bo oni i tak bywają takimi iluzjami przepełnieni. Często kierują się przeświadczeniem, że wiedzą, co jest w czyjejś głowie, na przykład że ktoś nimi pogardza albo ich ocenia, więc nasilamy takim komunikatem ich wewnętrzny dramat. Albo uważają, że inni powinni wiedzieć, co oni mają w głowie. Skoro potwierdzamy, że można dokładnie znać czyjeś myśli, to znaczy, że nie muszą swoich automatycznych reakcji poddawać refleksji, bo są przeżywane jako jedyne słuszne, a stąd już tylko krok do ataku na siebie lub innych. Nie chcemy w terapii powielać tych schematów.

      Czy tym właśnie jest przewijające się w naszej rozmowie pojęcie mentalizacji?

      Mentalizacja to oparta na funkcji wyobraźni zdolność do rozumienia zarówno siebie, jak i innych w kategoriach emocji, myśli, intencji, wierzeń itp., czyli tego wszystkiego, czego nie możemy zaobserwować gołym okiem. Jest to zdolność do elastyczności w myśleniu, łączenia w swoim umyśle różnych punktów widzenia. Przekonanie, że umysł nie jest przezroczysty, że nawet jeśli kogoś doskonale znamy, to nie zajrzymy w jego myśli czy uczucia, i że zawsze możemy w naszym osądzie się pomylić, jest tu niezbędne. Może za dziesięć lat ten pogląd się zmieni, ale w świetle tego, co dziś wiemy o terapii, zdolność do mentalizowania to kamień węgielny zdrowia psychicznego człowieka.

      Skoro nie możemy zajrzeć do czyjegoś umysłu, to na jakiej podstawie terapeuta konstruuje obraz tego, co przeżywa pacjent? Subiektywnej opowieści pacjenta o dzieciństwie?

      Do zrozumienia sposobu, w jaki pacjent funkcjonuje, niezbędne jest uświadomienie mu dotychczas nieprzeżytych uczuć do pierwszych ważnych osób – rodziców, rodzeństwa, innych znaczących osób z otoczenia. Sama umiejętność opowiedzenia sobie, co czuliśmy, co rozmaite rzeczy dla nas oznaczały, pewien rodzaj uczciwości emocjonalnej, jest bardzo pomocna. Czasem trudno nauczyć się rozumienia siebie i innych bez powrotu do wczesnych doświadczeń. Wiemy z neuronauki, że zaniedbania emocjonalne, przewlekła bądź jednostkowa trauma uszkadzają ośrodek Broki – obszar w mózgu związany z mową. W związku z tym spójna narracja o własnym życiu łącząca świadomość faktów, СКАЧАТЬ