Świat Stali. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świat Stali - B.V. Larson страница 16

Название: Świat Stali

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Космическая фантастика

Серия: Legion Nieśmiertelnych

isbn: 978-83-66375-24-6

isbn:

СКАЧАТЬ wkurwiony – stwierdziłem.

      Kiwnął głową.

      – Tak myślałem. Wiedziałeś, że nie zdarzyło mi się zginąć od trzech kampanii?

      Przyjrzałem się mu uważniej. Rzeczywiście wyglądał dosyć staro. Prawie tak leciwie jak sam Graves. Pokręciłem głową.

      – Nie, nie wiedziałem.

      – Dlatego właśnie nazywają mnie staruszkiem. Wiesz, jak zdołałem uniknąć śmierci przez cały ten czas, przez trzy kampanie na trzech różnych światach?

      – Nie, weteranie.

      – Zawsze zabijałem wroga jako pierwszy. Ale tym razem udało ci się mnie zaskoczyć. Żadnego ostrzeżenia, żadnych krzyków. Po prostu zacząłeś strzelać. Kolejny raz już nie dam się przydybać, rekrucie.

      – Z całą pewnością, weteranie.

      Zostawił mnie samego i pokuśtykał z trudem w stronę kwater podoficerskich na pokładzie ósmym. Wydałem z siebie kolejne westchnienie. Mogłem zrozumieć jego gniew.

      Naszła mnie ponura myśl. A co, jeśli wstawił się za mną po to, żeby zatrzymać mnie w jednostce? Nie przez wyrozumiałość dla mojego zachowania, ale dlatego, że nie chciał stracić okazji do wyrównania rachunków.

      Spodziewałem się, że przez moje działanie Harris zostanie moim wrogiem. Tylko że teraz dotarło do mnie, że mogłem stworzyć coś znacznie gorszego: wroga zdeterminowanego.

      Walnąłem się na pryczę na pokładzie dziewiątym i wyciągnąłem ramiona nad głowę. Światła były już pogaszone i wszyscy spali w najlepsze.

      Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki, usłyszałem ostrożne kroki. Szarpnąłem się, już zupełnie przytomny, i uniosłem dłonie, by dosięgnąć gardła napastnika – zatrzymałem się w ostatniej ­chwili.

      To była Kivi. Uśmiechnęła się do mnie w przyćmionym świetle.

      – Chciałam ci podziękować, że odstrzeliłeś tego starucha.

      Zaśmiałem się cicho.

      – Chyba tylko tobie sprawiło to radość.

      – Kpisz sobie? – wyszeptała. – Cała jednostka nie gada o niczym innym. Nikt nie może w to uwierzyć. Wiesz, nie zginął już od lat. Był najstarszym żyjącym piechociarzem w legionie.

      – Tak, słyszałem. Jak twoje nogi?

      – W porządku. Biosy uwijali się przy nich przez sześć godzin, wyciągnęli żelastwo i zaszczepili nowe tkanki. Jestem znów gotowa na wszystko. A to sprowadza mnie do powodów tej wizyty… Już się domyśliłeś?

      W ramach wskazówki rozpięła koszulę – jakoś zajarzyłem, o co jej chodzi.

      Kivi, jak niemal wszyscy w Legionie Varus, miała barwną przeszłość. „Markowe” legiony odrzuciły ją tak samo, jak i mnie, tyle że z zupełnie innych powodów. Słyszałem ploty, że kiedy była w college’u, prowadziła jakieś lewe strony i interesy w sieci publicznej. niektórzy twierdzili, że to były ostre przekręty. Tak czy inaczej, była bardzo wygadaną i otwartą dziewczyną.

      Cóż mogę powiedzieć? Jestem młodym samczykiem i, jak każdy inny facet, rzadko przepuszczam takie okazje. Kochaliśmy się tej nocy, chociaż byłem zmordowany jak jasna cholera.

      * * *

      Następnego dnia zobaczyłem, że Kivi miała rację co do ogólnych nastrojów panujących w jednostce. Po cichu byli uradowani tym, co zrobiłem.

      – Stary – Carlos zagadał do mnie, jeszcze zanim zdążyłem się porządnie ubrać – ten skurwiel załatwił mnie pierwszego. Nawet nie w drugiej kolejności, nie. Pierwszego. Miał do wyboru dwadzieścia celów, ale wybrał właśnie mnie.

      – Serio, dziwisz mu się?

      – Taa, jasne. Ha, ha, bardzo śmieszne. W każdym razie bardzo, ale to bardzo się cieszę, że go sprzątnąłeś. Staruch zasłużył sobie na to. Nie miej żadnych wyrzutów, ani przez sekundę.

      – Tu się nie martw – odparłem. – Całkiem mnie to podjarało.

      Gapił się na mnie przez chwilę, po czym stwierdził:

      – Przypomnij mi, żebym nigdy cię zbytnio nie wkur­wił, dobra?

      – Trochę na to za późno – oświadczyłem z ponurym uśmiechem.

      Gdy wylądowaliśmy z powrotem na szkoleniu, okazało się, że robimy wielki skok naprzód. Od tej ­chwili nie mieliśmy już działać jako niezależne drużyny rekrutów. W ostatnich tygodniach mieliśmy zostać włączeni do czynnych jednostek bojowych. Odtąd codziennie ćwiczyliśmy z zawodowymi żołnierzami lekkiej piechoty oraz bombardierami, technicznymi, biosami i weteranami.

      Wciąż jednak mieliśmy stopień rekrucki – to nie miało ulec zmianie, dopóki nie ukończymy przynajmniej jednej kampanii. Potem mieliśmy zostać automatycznie awansowani do rangi pełnoprawnych żołnierzy lekkiej piechoty. Gdyby się nam poszczęściło, ­moglibyśmy wylądować w jednostce ciężkozbrojnych i dostać pancerze. Dalsza ścieżka awansu opierałaby się przy tym na ocenie umiejętności bojowych i sprawności w walce, której dokonują oficerowie polowi.

      Varus posiadał strukturę typową dla większości legionów. Na samym szczycie znajdował się trybun, który pełnił funkcję głównodowodzącego. Legion dzielił się na dziesięć kohort, z których każda składała się z sześciu jednostek liczących około setki żołnierzy. Każdą kohortą dowodził primus, a każda setką ludzi w ramach kohorty – centurion. Kohorty różniły się wyposażeniem, mog­ło być lekkie lub ciężkie. Mniej doświadczeni żołnierze zawsze lądowali w lekkich kohortach.

      Naszą jednostką kierował centurion Graves, który miał pod sobą dwóch adiunktów. Każdy adiunkt miał pod swoją komendą grupę obejmującą trzy drużyny. Tymi drużynami dowodzili z kolei weterani.

      Niżej w hierarchii byli specjaliści – i tych nam nie brakowało. Było ich kilka rodzajów. Każda drużyna miała co najmniej dwóch bombardierów, dwóch biosów robiących za sanitariuszy oraz dwóch technicznych, którzy sterowali dronami i zajmowali się całym zaawansowanym osprzętem. Inne kohorty składały się w większości z ciężkozbrojnych, a więc ludzi, którzy zasłużyli na przywilej noszenia w walce pełnego opancerzenia i tarcz siłowych.

      Na szarym końcu znajdowali się rekruci tacy jak ja. Zakładaliśmy lekkie pancerze, a do rąk dostawaliśmy trachy. W hierarchii legionu znaczyliśmy mniej niż zero i rutynowo pełniliśmy funkcję chłopca do bicia dla całej reszty jednostki.

      Otrzymałem stały przydział do grupy bojowej adiunkta Leesona. W ramach przetasowań tuż przed zakończeniem podróży pod jego komendą znalazł się również weteran Harris. Pozostali członkowie grupy, w liczbie około czterdziestu mężczyzn i kobiet, stanowili mieszankę różnych specjalistów, lekkich piechurów i rekrutów. Był to autentyczny oddział bojowy, a nie tylko zbieranina żółtodziobów zasuwających po poligonach. Perspektywa СКАЧАТЬ