Psychoterapia dziś. Отсутствует
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Psychoterapia dziś - Отсутствует страница 16

Название: Psychoterapia dziś

Автор: Отсутствует

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Публицистика: прочее

Серия:

isbn: 978-83-01-20097-8

isbn:

СКАЧАТЬ ale nie odwetowo, stawiać granice, zatrzymywać destrukcję pacjenta.

      MM-N: Tu się odtwarza coś bardzo szczególnego, bardzo trudnego z doświadczenia życiowego pacjenta. On potrzebuje potwierdzenia, że ja jestem właśnie tym „beznadziejnym obiektem”, takim samym jak beznadziejna matka, od której naprawdę nie można było nic dostać. I pojawia się pragnienie odwetu, zemsty. Ale to nie zawsze zamyka dalszą drogę. Pamiętam pacjentkę, z którą rozstałyśmy się w jej wielkim gniewie na mnie, ale która poszła później na terapię grupową i ją ukończyła. Potrzebowała kopnąć swoją matkę, ale idąc na kolejną terapię, przyznała, że wie, iż ma nad czym pracować.

      AN: Czasami pacjent nie chce zrezygnować z nienawiści, mimo że jest ona dla niego jak cyjanek. Ta rezygnacja otworzyłaby go na inne uczucia wobec znaczących osób: na miłość, wdzięczność, zrozumienie i empatię. Nie dając tych uczuć bliskim, nie daje ich też sobie. Staje się wyniszczonym, nieszczęśliwym człowiekiem żyjącym nienawiścią. I to jest strasznie przykre, gdy nie można mu pomóc, póki on sam jeszcze nie podjął decyzji o ratowaniu siebie. Nas, terapeutów, można odrzucić, zdewaluować, ale odrzucić świat, własne życie, to znacznie poważniejsza sprawa.

      Jak się buduje kontakt z pacjentem?

      MM-N: To proces, który trwa i – zwłaszcza na początku terapii – ma szczególne znaczenie. Trzeba być uważnym, otwartym na to, co wnosi pacjent, wiarygodnym w tym, co się mówi. Trzeba umieć dostosować się do jego tempa pracy i mówić rzeczy odpowiednie dla danego etapu terapii. Trzeba starać się mówić prostym, żywym językiem oddającym nasze zaangażowanie. Terapeuta musi być zaangażowany. Wtedy ma szansę stać się dla pacjenta kimś ważnym. Pacjent musi czuć, że terapeuta o niego dba, dba o miejsce, w którym się spotykają, dba o to, żeby być przewidywalnym dla pacjenta, dba o to, czy jest rozumiany.

      AN: Terapeuta staje się ważny nie tylko jako symbol kogoś z historii życia pacjenta, ale i jako ktoś, kto tej historii nadaje znaczenie. Jest kimś włączonym w obieg tych doświadczeń, a jednocześnie kimś z zewnątrz; obserwatorem procesu, który omawia z pacjentem, pokazuje mu różne punkty widzenia, interpretuje jego życie wewnętrzne. Jest sojusznikiem rozwoju zdrowych stron osobowości pacjenta. Każda sesja dokłada kolejną cegiełkę do budowania kontaktu. Pracujemy w trzech obszarach. Po pierwsze: w przeszłości pacjenta, czyli w jego dzieciństwie, w jego traumach. Po drugie: w obszarze jego aktualnego życia, oglądamy wspólnie relacje z najbliższymi, przyjaciółmi, kolegami z pracy, szefem, czasem choćby sąsiadką. I wreszcie: w naszej relacji, w tym, co dzieje się w gabinecie, tu i teraz, między nami, w naszym procesie.

      MM-N: Koniec terapii jest często takim etapem procesu, kiedy to wszystko, o czym mówiłaś, jakoś się zbiega i łączy. Pacjent coraz lepiej siebie zna, rozumie i jest w stanie sam sobie dostarczać tego rozumienia, które wcześniej otrzymywał od nas. Sam stawia sobie pytania na swój temat i udziela odpowiedzi. Jest w stanie siebie poprowadzić.

      AN: To jest cudowny moment dla terapeuty – widzi, że pacjent przejmuje te funkcje, które do tej pory pełnił terapeuta, może, i potrafi te funkcje zastosować sam wobec siebie, by lepiej żyć.

      MM-N: Ten moment jest cudowny dlatego, że widzimy człowieka w jego rozwoju, widzimy, jak dojrzał. Żyje mu się lepiej. Innym też jest lepiej z nim. Jest coś bardzo poruszającego w tym, że pacjent się z nami zidentyfikował, jakąś część nas uwewnętrznił, zabierając ją ze sobą. I żegna się z nami, mówiąc o tym, czego się od nas nauczył, i okazując wdzięczność, często wcześniej niemożliwą do poczucia czy zbyt wstydliwą do pokazania.

      I naprawdę nie ma problemu z odejściem? Jak słyszę, ta więź jest niezwykle głęboka. Co się dzieje po tych kilku latach? Jak zostawić taki piękny związek? Przecież pacjent czy pacjentka nie stanie na własnych nogach, tylko stanie się waszym klonem! Będzie powielać schematy. Co z tego, że inne niż kiedyś?

      AN: Z mojego doświadczenia wynika, że psychoterapia jest dobrym, pomocnym narzędziem, które niesie wielokrotnie pomoc i ulgę naszym pacjentom. Ma jednak ograniczone możliwości. Nie przesadzałabym więc z tymi obawami. My nie jesteśmy po to, żeby pacjenta przerobić na nasz obraz i podobieństwo, ani też po to, by się od nas uzależnił na zawsze.

      MM-N: Kończenie terapii to trudny i poruszający czas, ale przecież ludzie chcą iść dalej, doświadczyć właśnie tego, że stoją na własnych nogach, że potrafią po swojemu przetwarzać to, o czym rozmawiali na sesjach, kontynuować rozmowę w swoim wewnętrznym dialogu. Jednym z centralnych zagadnień, nad którym pracujemy, jest problem separacji, autonomii, zyskiwania odrębności. Jeśli czasem pacjent potrafi się jednak tylko przystosować do oczekiwań terapeuty i na przykład zaczyna szukać pracy, zamiast leżeć całymi dniami w łóżku, to dobre i tyle. Bycie „klonem”, jak pan to nazwał, nie jest oczywiście rozwiązaniem, do którego dążymy, ale jeśli możliwe jest tylko tyle, to niech i tak będzie; to lepsze niż destrukcja. Lepiej być „klonem” życzliwego i pragmatycznego psychoterapeuty niż wycofanej, uległej matki czy zimnego ojca.

      AN: Pacjent w terapii zrobi tyle, na ile jest gotów. Nie wszystkie wątki będzie gotów podejmować, nie wszystko jest możliwe do rozwiązania, naprawienia. Nawet wtedy, gdy my widzimy zasadność dalszej pracy, pacjent ma prawo powiedzieć dość. Nie powinniśmy go obwiniać czy zatrzymywać na siłę. Może po latach powróci do nas lub do innego terapeuty z pożytkiem dla siebie.

      Czy terapeuta powinien dawać rady?

      AN: Dawanie rad nie mieści się w ramach naszej pracy. Zdarzają się jednak sytuacje wyjątkowe, gdy decyduję się wystąpić z pozycji eksperta, który rozumie i wie więcej niż pacjent. Przypomina mi się tu praca z pacjentką, która skarżyła się na kłopoty z trzyletnim synem. Z jej opisu wynikało dla mnie jasno, że potrzebna jest diagnoza dziecka w kierunku autyzmu. Zdecydowałam się poradzić pacjentce konsultację u specjalisty, a nawet wskazałam odpowiedni ośrodek. Więcej korzyści w procesie terapii przynosi jednak taka postawa terapeuty, gdy jest otwarty na poznanie drugiego człowieka, ale z pokorą przyjmuje, że nigdy dogłębnie go nie pozna, a już na pewno nie zarządzi jego życiem. Postawa, w której jesteśmy w dialogu, z głową otwartą na tajemniczość, złożoność, niepoznawalność i odmienność, więcej przyniesie niż postawa omnipotentnego terapeuty udającego, że wie, w jaki sposób pacjent powinien żyć.

      MM-N: Są pacjenci, osoby szczególnie bezradne, poważniej chore, które w pewnych sytuacjach wymagają pokierowania, na przykład zasugerowania, że trzeba szybciej zgłosić się do lekarza czy powiedzieć bliskim, że wróciły myśli samobójcze. W tym pokierowaniu mieści się i nasza wiedza o pacjencie, i odpowiedzialność. Generalnie nie dajemy rad, ale mamy jakiś pośredni wpływ na decyzje pacjentów. Kiedy pytam pacjentkę, co myśli o tym, że nie odwiedza ciężko chorej matki, i jak przeżywa tę sytuację, to nie kieruję nią, tylko chcę jej pomóc przejść przez trudny moment w życiu. Ale jeśli pod wpływem naszej rozmowy ona dostrzeże w relacji z matką coś, co pozwoli jej opanować poczucie krzywdy i gniew, i pójdzie do niej, to w jej decyzji będziemy obecne także ja i terapia.

      Czy psychoterapia może zaszkodzić? Powiedzmy, że moja żona decyduje się na taki krok. Boję się o nią: będzie przychodziła do jakichś obcych kobiet i opowiadała o swoich intymnych sprawach. To będzie trwało tyle lat! Co się z nią stanie?

      MM-N: СКАЧАТЬ