Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 37

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ Kopuła i patrioty, ciągle ćwiczyć zbieganie do schronów. Teheran ma rakiety, które mogą dolecieć do Polski, więc o Izraelu nawet szkoda gadać. A co gorsza, wcale nie jesteśmy pewni, czy nie mają kilku głowic… Chociażby od Kima.

      – Dobrze. Zajmę się tym jeszcze dzisiaj i porozmawiam z Romanem. Tak się składa, że jest teraz poza Polską, w Szwecji.

      – W takim razie, żeby was lepiej zmotywować… – Tamara uśmiechnęła się gorzko. – Jest jeszcze coś. Paradoksalnie Irańczykom też zależy, by wyłuskać Polskę z tego układu. Wiedzą doskonale, że jesteście słabym ogniwem, dużo u was pompy, mało treści. A ajatollahowie nie są głupcami, jak niektórzy myślą, to wykształceni ludzie i mają za sobą pięć tysięcy lat tradycji politycznej. Posłuchaj, uzyskaliśmy informację – zmieniła ton – że planują uderzyć na polski kontyngent w Iraku i wyciąć w pień waszych żołnierzy albo obłożyć rakietami tak, żeby kamień na kamieniu nie pozostał. Ma być piękny, krwawy obrazek. Oczywiście chodzi o efekt psychologiczny i medialny, rodzaj kary. Z całą pewnością mają też inne pomysły o podobnym znaczeniu. Ważne, by wzburzyć opinię publiczną w Polsce przeciwko wojnie i tym samym wzmocnić Berlin i Paryż. Nie zdziwiłabym się, gdyby doszło do czegoś jeszcze bardziej spektakularnego. Wiemy, że planują ujawnić film z procesu dwóch polskich szpiegów złapanych w Iranie i pokazać ich publiczną egzekucję. Tak jak tego Amerykanina rok temu.

      – Polskich szpiegów? – Dima podniósł głos. – A nie Białorusinów?

      – Na pewno polskich, ale nic więcej nie wiemy. Trzymają ich już jakiś czas. A Vevak potrafi z każdego zrobić szpiega. I każdy się przyzna do wszystkiego, czego tylko zechcą. – Zastanowiła się przez chwilę. – Ale to dziwne. O ile wiem, to kiedyś ktoś od was szukał u nas kontaktów i pomocy w tej sprawie. To nie była oficjalna sprawa, z którą zwróciła się wasza firma, więc tego kogoś u nas olali. Nigdy o tym nie słyszałeś? Nie było żadnej informacji w Agencji?

      – Tak, tak! To nasi ludzie – potwierdził przejęty Dima. – To nieprawdopodobne! Dowiedziałem się o tym dopiero przedwczoraj, i to całkiem przypadkowo. Fuck! Fuck! – Zagryzł wargi. – Muszę zadzwonić do…

      Od razu pomyślał o Konradzie. I scena w pubie, kiedy Sara pomawiała go publicznie o obsesję na punkcie dwóch zaginionych szpiegów, nabrała nagle nowego znaczenia. Wówczas miał wątpliwości spowodowane nadużyciem alkoholu, ale teraz nie dość, że chwalił w duchu własną intuicję, to jeszcze czuł szacunek dla Konrada. A zatem nie była to żadna obsesja, tylko upór i wierność zasadom. Konrad był właśnie taki, jaki powinien być każdy oficer wywiadu, i Dimie przeleciało przez myśl pytanie, co teraz zrobi Sara.

      – Film już nakręcili, żeby czekał na odpowiedni moment, ale egzekucja jeszcze się nie odbyła. Irańczycy są mistrzami w rozgrywaniu takich spraw, grze pozorów i robieniu politycznego show. Ale sam teraz widzisz, że jeśli uda się nam zablokować koalicję głupców, może uratujemy też waszych ludzi. To też coś, nie sądzisz?

      – Masz rację – potwierdził Dima.

      – Gdy będziesz już wiedział, czy Leski przyleci do Aten, daj mi natychmiast znać. Wszyscy jesteśmy w niedoczasie. Jeśli zajdzie taka potrzeba… – Tamara zawiesiła głos – natychmiast przylecę z Aaronem Demirem. To nasz numer dwa.

      – Okej – odparł Dima. – Najpierw sami porozmawiamy. Ale dam ci znać.

      23

      Noc zapowiadała się wyjątkowo zimna nawet jak na grudzień. Na skraju pustyni temperatura spadła do minus dziesięciu stopni, więc Jagan włożył pod czarny zimowy mundur dodatkowe kalesony i ocieplaną bawełnianą koszulkę z długim rękawem. Rękawiczki miał cywilne, skórzane na futerku. Twarz zakrył kominiarką i noktowizyjnymi goglami.

      Lubił te zimne syryjskie noce i rozgwieżdżone nad pustynią niebo. Wprawdzie wolał góry i brakowało mu śniegu, a latem deszczu, ale i tak był bardzo zadowolony. Pułkownik Orłow trafił idealnie, przydzielając to zadanie Jaganowi, za co ten był mu niezmiernie wdzięczny, bo odzyskał sens życia i znowu mógł naprawiać świat.

      Teraz w rękach miał prawdziwy karabinek wyborowy z nocnym celownikiem, WSS Wintoriez, a nie jego wirtualną wersję z gier komputerowych. Chociaż w S.T.A.L.K.E.R. i ARMA 2 wyglądał on całkiem realistycznie, było to tylko złudzenie dla cywilów.

      Nie ma takiej gry, w której możesz poczuć miły ciężar tej broni, jego chłód, przyjemne kopnięcie po strzale i aromatyczny zapach prochu – któryś raz z rzędu powtarzał sobie w myślach Jagan, kiedy pakował się na nocne łowy. To tak, jakbyś przed telewizorem walił konia, bladź! Poniżające dla żołnierza specnazu.

      Do plecaka włożył zapasowe magazynki, prowiant i wodę. Wszystko upakował tak, by siedziało stabilnie i podczas ruchu nie wydawało żadnych dźwięków. Dwa granaty błyskowe, dwa obronne i dwa zaczepne zawiesił na szelkach. Między nimi, w kaburze na piersi, umieścił pistolet Giurza. Do pasa doczepił swój nóż Kizlyar z dedykacją od Putina. Nie był zadowolony, że musiał zaczernić go pastą, bo zbyt mocno odbijał światło księżyca, ale bezpieczeństwo było ważniejsze niż szacunek dla prezydenta. Na głowę założył kamerkę.

      Dochodziła północ. Jagan jak zawsze stanął przed lustrem i przez chwilę dokładnie, centymetr po centymetrze, przeglądał swój ekwipunek. Najpierw z przodu, z lewego boku, potem prawego i za pomocą dodatkowego lusterka – z tyłu. Był perfekcjonistą i nie przepuszczał żadnych błędów, ale teraz stał się jeszcze bardziej dla siebie wymagający. Wiedział, że od jego pracy zależy życie wielu ludzi, chociaż zajmował się głównie zabijaniem innych. Nie robił tego, jak w grach komputerowych, dla przyjemności i wprawy, ale w celu zdobycia informacji i likwidacji zagrożeń.

      W bazie Rubież między Gardadżą i Sufrą mieszkało stu pięćdziesięciu rosyjskich pracowników mających za zadanie odbudowę i uruchomienie trzech szybów naftowych. W okolicy działały silne oddziały Państwa Islamskiego i kilku innych organizacji ekstremistycznych, które miały ochotę zająć pola naftowe, wybić niewiernych Rosjan i ludzi Al-Asada. Silnie ufortyfikowany obóz chronił oddział dwudziestu pięciu najemników z Grupy Wagnera. Doświadczonych byłych żołnierzy specnazu, desantu i FSB. Dowodził nimi przyjaciel pułkownika Orłowa, major Igor Gurbienko, weteran dwóch wojen kaukaskich.

      Od dwóch miesięcy bojownicy islamscy coraz śmielej podchodzili pod Rubież, badając możliwości uderzenia, ale wagnerowcy byli czujni, dobrze wyposażeni i wiedzieli odpowiednio wcześniej o planach bojowników. Informacji dostarczał Jagan.

      Znikał z obozu prawie co noc i wracał przed świtem. Najpierw udawał się do kantyny i zabierał śniadanie do swojego kontenera, po dziewiątej szedł do majora Gurbienki. Z nikim się nie przyjaźnił, a na pytania odpowiadał krótko. Nie pił alkoholu i zawsze jadł sam. Spał do południa, potem w słuchawkach siedział przed kontenerem, mruczał pod nosem, czyścił broń i dużo czytał. Od czasu do czasu wspinał się na szczyt szybu naftowego i przez lornetkę obserwował otoczenie.

      Wszyscy domyślali się, co Jagan robi na nocnych wypadach, ale nikt nie wiedział nic na pewno. Z biegiem czasu robotnicy i wagnerowcy zaczęli robić zakłady: wróci rano czy nie wróci? Ale zawsze wracał i z każdym dniem jego mit nieśmiertelności rósł w siłę. Wkrótce zaczęły krążyć coraz bardziej nieprawdopodobne СКАЧАТЬ