Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 41

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ mężczyzna – jestem z irańskiego wywiadu. Słyszałeś o Siłach Ghods? – ciągnął koślawym rosyjskim.

      – Nie, nie słyszałem.

      – Nazywam się Reza, a ten tutaj… – spojrzał na zabitego pod ścianą – to jest… był mój agent z Daesh, i właśnie spierdoliłeś ważną sprawę. Rosja i Iran są sojusznikami i razem walczymy z terrorystami.

      – Aaa… o tym to słyszałem – odparł Jagan. – Masz coś, co może potwierdzić, coś ty za ptica?

      – Nie. Tutaj? To wyrok śmierci…

      – A może ty mnie oszukujesz, bo mówisz do towarzysza giurzy? – Jagan podsunął mu pistolet pod nos. – Wy beżowi jesteście cwani. Za oszukiwanie niewiernego można iść do raju na skróty. Znam to wasze plemię nie od dzisiaj.

      – Lepiej skontaktuj się ze swoim dowódcą, zanim zrobisz coś głupiego. Bo i tak popełniłeś już wielki błąd. Nie pogarszaj sytuacji. – Pers był twardy i coraz bardziej podobał się Jaganowi, chociaż wciąż nie budził jego zaufania. – Masz radio, to zapytaj przełożonych. Rozumiesz, Szurawi?

      – Szurawi? – zapytał zaskoczony Jagan. – Skąd znasz tę nazwę?

      – Tak was nazywali w Afganistanie, nie? – odparł Reza.

      Jagan potwierdził. Ostatni raz słyszał tę nazwę z ust swojego dowódcy kursu dywersyjnego GRU, weterana z Afganistanu, ale w Syrii nikt tak Rosjan nie nazywał.

      Po raz pierwszy miał problem z jeńcem. Nie był pewien, czy powinien go zastrzelić. Decyzję musiał podjąć sam, bo ze względów bezpieczeństwa nie miał ze sobą radia i nie mógł się poradzić majora Gurbienki. Wyglądało na to, że Pers może mówić prawdę, chociaż Jagan wiedział, że w obliczu śmierci ludzie wymyślają niesamowite historie, by przeżyć. Inna sprawa, że nie był już w służbie. Był tylko współpracownikiem GRU i nie musiał wykonywać rozkazów jakichś szpiegów. Ale major Gurbienko, choć Chachoł, był przyzwoitym żołnierzem.

      Nie ma człowieka, nie ma problemu – pomyślał Jagan i już chciał nacisnąć spust, gdy poczuł potężne uderzenie i pistolet wyleciał mu z dłoni.

      W tej samej chwili zwaliło się na niego potężne ciało Persa. Obaj przywarli do ziemi. Jagan potrzebował chwili, by się zorientować, co się stało. Poczuł, że nie może się ruszyć, bo jest skrępowany silnym profesjonalnym chwytem. Od razu zdał sobie sprawę z zagrożenia, bo Pers nie był zwykłym bojownikiem. Ci najczęściej nie potrafili walczyć wręcz, a Persowie to zapaśnicy. Był wściekły na siebie, że zbliżył się tak blisko i pozwolił na atak.

      Wyszedłem z wprawy, bladź? – pomyślał i chciał pokręcić głową, ale nie mógł.

      – Odpuść! – wycharczał mu do ucha Reza. – Nie chcę cię zabijać – dodał. – Rozumiesz, Ruski?

      – Rozumiem – odparł Jagan z twarzą dociśniętą do ziemi.

      Wiedział, że Pers ma ochotę zwolnić uchwyt i szuka fortelu, bo nic więcej nie może zrobić. Utkwili w klinczu. Żeby zdobyć broń, musiałby puścić Jagana, a nie wiadomo było, gdzie leży pistolet.

      – Zwolnię uchwyt, a ty się nie ruszaj… – wydusił z siebie Pers i wypuścił powietrze. – Nie ruszaj się, dobrze?

      – Dobrze, puść, bladź. – Jagan pomyślał, że wtedy będzie mógł sięgnąć po kizlyara, którego Pers najwyraźniej nie zauważył. – Puść – powtórzył przez zaciśnięte gardło i przeciwnik rzeczywiście zwolnił mu lewą rękę.

      Uścisk zelżał i Jagan mógł już swobodnie oddychać. Zaczęli powoli się od siebie odsuwać. Dopiero teraz obaj spostrzegli, że pistolet Jagana leży ledwie półtora metra od nich. Czas jakby się zatrzymał, a sekundy płynęły jak godziny, i każdy z nich się zastanawiał, czy zdoła zrobić to pierwszy. Wpatrzeni w pistolet, myśleli tak samo i o tym samym. Byli jak jedno nabrzmiałe ciało, które za chwilę eksploduje. Reza mógł jednak łatwiej dosięgnąć broni.

      Pers nie widział, kiedy Jagan delikatnie opuścił lewą dłoń i opuszkami palców dotknął rękojeści noża. I chociaż miał rękawiczkę, wyraźnie czuł jego potężną moc. Sama świadomość, że kizlyar jest przy nim, ratowała mu nieraz życie, dodawała siły. I tak też powinno być teraz – pomyślał i wyszarpnął nóż.

      Już miał pchnąć Persa, ale poczuł opór i ucisk na nadgarstku. Reza zdążył zablokować cios. Jagan z całej siły napiął ramię, ale posunął się niewiele. Wiedział, że Pers zaraz ruszy do kontrataku, i spróbował wyszarpnąć drugą rękę, by pchnąć nóż obiema. Udało mu się i był coraz bliżej ciała, jednak Reza przerzucił prawą dłoń i chwycił za ostrze. Teraz obaj trzymali nóż oburącz. Pers był bardzo silny, ale Jagan wiedział, co powinien zrobić. Z całej siły wykręcił rękę w prawo i wymsknął się przeciwnikowi, ale niemal jednocześnie usłyszał jego krzyk i poczuł mocne uderzenie łokciem w mostek.

      Zrobiło mu się ciemno w oczach i stracił oddech, ale noża nie puścił. Pers poderwał się i rzucił w stronę okna. Jagan zobaczył jeszcze jego plecy i pomyślał, żeby cisnąć nożem, ale nie zdążył.

      Walka trwała może minutę. Jagan siedział na podłodze, łapał oddech i czuł się, jakby przebiegł trzydzieści kilometrów w pełnym oporządzeniu. Właściwie powinien pobiec za Persem, bo może ten zdobędzie broń i wróci, ale zrezygnował. Sam nie wiedział dlaczego. Był pewny, że Reza nie wróci. Po chwili usłyszał odjeżdżający samochód.

      To była prawdziwa walka – pomyślał z satysfakcją i wyciągnął rękę po plecak. Nagle zauważył, że jego dłoń jest mocno zakrwawiona. Uważnie zbadał ją wzrokiem, ale nie czuł żadnego bólu, nie znalazł też rany. Obejrzał nóż, który wciąż trzymał w lewej dłoni, i on też był zakrwawiony. Więcej śladów znalazł na spodniach.

      Musiałem go zranić, bladź.

      Przypomniał sobie, że Pers trzymał nóż za ostrze.

      Chyba lekko, skoro tak sprawnie przesadził okno – pomyślał, sięgając po pistolet.

      Tuż obok giurzy, którą oświetlał snop światła z leżącej na ziemi latarki, zobaczył dziwny mały przedmiot. Wziął go do ręki i ze zdumieniem stwierdził, że to palec. Dla pewności obejrzał swoje dłonie w rękawiczkach. Żadnego nie brakowało.

      O, bladź… Mam jego palec.

      Obejrzał go dokładnie.

      Ciekawe, który to. Nie wygląda na kciuk.

      Ściągnął rękawiczkę i przymierzył odcięty palec do swoich.

      – Chyba mały… Odcięty w trzecim zgięciu, bladź – mruknął i schował go do kieszeni. – Przyda się – dodał.

      Zrobiło mu się żal Persa.

      Blizna na twarzy, na ramionach to rozumiem, ale mały palec? – pomyślał i zaczął się zastanawiać, jak СКАЧАТЬ