Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 40

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ półgodzinie, gdy minęła już szesnasta, z gabinetu wyszedł pułkownik Marek Bruker, dyrektor biura współpracy z zagranicą, a za nim James Bragg, łącznik CIA, i Zeew Horan, łącznik Mosadu. Łącznicy pozdrowili Gerber służbowym uśmiechem, a Bruker omiótł ją przenikliwym spojrzeniem. Ten przystojny sześćdziesięciolatek o wydętych ustach i krzaczastych brwiach był najdłużej urzędującym dyrektorem biura. Nie lubił kobiet, a Stokrotki szczególnie, bo podlegała bezpośrednio szefowi.

      Na koniec z gabinetu wypłynął zapach whisky.

      Karawana przeszła do gabinetu zastępcy po drugiej stronie sekretariatu, a Wesołowski zamaszystym gestem zaprosił Gerber do siebie. Pierwsza jednak wsunęła się sekretarka, która przystąpiła do zbierania ze stołu szklanek i filiżanek. Dopiero gdy skończyła, Gerber mogła usiąść. Tymczasem Wesołowski, strzepując wodę z rąk, wrócił ze swojej łazienki i zasiadł za biurkiem.

      Nie ma ręcznika? – pomyślała Maria ze zdziwieniem.

      – Przepraszam, pani naczelnik, że musiała pani czekać, ale sprawa jest pilna i bałem się, że mi pani gdzieś zniknie – zaczął Wesołowski. – Zanim pojedziemy do URM, chciałem z panią omówić jedną bardzo ważną sprawę, a właściwie chciałem… – Zrobił minę i Gerber od razu się zorientowała, że zamierza coś jej zaproponować. – Chciałem, pani naczelnik, w uznaniu pani profesjonalizmu i doświadczenia, no i lojalności… – wydął usta – chciałem pani zaproponować stanowisko zastępcy szefa Agencji Wywiadu do spraw bezpieczeństwa.

      Gerber nie była zaskoczona, bo dwaj poprzedni szefowie, kiedy mieli nadzieję wykorzystać ją do swoich celów, też proponowali jej awans. W strukturze Agencji jej pozycja i tak by się nie zmieniła, otrzymałaby jedynie wyższą pensję i stanowisko podsekretarza stanu z wynikającymi z tego przywilejami. Oczywiście, że Maria chciała zostać zastępcą szefa, ale nie za wszelką cenę i nie z nominacji Wesołowskiego.

      – Przecież nie ma takiego stanowiska i trzeba by zmienić strukturę Agencji, a to musi zatwierdzić premier, komisja sejmowa… – Po raz trzeci w swoim życiu mówiła tę samą frazę i poczuła lekkie rozbawienie, bo wciąż była naczelnikiem wydziału. Uśmiechnęła się, ale Wesołowski tego nie zauważył.

      – Pani Mario! – Zrobił tajemniczą minę. – Właśnie w tej sprawie jedziemy do URM – oznajmił niemal uroczystym tonem, ale Gerber wiedziała już, że to naiwny podstęp. W tym momencie odezwał się interkom na biurku i sekretarka oznajmiła, że premier czeka. – W takim razie za pięć minut widzimy się na dole – dorzucił Wesołowski i podniósł się z fotela.

      25

      Dwóch odłożyło kałasznikowy na maskę samochodu, a trzeci przewiesił swój przez ramię. Mężczyźni zapalili papierosy, przykucnęli i zaczęli rozmawiać.

      To jest dobry moment – pomyślał Jagan i położył palec na spuście swojego wintorieza. Wymierzył w tego z automatem. Widział jego twarz, jak coś mówił, potem napił się wody z butelki i splunął. Był bardzo młody, drobny i miał krótko przyciętą brodę. Nagle ruszył w prawo i zszedł z linii strzału. Jagan ciągnął za nim, celując w głowę. Bojownik oddalił się kilka metrów za samochód i rozpiął spodnie.

      Nooo… dziękuję ci, kozi synu. Już nigdy…

      Jagan nacisnął spust, poczuł kopnięcie wintorieza w ramię i chłopak padł jak ścięty.

      Już nigdy nie utniesz nikomu głowy.

      Dwaj pozostali zorientowali się, że coś się dzieje, i sięgnęli po swoje AK. Jagan mierzył dokładnie, odległość nie była duża, moc wintorieza zaś ogromna, więc zdążył oddać trzy strzały, a bojownicy żadnego.

      – Mołodiec praporszczik! – powiedział na głos z głęboką satysfakcją i poklepał swój karabinek. – Tego jeszcze nie było. Oj, nie było! Żeby się tylko dobrze nagrało. Gurbienko nie uwierzy. Trzy strzały, trzy w celu na dwieście pięćdziesiąt metrów.

      Poderwał się sprawnie, aż poczuł ukłucie w gotlandzkich bliznach. Ruszył biegiem w stronę budynku, gdzie paliło się światełko. Po chwili zbliżył się na odległość kilku metrów, przesunął wintorieza na ramię i wyjął giurzę. W drugą rękę wziął latarkę. Zawsze strzelał z jednej ręki, bo uważał, że jest wtedy bardziej sprawny i celny, chociaż giurza mocno kopała.

      Kiedy dopadł ściany, przywarł do niej plecami. Dawniej od razu by poczuł, czy wewnątrz czai się jakieś niebezpieczeństwo. Smok z pewnością by zadrżał. Nieraz uratował mu życie, ale kiedy został przestrzelony na Gotlandii, stracił swoją moc i był już tylko zwykłym tatuażem, chociaż bardzo ładnym, bo namalowanym przez artystę Głogowa z Rublowki za solidne honorarium.

      Jagan zdjął z szelki granat hukowo-błyskowy, wyrwał zawleczkę, puścił łyżkę, odczekał trzy sekundy i cisnął go do środka. Niemal razem z eksplozją przerzucił swoje ciało przez okno.

      Od razu zobaczył siedzących na ziemi dwóch mężczyzn w mundurach i kefijach. Byli ogłuszeni. Między nimi stała lampka elektryczna. Jagan musiał natychmiast zdecydować, którego zastrzelić najpierw, bo za chwilę minie efekt wybuchu. Ale nie zrobił tego, stanął dwa metry dalej z wycelowanym pistoletem i czekał.

      Pierwszy ocknął się ten wyższy, z krótko przyciętą brodą. Mrużąc i pocierając oczy, dostrzegł Jagana w kominiarce. Nie wydawał się zaskoczony, ale nie próbował sięgać po automat, który leżał obok. Wygląda na twardziela – pomyślał Jagan. Drugi, z długą rzadką brodą, otworzył oczy kilkanaście sekund później. Zobaczył napastnika i w odróżnieniu od wyższego był mocno przestraszony.

      – Goworitie po russki? Do you speak English? – zaczął jak zwykle Jagan, ale żaden z mężczyzn nawet nie drgnął. – Goworitie po russki? Do you speak English? – powtórzył i znów żadnej reakcji. Już miał strzelić, gdy pierwszy raz zmienił zdanie i postanowił powiedzieć coś więcej. – Nie goworisz… ubiju. You don’t speak, I kill you. Understand? Simple?

      Mimo silnego rosyjskiego akcentu przekaz był na tyle prosty, że długa broda go zrozumiał i zaczął się nerwowo rozglądać. Nagle zrobił gwałtowny ruch i Jagan bez wahania strzelił mu w głowę. Mężczyzną rzuciło o ścianę, którą zbryzgała krew. Drugi siedział nieporuszony i nawet nie spojrzał na ciało towarzysza.

      – Mówiłem, że zabiję – rzucił po rosyjsku Jagan. – A ty twardziel taki jesteś? – zwrócił się do wysokiego. – Nie chcesz rozmawiać, to nie.

      Dotknął palcem spustu, lecz w tej samej chwili usłyszał gardłowy głos.

      – Mowię po rosyjsku.

      – Nooo… nareszcie! – Jagan kucnął zadowolony, świecąc mu w twarz. – Coś za jeden… bladź? Skąd jesteś, kozi synu? I przysuń do mnie tę swoją pukawkę, bo sobie krzywdę zrobisz. Tylko powoli.

      Mężczyzna wykonał polecenie, ale w dalszym ciągu siedział, nie okazując żadnych emocji. Miał ciemne, połyskujące głębokie oczy, a nad nimi gęste brwi. Jagan pomyślał, że nie jest zwykłym pustynnym zbójem. Dostrzegł w nim bowiem coś, czego u innych СКАЧАТЬ