Przegrane zwycięstwo. Andrzej Chwalba
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przegrane zwycięstwo - Andrzej Chwalba страница 16

Название: Przegrane zwycięstwo

Автор: Andrzej Chwalba

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Poza serią

isbn: 9788381910804

isbn:

СКАЧАТЬ pracował w Polsce do 1939 roku, a austriacki lotnik Frantz (Franciszek) Peter został już w nowej ojczyźnie do końca życia. Obok niego służył inny Austriak – porucznik Otton Seidl, który wraz z porucznikiem Stefanem Stecem kupował w Austrii samoloty, oraz Czech sierżant Józef Cagasek, który po wojnie został w Polsce. Polskie lotnictwo najliczniej zasilili lotnicy i obserwatorzy z byłej c. i k. armii. W neutralnej po wojnie Austrii ze względu na redukcję liczebności wojska nie mieli oni zajęcia, a służba w Polsce dawała im szansę robienia tego, co lubili najbardziej. W polskim lotnictwie służyli też piloci belgijscy oraz brytyjscy obserwatorzy. Nie wszyscy zagraniczni lotnicy i obserwatorzy odbyli loty bojowe. W większości po wojnie albo jeszcze w jej trakcie powrócili do swoich rodzinnych domów.

      Obcokrajowcy służyli także w łączności, artylerii, piechocie, kawalerii. Ich lista jest długa. Jednym z nich był podpułkownik Artur baron Buol, Węgier pochodzenia szwajcarskiego, dowódca 8 Dywizjonu Artylerii Konnej. Zmarł jesienią 1920 roku w następstwie ciężkiego postrzału. Był jednym z najbardziej znanych węgierskich przyjaciół Polski.

      Wśród cudzoziemców byli ochotnicy przypadkowi i egzotyczni, jak Józef Sam Sandi, być może francuski żołnierz pochodzący z Kamerunu, który wojnę spędził w obozie jenieckim na terenie Wielkopolski i został oswobodzony przez powstańców. Niewykluczone wszak, że był poddanym brytyjskim, bo i ta wersja ma swoich wyznawców, tym bardziej że biegle znał angielski, a zamieszkawszy później w Polsce, był korepetytorem języka angielskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej pracował jako kierowca i ordynans w oddziałach zwiadowczych oraz w 12 Eskadrze Wywiadowczej. Walczył pod Warszawą i Białymstokiem. W wojsku służył jeszcze drugi Afrykanin. „Lotnicy eskadry, niby rycerze epoki renesansu, mają na swe usługi dwóch Murzynów posłusznych na każde skinienie […] więc skromny nawet posłuch nabiera cech prawdziwie dekoracyjnego przepychu, gdy Murzyn jak na obrazie Weroneza podaje rycerzom potrawy” – pisał rozbawiony i poruszony reporter „Tygodnika Ilustrowanego” z 1920 roku. Traktowani byli nieco pobłażliwie, aczkolwiek życzliwe. „Miała Warszawa w swoich murach dwóch czarnoskórych. Gdy miastu naszemu zagrażać zaczęło niebezpieczeństwo bolszewickie, obaj Murzyni odczuli to równie silnie jak rdzenni warszawiacy […]. Gdy się na polskiej ziemi mieszka – trzeba za tę ziemię walczyć – z biało-amarantową kokardą” – pisała „Gazeta Lubelska”. Z tekstów przebija sensacyjność ujęcia, ale i duma, że nawet Murzyni są z Polakami. Słowo „Murzyn” w języku polskim nie miało wydźwięku pejoratywnego i nie istniał jeszcze wówczas problem poprawności politycznej. Obaj zasłużyli na dobre wspomnienie. Było o nich głośno, i to na tyle, że wieść dotarła do bolszewików. W lipcu 1920 roku w jednej z gazetek wydawanych w Kijowie pojawiła się informacja, że na prośbę Piłsudskiego rząd francuski zdecydował się wysłać dwie dywizje składające się z Murzynów, „ale kolejarze niemieccy mieli jakoby oświadczyć, że nie wpuszczą wojska murzyńskiego na pomoc burżuazyjnej Polsce”. Zapowiedzią szerszej pomocy mieli być właśnie owi dwaj panowie, z których jeden po wojnie został w Polsce. Ożenił się z Polką i miał potomstwo. Na chrzcie otrzymał imię Józef.

      Kolejnym egzotycznym żołnierzem był Chińczyk z Mandżurii, ale już silnie przesiąknięty polską kulturą, Zdzisław Józef Czendefu. Przed wojną mieszkał w Wielkopolsce i nawet działał w Sokole. Walczył w Armii Wielkopolskiej, a później brał udział w wojnie z bolszewikami. Czuł się chińskim Polakiem. Aby potwierdzić przywiązanie do nowej ojczyzny, wybrał sobie na chrzcie polskie imiona. Otrzymał polskie obywatelstwo.

      W walkach z Rosją sowiecką, u boku wojsk polskich, uczestniczyły wojska białych generałów. Nie były liczne, gdyż Warszawy nie interesowało powstanie silnej armii białych, choć takie intencje mieli alianci, zwłaszcza Paryż. Interesy polityczne Polski oraz Kołczaka czy Denikina były rozbieżne. Co prawda już wiosną 1919 roku w Kobryniu na stronę polską przeszła rosyjska drużyna oficerska, zwana później pińską, a latem tego roku utworzono rosyjski batalion, zwany też legią rosyjską, w sile około tysiąca żołnierzy, ale do stworzenia armii była jeszcze daleka droga. Rosjanie dobrze stawali w polu, lecz jednocześnie zasłynęli rozbojami i rabunkami, które szły na konto Wojska Polskiego. Byli prawie w równej mierze antysowieccy jak antypolscy. Trudno było mieć do nich zaufanie, a poza tym traktowali wojska polskie jako gości, siebie widząc w roli gospodarzy. Dlatego Piłsudski 5 września 1919 roku nakazał rozwiązać formację. Kolejne próby sformowania wojsk białych odrzucano. Dopiero rozmowy między eserowcem Borisem Sawinkowem i Piłsudskim latem 1920 roku przyniosły postęp we wzajemnych relacjach, ale Sawinkow reprezentował Rosję demokratyczną, szukającą zbliżenia z zamieszkującymi ją narodami i rozumiejącego – inaczej niż biali generałowie – aspiracje narodów Rosji. Dodajmy, że do pierwszych sondażowych kontaktów z Sawinkowem doszło jeszcze w styczniu 1919 roku, a decydujące rozmowy polityczne na temat współdziałania w walce z bolszewikami w rok później, w Belwederze, z udziałem Sawinkowa i Nikołaja Czajkowskiego, którzy reprezentowali Rosyjski Komitet Polityczny.

      Umowa z Sawinkowem została zawarta latem 1920 roku i na jej podstawie NDWP pozwoliło na utworzenie Specjalnego Oddziału Rosyjskiego. Początkowo planowano uformować pułk piechoty i pułk jazdy, ale 18 sierpnia NDWP wyraziło zgodę na organizowanie kolejnych pułków spośród ochotników będących w Polsce oraz przybyłych z Łotwy i Estonii, a także jeńców i internowanych. Rekrutacja postępowała powoli, gdyż biali Rosjanie nie mieli zaufania do komitetu Sawinkowa i jego wizji „trzeciej Rosji”, czyli Rosji – upraszczając – między białymi a czerwonymi. W tej sytuacji Sawinkow zdecydował się na rokowania z następcą Denikina na Krymie generałem Piotrem Wranglem i 21 września 1920 roku uznał jego zwierzchność. Kilka dni później Wrangel mianował generała Borisa S. Piermikina dowódcą oddziałów rosyjskich w Polsce, które zostały uznane, zdecydowanie na wyrost, za 3 Armię Rosyjską. Na początku października 1920 roku liczyła ona ponad dziesięć tysięcy żołnierzy gotowych do walki i składała się z dwóch kadrowych dywizji piechoty oraz jednej kawalerii.

      Wrangel oczekiwał, że wojska rosyjskie zasilą jego armię na Krymie, z kolei Polacy mieli nadzieję, że będą walczyć u boku polskich wojsk. Ostatecznie na początku października 1920 roku 3 Armia została skierowana na front polsko-bolszewicki, co z satysfakcją przyjął minister Sosnkowski, pisząc w rozkazie: „Armia Polska z radością wita to wystąpienie, które zapewnia otwartą drogę do sąsiedzkiego współżycia obu narodów w przyszłości; braterstwo broni zawarte na polu [walk] stanie się podstawą trwałej przyjaźni”. Lecz wojska 3 Armii nie zdążyły już podjąć walki u boku Polaków, gdyż zostało zawarte zawieszenie broni z bolszewikami.

      Po polskiej stronie walczyli też Kozacy oraz Rosjanie w formacjach nazywanych kozackimi. 31 maja 1920 roku na stronę polską zdezerterowało kilka kozackich jednostek, takich jak III Brygada Kozaków Dońskich z 14 Dywizji Armii Konnej (Konarmii) Budionnego pod dowództwem esauła Aleksandra Salnikowa, a kilka tygodni później to samo uczyniły pułki kozackie: orenburski, kubański i uralski. Z inicjatywą powołania formacji kozackich jako pierwszy wystąpił esauł Wadim S. Jakowlew, przybyły z Kaukazu wiosną 1920 roku, i taką zgodę uzyskał. Twierdził, że „chce walczyć po stronie prawdziwej kawalerii”. 15 lipca 1920 roku NDWP zatwierdziło organizację wojsk kozackich, które miały się składać z dwóch brygad: dońskiej (dońcy) dowodzonej przez Salnikowa oraz kubańskiej (kubańcy) przez Jakowlewa. Łącznie w formacjach kozackich walczyło u boku Polaków sześć tysięcy żołnierzy, aczkolwiek jednorazowo na froncie nie więcej niż dwa tysiące. Bili się dobrze. Kozacy i Polacy mieli wspólnego wroga, ale odmienne cele walki. Kozacy powiadali, że chcą tworzyć na obrzeżach przyszłej Rosji własne, wolne państwa, takie jak między innymi „wolne państwo Donu”.

      W sumie militarne znaczenie wojsk kozackich i rosyjskich było niewielkie, raczej propagandowe. Polacy podkreślali, że Kozacy i Rosjanie biją się za wolność Polski i wolną Rosję. Jednak obecność tych nacji nie weszła do polskiej narracji o wojnie, a tym СКАЧАТЬ