Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 42

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Tym razem Jagan wyglądał na wyjątkowo poruszonego.

      – Major! Daj stakan! – zażądał, siadając za stołem. Nawet się nie rozebrał, tylko zdjął kominiarkę i położył na stole wintorieza.

      Major bez słowa wlał mu pół szklanki i usiadł naprzeciwko.

      – Co się stało, Andriusza? – zapytał dla porządku.

      Jagan wyraźnie szukał natchnienia w wódce. W końcu powoli podniósł szklankę i z namaszczeniem wlał sobie jej zawartość do gardła. Po chwili wypuścił powietrze i dopiero teraz spojrzał na Gurbienkę. Wsunął rękę do kieszeni na piersi, pogrzebał chwilę i położył na stole pięść. Otworzył ją i Gurbienko zobaczył ludzki palec. Ze zdumienia otworzył szeroko oczy.

      – To twój? – zapytał.

      – Mój? – Jagan podniósł dłonie, żeby pokazać dziesięć palców. – Jednego Persa.

      – Irańczyka? – Gurbienko nie krył zaskoczenia. – Jakiego znowu Persa? O czym ty mówisz, Andriusza? Obciąłeś palec Irańczykowi? Po kiego? Przesłuchiwałeś go? I co? – Spojrzał na pustą szklankę. – Ja pierdolę, też się napiję, a ty opowiadaj.

      Wstał i nalał sobie wódki. Teraz Jagan czekał. Dopiero gdy wypili, zaczął mówić.

      – Wszystko mam nagrane, potem obejrzymy, ale sprawa jest ciekawa i wygląda tak…

      Zrelacjonował wszystko, począwszy od chwili, kiedy wyszedł z obozu. Nie pomijał żadnego szczegółu, który jego zdaniem miał znaczenie, więc major się przygotował na dłuższe słuchanie.

      Jagan zawsze tak opowiadał, bo uważał, że to jego praca, za którą otrzymuje wynagrodzenie, i musi być uczciwy, czyli niczego nie pomijać. Gurbienko o tym wiedział i czekał cierpliwie. Lubił nawet te jego opowieści, długie, szczegółowe, ale czytelne i logiczne. Jagan przejawiał niewątpliwy talent w postrzeganiu i opisywaniu rzeczywistości, często nawet nie wiedział, że jego obserwacje mają wartość wywiadowczą. Dlatego major zawsze go nagrywał.

      – Te rzeczy miał przy sobie ten zabity z Daesh. – Jagan położył na stole portfel, notatnik i smartfon. – A to mieli tamci, których kropnąłem przy samochodzie. – Wysypał z plecaka na stół mnóstwo drobiazgów, w tym dwa notatniki i trzy smartfony. – I co to, do kurwy nędzy, są te Siły Ghods? W życiu nie słyszałem. Jakiś klub irańskich zapaśników?

      – Nooo… piękny urobek, Andriusza! – oświadczył z zadowoleniem Gurbienko. – Cztery smartfony, i to nie byle jakich psów pustynnych, to jest coś. Naprawdę coś. Już nasi to prześwietlą. Smartfony to kopalnia informacji. Mówiłem ci, że ludzie mają w nich więcej niż w głowach. A ci popierdoleni Arabowie to nagrywają wszystko, nikt ich chyba nie szkoli, co robić ze smartfonami. Może myślą, że Allah zabierze ich do nieba razem z telefonem, jak Mahometa zabrał z koniem. Szczególnie ci najemnicy ciągle chcą się chwalić dokonaniami i gadają ze znajomymi. Ech… – Gurbienko był wyraźnie pobudzony wódką i zdobyczami Jagana.

      – Kurwa, powtarzasz wciąż to samo. Znam to już na pamięć – obruszył się Jagan. – Nie śliń się z rozkoszy, tylko powiedz, co to są te siły jakieś tam. Co to był za Pers? Czyj to palec, bladź?

      – Siły Ghods to jednostka do zadań specjalnych irańskiej Straży Rewolucyjnej. Wywiad, kontrwywiad i konkretne operacje. Dowódca to generał Ahmad Harumi i jest podległy bezpośrednio najwyższemu przywódcy. Wspierają Asada, Hezbollah, walczą z Daesh i innymi terrorystami sunnickimi. Krótko mówiąc, są teraz naszymi sojusznikami tutaj…

      – Czyli nie kłamał. – Jagan zadumał się na chwilę. – Bladź, uciąłem sojusznikowi palec. – Wziął go do ręki i zaczął oglądać. – Dobry był ten Reza, potrafił walczyć, więc chyba brak jednego palca nie będzie mu bardzo przeszkadzał – powiedział, jakby mu się zrobiło żal Persa. – No i odstrzeliłem mu dwóch kamratów z tych sił specjalnych, co mówisz. No… nie będą zadowoleni, oj, nie będą. – Zrobił minę skarconego chłopca i zacisnął usta. – I ten jego Arab podobno był jakiś bardzo ważny. Ech…

      – Nie widział twojej twarzy, ale i tak ustalą, kim jesteś, głośno o tobie w okolicy. Nie martw się, zajmiemy się tym i…

      – Ech… majorze! Żebyś widział, jak zdjąłem tych trzech! – Jagan wyprostował się dumnie i wydął usta. – To był majstersztyk! Paf… paf… paf… Wintoriez to prawdziwe cudo, i ten celownik! Ach… – Położył rękę na karabinku. – Nawet w najnowszej Call of Duty nie dałbym tak rady. To nalej jeszcze stakana i idę się przespać.

      – A ten palec to z której ręki? – zapytał major.

      – Nie wiem, chyba z lewej. – Jagan wypił wódkę. – Oddam mu go… kiedyś. Na pewno zrozumie, a może mu się przyda. – Schował palec w kieszonce i wstał do wyjścia.

      – Zostaw kamerkę – rzucił za nim Gurbienko. – Muszę to zgrać.

      26

      Zjechała na trzecie piętro, żeby zabrać płaszcz. Była siedemnasta piętnaście. Gerber przez całą drogę zastanawiała się, co się dzieje. Dynamika wydarzeń tego dnia nie miała sobie równych, a przynajmniej Maria nie pamiętała czegoś takiego, chociaż w ostatnich latach uczestniczyła niemal we wszystkich dramatycznych wydarzeniach z życia Agencji. Dzień zaczął się od narady w sprawie Sekcji i rozmowy z Marcelem, a miał się zakończyć wizytą u premiera.

      Szefowie traktowali ją jako beznamiętną i lojalną wykonawczynię ich rozkazów. Uważali, że musi być od nich uzależniona, jeżeli chce przetrwać we wrogim środowisku. Wesołowski sądził nawet naiwnie, że Gerber lubi swoją pracę i skrywa się pod jego skrzydłami.

      Granatowe audi szefa czekało już przed wejściem, a Wesołowski stał obok i wyraźnie podniecony rozmawiał przez telefon, machając drugą ręką jak początkujący dyrygent.

      Nie zauważył nawet, jak wsiadła. Zorientował się dopiero, gdy kierowca dał mu znak.

      – Pani naczelnik… – zaczął, marszcząc brwi – a może wkrótce pani zastępca szefa…

      – A nie powinno być zastępczyni? – odparła Gerber całkiem poważnie. – Taka forma byłaby chyba prawidłowa. Nie sądzi pan?

      – Ależ oczywiście! Zaproponuję to zaraz premierowi. Ale jest inna sprawa… – Wesołowski zmienił temat. – Właśnie rozmawiałem z panem prokuratorem Farbiarzem, który bardzo prosi o przekazanie teczki pana Dimitriosa z czasów, kiedy był on nielegałem.

      – A co to ma do rzeczy? – obruszyła się Gerber. – Przecież śledztwo dotyczy pułkownika Leskiego. Co ma do tego…

      – Pan prokurator prosi – przerwał jej Wesołowski, ale nie zabrzmiał przekonująco i Maria od razu się zorientowała, że zdaje sobie sprawę z bezprawności tego żądania. – A swoją drogą bardzo mi zależy, żeby pani uważnie przejrzała materiały Sekcji i starała się konstruktywnie współpracować z prokuratorem СКАЧАТЬ