Название: Nabór
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Zamęt
isbn: 9788381433846
isbn:
– Ech… Andriusza! To jednak prawda, co o tobie mówią. Szkoda będzie…
– Co będzie szkoda? – wszedł mu w słowo Jagan.
– Przyjdź do mnie, jak zjesz. Musimy pogadać. Dostałem coś z Moskwy.
Jagan usiadł do stołu, ale nie zaczął jeść.
– A tak swoją drogą, dlaczego nie jesz ze wszystkimi jak człowiek? Co ty pies jakiś jesteś? – dopytywał się Gurbienko.
– Ludzie żrą jak świnie razem, zobacz na żółtków… Wpychają żarcie do gęby, stękają, ciamkają, chlipią i pierdzą, a potem wstydzą się, że jedli, i idą to wysrać w pojedynkę. To nielogiczne, nie? Kiedyś się jadło i srało razem. I było dobrze… Logicznie. Trochę na usprawiedliwienie jest ten arabski chleb, ta cała pita. – Jagan podniósł pszenny placek. – Wysrać się po tym sprawnie to spora sztuka. – Powąchał chleb. – Gdzie mu do naszego czarnego, rosyjskiego z kwasem! Ech…
– Co ty pierdolisz, Andriusza? – Major Gurbienko podniósł się z ociąganiem i ruszył do wyjścia. Mrucząc coś do siebie, pokręcił głową i zatrzasnął za sobą drzwi.
Jagan zaczął jeść.
Lubił majora i dlatego pokazał mu smoka, a nawet objaśnił jego historię. Miał nadzieję, że ta nić sympatii między nimi pomoże Gurbience coś zrozumieć. Nie rzuci tej pracy z dnia na dzień, bo to niehonorowe i mogłoby osłabić bezpieczeństwo nafciarzy, ale decyzję już podjął. Z trudem przeżuwał kawałek gumowej baraniny i z każdym kęsem utwierdzał się w przekonaniu, że powinien wrócić do Aleksandrowki. Coraz częściej martwił się o oddział płastunów, który został bez dowódcy. Nie wiedział tylko, jak zacząć temat, bo naprawdę lubił Gurbienkę, i aż sam się zdziwił, że ta myśl ma dla niego takie znaczenie.
Mięsa zjadł ledwie połowę. Dokończył warzywa i maczając pitę w sosie, wytarł talerz. Wypił pół butelki wody, po czym położył się na pół godziny. Chciał jeszcze raz przemyśleć, jak zacząć rozmowę z majorem. Bał się, że zostanie potraktowany jak zwykły najemnik, który zrobił swoje, wziął forsę i jedzie gdzie indziej. Jagan nie zabijał za pieniądze ani bez powodu. Myślał tylko o bezpieczeństwie nafciarzy.
Włożył kurtkę i ruszył do wyjścia. Nigdy dotąd nie prowadził takiej rozmowy i po prostu nie wiedział, jak do niej podejść. Wydawało mu się, że to bardzo skomplikowane, więc spod drzwi wrócił jeszcze do szafki, wlał sobie pół szklanki wódki i wypił na bezdechu.
– Ech… bladź… – wyrzucił z siebie wraz z wódczanym wydechem. – Życie jest takie skomplikowane.
Major Gurbienko siedział nad komputerem i palił papierosa, wypuszczając dym na monitor.
– Chodź, Andriusza – rzucił, nie podnosząc wzroku. – Weź flaszkę… – wskazał ręką – jest tam. Wypijemy, bo temat mam trudny. Biez wodki nie razbieriosz.
– Eee… Nie mogę za dużo. Mam patrol w nocy.
– Nie, Andriusza, już nie masz. Możemy wypić, a nawet musimy. Mam też zioło.
– Zwariowałeś?! – Jagan już chciał powiedzieć, że nienawidzi narkomanów, a kilku nawet kiedyś sprał koło dworca w Helsinkach i wielu w Moskwie. W porę jednak zamilkł, bo naprawdę lubił majora.
– W takim razie siadaj i nalej – odparł Gurbienko. – Już do ciebie idę.
Jagan nalał do szklanek wódki i zaczął się rozglądać za zakąską.
– W szafce nad kiblem jest czarny chleb z puszki dla marynarzy atomówek. Chciałeś naszego czarnego rosyjskiego, to masz. – Major jakby wyczuł Jagana.
– Chyba żartujesz z tą misją? – zapytał Jagan niepewnym głosem. – Co się stało? Dlaczego? – Znalazł puszkę i obejrzał ją uważnie. – A otwieracz masz?
– Gdzieś tam jest nóż… poszukaj – rzucił Gurbienko i zaraz dodał poważnie: – Niestety, nie żartuję, Andriusza. – Zamknął pokrywę laptopa i zdusił niedopałek w popielniczce. Przeszedł do stołu i usiadł naprzeciwko Jagana, który właśnie otwierał puszkę nożem. – Pamiętasz sprawę tego Persa, któremu uciąłeś palec?
– Pamiętam. To było kilka dni temu – odparł Jagan, siłując się z puszką. – Nie zapomina się takiej akcji, kropnąłem wtedy trzech. A co?
– Masz jeszcze ten palec?
– Pewnie, że mam. Chcą go? Oddam, nie ma sprawy, po co mi jakiś palec. – Jagan nie zrozumiał majora i potraktował jego pytanie jak dowcip.
– Nie ma w tym nic śmiesznego, Andriusza. Jest za to duży międzynarodowy problem. Musisz, niestety, stąd się zbierać. Ten Pers… Reza, tak? Tak się nazywał?
– Chyba tak.
– To był wysoki oficer irańskiego wywiadu. I kropnąłeś też wtedy najlepszego agenta, jakiego mieli w Daesh. Zepsułeś im bardzo ważną operację. Niestety, na dodatek stuknąłeś też dwóch innych żołnierzy Sił Ghods, więc Irańczycy są wściekli i chcą ukarania winnych. Co gorsza, wiedzą, że to ty, Duch Pustyni, kurwa mać. Jak pamiętasz, bo przecież podpisywałeś kontrakt, Moskwa się do ciebie nie przyzna. Krótko mówiąc, Andriusza… pakuj się. Za godzinę wyjeżdżasz.
Jagan nie odpowiedział. Otworzył puszkę i wyjął z niej chleb. Ostrożnie zeskrobał pleśń, a resztę pokroił w dużą kostkę.
– Patrz, bladź… – rzucił przez zęby. – Nasze moriaki mają rakiety z atomowymi głowicami na pokładzie, a dostają spleśniały chleb. – Podniósł szklankę z wódką i wypili, zakąszając. – Wszystko jasne – dodał i odstawił szklankę. – Nie ma sprawy. – Przez chwilę się zastanawiał, czy powiedzieć Gurbience, że zrobił mu przysługę. Ale zrezygnował. Poczuł się dziwnie jak jeszcze nigdy dotąd, trochę było mu przykro, a trochę się cieszył. – To co? Mam ten palec oddać?
– Chyba już mu się nie przyda. – Gurbienko uśmiechnął się z ironią.
– A wintorieza byś mi dał? – zapytał Jagan całkiem poważnie. – Powiesz, że zgubiłem na pustyni albo coś takiego.
– Ech… Andriusza! Co ja zrobię, że tak cię lubię. Pomyślę. – Z niedowierzaniem pokręcił głową. – A na co ci ta armata?
– Przyda się, na pamiątkę, no i w końcu to narzędzie zbrodni, więc lepiej…
29
Monika zadzwoniła do Sary, żeby tylko podziękować za spotkanie, ale od razu między nimi zaiskrzyło i jeszcze tego samego dnia umówiły się na kawę w galerii Moniki.
Sara przyjechała z synkiem w wózku.
– To СКАЧАТЬ