Название: Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich
Автор: Wojciech Lipoński
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: История
isbn: 978-83-7976-655-0
isbn:
Spośród wszystkich legionów i armii pomocniczych, jakie stacjonowały na wyspie w ostatnich dziesięcioleciach władzy Rzymu, tylko jeden legion został w 402 lub 403 r. wycofany na kontynent z rozkazu ówczesnego głównodowodzącego rzymskiej armii Stilichona. Pozostałe dwa legiony i duża część oddziałów pomocniczych opuściły Brytanię nie po to, by ratować Rzym, atakowany coraz silniej przez napierające zewsząd hordy barbarzyńców, lecz na rozkaz ambitnych uzurpatorów brytyjskich lub stacjonujących w Brytanii, którzy przy pomocy tego wojska połączonego z legionami galijskimi chcieli po prostu uzyskać władzę, bądź nad całym cesarstwem, bądź przynajmniej nad znaczącą jego częścią. Wszyscy przegrali, zaś wyprowadzane przez nich wojska z reguły nie wracały na wyspę, rozbite, pozbawione dowództwa lub wcielane do kontynentalnej armii rzymskiej. Jest jednak poważna różnica między obrazem „bezbronnej Brytanii”, jaką legiony poświęcają na rzecz ratowania cesarstwa, a wizerunkiem kraju opanowanego przez ambitnych pretendentów do tronu cesarskiego, wykorzystujących niemałe wciąż zasoby i siły wyspy, by sięgnąć po imperialną władzę.
Mit opuszczenia Brytanii przez legiony rzymskie jest tym bardziej fałszywy, iż legiony od dawna nie składały się z Rzymian. Już cesarz Wespazjan pod koniec I w., dążąc do opanowania dalej położonych rejonów wyspy, zdał sobie sprawę, że z powodu odległości Rzym nie będzie w stanie w sposób ciągły utrzymywać stosownych sił wojskowych, jeśli nie sięgnie po żołnierzy w krajach bliższych planowanym operacjom. Wydał więc specjalne zarządzenie, zezwalające na rekrutację żołnierzy w Galii, Hiszpanii, dorzeczu Renu i Dunaju. Z biegiem czasu coraz większy odsetek wojska stacjonującego w Brytanii poczęła stanowić ludność miejscowa. Już Oman uważał, iż jeśli chodzi o garnizon rzymski, to „Brytoni tworzyli dużą część i były to oddziały znakomite”210. Co więcej, historyczne fakty i nieliczne dokumenty dotyczące rozmieszczenia wojsk rzymskich w Brytanii (szczególnie ostatni zachowany, Notitia Dignitatum) sugerują, że zaufanie do militarnych zdolności Celtów, a jednocześnie przekonanie o ich lojalności były w IV w. tak duże, iż ochronę zachodniego wybrzeża przed irlandzkimi korsarzami całkowicie pozostawiono samoobronie lokalnej. Nie jest też chyba przypadkiem, że właśnie te tereny, tożsame z Walią, jako najlepiej od czasów rzymskich zorganizowane militarnie na szczeblu obywatelskim najdłużej potem stawiały opór Anglosasom, którzy po stosunkowo łatwym podboju dzisiejszej Anglii, z Walią uporali się dopiero po ok. 800 latach. Jest rzeczą oczywistą, że w grę wchodziły tu i inne czynniki, jak sprzyjająca defensywie topografia Walii, utrzymujące się tu silniej, „mniej cywilizowane” poczucie niezależności, które Rzymianie przezornie tolerowali. Ale ogólnego obrazu to nie zmienia, zaś ukazywanie kraju broniącego się przez setki lat jako bezbronnego jest po prostu nonsensem. Skąd więc ten uparcie powielany przez historyków obraz?
U jego podłoża leży najstarszy zachowany opis zdarzeń dotyczących ostatnich dziesięcioleci rzymskiej Brytanii, jaki znajdujemy w dziele celtyckiego mnicha Gildasa zatytułowanym De excidio et conquestu Britanniae (O zagładzie i podboju Brytanii). O Gildasie nie zachowało się zbyt wiele informacji, nie znamy nawet roku jego urodzenia, choć szczęśliwie zachowała się data jego śmierci – 570 r. Swe dzieło, jeśli przeanalizować opisane w nim fakty, musiał napisać po 516, a przed 547 r. Jego opis klęski Brytanii po opuszczeniu jej przez Rzymian jest przejmująco tragiczny:
Następnie Brytania zostaje wyzuta z wojska i to co do jednego dowódcy i co do jednego żołnierza, a także pozbawiona większej części swej młodzieży, która dołączyła się do pochodu wszechwładnego tyrana (Magnusa Maximusa), i która nigdy nie wróci już do domu. Sama nie znająca się na rzemiośle wojennym, od lat drętwieje i jęczy deptana przez dwie dzikie nacje: zamorskich Szkotów z zachodu i Piktów z północy211.
Dzieło Gildasa nie jest jednak kroniką tamtych zdarzeń, choć za takie często uchodzi, zwłaszcza pośród tych historyków, którzy nigdy nie mieli w rękach jego tekstu, poprzestając na ogólnych opiniach czy przytaczanych przez innych cytatach. W czasach, gdy powstawało, trwał w najlepsze marsz Anglosasów na zachód i północ, stąd tak pesymistyczna ocena opuszczania Brytanii przez Rzym. Adresatem tego tekstu nie mógł już być oczywiście Rzym cesarski, bo ten w czasach Gildasa nie istniał. Istniało natomiast papiestwo, zainteresowane losem ludu chrześcijańskiego i jego obroną przed triumfującym pogaństwem anglosaskim czy piktyjskim. W tej sytuacji wyraźnie przeczerniony obraz kreślony przez Gildasa, obraz bezbronnego ludu Chrystusa, maltretowanego przez nie znających światła wiary barbarzyńców, należy po prostu interpretować jako propagandową próbę wzbudzenia w chrześcijańskiej Europie odruchu solidarności z pokrzywdzonym narodem Brytów. Jest natomiast zupełnie inną sprawą, czy ci, do których Gildas się zwracał, byli w stanie zapewnić jakąkolwiek realną pomoc, skoro w wielu wypadkach sami na ogół pilnie jej potrzebowali.
Tekst Gildasa, jako jedno z nielicznych zachowanych źródeł do dziejów tamtej epoki, stał się wkrótce podstawą informacji, jakie znajdujemy później we wszystkich kolejnych brytyjskich kronikach Średniowiecza, pisanych tak przez Celtów (Nenniusz, Giraldus Cambrensis), jak i przez Anglosasów (Beda, anonimowa Kronika anglosaska). Trudno też oprzeć się wrażeniu, iż dramatyczny obraz narodu, który opuszczony przez dotychczasowych protektorów sam nie umie się bronić, był wyjątkowo na rękę propagandzie anglosaskiej i to wielu epok, aż po czasy najnowsze. Sankcjonował bowiem w jakiś sposób politykę aneksji terytoriów celtyckich. Nic zatem dziwnego, że przytłaczająca większość historyków angielskich XIX i pierwszej połowy XX w. skwapliwie podchwytywała argument dostarczany im przez celtyckiego autora, który ukazywał własną społeczność jako niezdolną do samodzielnego bytu państwowego!
O ile jednak można zrozumieć, co nie znaczy – usprawiedliwić – nacjonalistyczną historiografię angielską, to o wiele mniej zrozumiałe wydaje się powtarzanie podobnych osądów przez autorów neutralnych, spoza Wysp Brytyjskich, którzy jakże często powielają tylko oceny dziejopisarstwa wywodzącego swe tradycje z czasów wiktoriańskich, w samej Anglii od dawna nie stanowiących naukowego wzorca. Już cytowany wcześniej Charles Oman nie wahał się na początku wieku XX odżegnać od przesadzonego pesymizmu Gildasa, określając jego dzieło jako „całkowicie ahistoryczne” – „entirely unhistorical”, a w chwili irytacji, jedną stronę dalej, nazywając je po prostu „śmieciem” – „rubbish”212. Delikatnie przy tym sugeruje, że podobnie myśli o niektórych współcześniejszych pracach historycznych, bezkrytycznie opierających się na Gildasowym traktacie.
Z mitem Brytanii bezbronnej, porzuconej przez legiony i pokornie błagającej o nieopuszczanie jej w potrzebie przez słabnące Imperium, najradykalniej rozprawił się Anthony R. Birley w znanej pracy o kalendarzowych zapisach panowania rzymskiego w Brytanii. Oto pierwsze charakterystyczne zdanie tej pracy, znamionującej, jak się wydaje, trwalszą zmianę stosunku do omawianego problemu: „Brytania pozostawała pod rządami rzymskimi od 43 r. n.e. aż do chwili, w której Brytonii przepędzili swych zarządców w 409 r. (until the Britons expelled their governors in 409)”213. Jak więc w sposób możliwie bliski prawdy zrekonstruować wydarzenia ostatnich lat Brytanii rzymskiej, skoro najistotniejsze źródło pisane powstałe na wyspie, De excidio et conquestu Britanniae, wyposaża nas w oceny, na jakich nie można polegać? Odpowiedź jest stosunkowo prosta, co nie znaczy, że łatwa w wykonaniu: należy traktować z rezerwą, a w każdym razie wyjątkowo krytycznie afektowane sądy Gildasa. O tyle, o ile jest to możliwe, trzeba poprzestawać na opisanych przezeń faktach, zestawiając je z innymi ówczesnymi źródłami, СКАЧАТЬ
210
Ch. Oman, op. cit., s. 176.
211
Gildas,
212
Ch. Oman, op. cit, s. 175 i 176.
213
A.R. Birley,