Название: Król darknetu
Автор: Nick Bilton
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Amerykańska
isbn: 9788381910095
isbn:
Ludzie (albo jedna osoba) odpowiedzialni za stworzenie tej nowej technologii pozostawali anonimowi, koncepcja była jednak prosta: o ile do zakupu czegoś w Ameryce potrzeba dolarów, w Anglii funtów, w Japonii jenów, a w Indiach rupii, o tyle ta nowa waluta, bitcoiny, miała być używana na całym świecie, a zwłaszcza w sieci. I – zupełnie jak gotówka – była nie do namierzenia. Aby zdobyć bitcoiny, można było dokonać wymiany w internecie, mniej więcej tak samo, jak na lotnisku wymienia się dolary na euro. Właśnie na to brakujące ogniwo czekał Ross, by zbudować swój eksperymentalny świat bez zasad.
Tak oto latem 2010 roku, podczas gdy Julia fotografowała nagie kobiety, Ross Ulbricht, niespełniony fizyk, który tak bardzo chciał zmienić świat, zasiadł do ukochanego laptopa, żeby urzeczywistnić ideę, którą od dawna nosił w głowie. Pragnął stworzyć stronę internetową będącą wolnym, otwartym targowiskiem, gdzie ludzie z całego świata mogliby kupić wszystkie rzeczy aktualnie dla nich niedostępne ze względu na restrykcje amerykańskiego rządu – a przede wszystkim narkotyki. Kiedy palce Rossa dotknęły klawiatury, a na ekranie pojawiły się linijki kodu, zaczął sobie wyobrażać szybki rozwój strony. Tak szybki, że rząd będzie się panicznie bał jej siły. Strona stanie się żywym dowodem na to – fantazjował Ross – że legalizacja narkotyków to najlepszy sposób na powstrzymanie przemocy i opresji na świecie. Gdyby to się udało, zmianie uległyby fundamenty naszego społeczeństwa.
Jasne, chciał zarabiać pieniądze. Właśnie tak działają libertarianie. Ale chciał również oswobodzić innych. Na terenie całego kraju miliony ludzi tkwiły w więzieniach przez narkotyki, w szczególności te błahe, jak trawa i grzybki halucynogenne. Podły i zgniły system więziennictwa trzymał tych ludzi za kratkami, niszczył im życie dlatego, że państwo chciało dyktować obywatelom, co mogą, a czego nie mogą robić z własnym ciałem. Nowa strona, nad którą pracował Ross, mogła to zmienić.
Wymyślenie nazwy sklepu było wyzwaniem, ostatecznie jednak zdecydował się na Silk Road, czyli Jedwabny Szlak, na cześć pradawnej chińskiej drogi handlowej z czasów dynastii Han.
Teraz największy kłopot polegał na znalezieniu czasu na pracę nad projektem, ponieważ Ross wciąż był zaangażowany w Good Wagon Books, a wręcz wziął na siebie większość obowiązków. Zatrudnił jednak kilku pracowników, by zajmowali się książkami, sam zaś zaszył się w swej zagraconej sypialni i harował nad stroną, która nawet dla kogoś tak zdolnego jak on była wyzwaniem.
Spędzał niezliczone godziny, pisząc kod frontendowy, kod backendowy oraz kod, który te cyfrowe dialekty łączył w jedno. Wszystkich języków programowania uczył się na bieżąco. W gruncie rzeczy w pojedynkę tworzył odpowiednik eBaya czy Amazona, bez niczyjej pomocy i bez wcześniejszej wiedzy. Gdy nie wiedział, jak rozwiązać jakiś problem programistyczny, stawał w miejscu. Nie mógł przecież zamieścić w internecie ogłoszenia w sprawie pracy, w którym napisałby, że szuka kogoś do pomocy przy stworzeniu strony umożliwiającej zakup narkotyków i innych nielegalnych towarów.
Chwilowo był zdeterminowany, żeby zbudować stronę samodzielnie, nawet jeśli wolno mu to szło. Z pomysłu, który teraz wydawał się oczywistym sposobem realizowania wolnościowych ideałów Rossa, mogło naprawdę coś wyjść.
Pozostała jednak pewna sprawa, której na razie nie rozwiązał. Skąd na nowej stronie, na której miał handlować narkotykami, weźmie narkotyki?
8
Farmer Ross
Musiał komuś powiedzieć, a właściwie, co ważniejsze, musiał to komuś pokazać. Ale nie mógł, po prostu nie mógł – to było zbyt niebezpieczne. Ta rozterka nie dawała Rossowi spokoju. Po tygodniach bicia się z myślami wiedział już, kogo wybrać.
– Chcę cię gdzieś zabrać – powiedział do Julii pewnego popołudnia pod koniec listopada. – Ale muszę zawiązać ci oczy.
– Zawiązać mi oczy?! – wykrzyknęła z entuzjazmem, zrywając się z krzesła, zachwycona perspektywą, że czeka ją coś perwersyjnego. – Super!
Prędko wyjaśnił, że to nie ma związku z seksem.
– Zawiążę ci oczy dla twojego bezpieczeństwa – powiedział, a na jego twarzy pojawiła się troska. – Dzięki temu nigdy nie doprowadzisz nikogo w miejsce, w które cię zabiorę.
Julia mimo wszystko czuła dreszczyk ekscytacji, kiedy obwiązywał jej głowę czarnym materiałem. Mocno go zacisnął, żeby do oczu nie przedostawało się żadne światło. Nie był tym samym flegmatykiem co zwykle, wydawał się nerwowy i zamyślony. W milczeniu wyszli z mieszkania. Ściskając Julię za ramię, pomógł jej dojść do pikapa. On widział wszystko, ona tylko słyszała. Kluczyki zabrzęczały niczym psia obroża. Pstryknęły otwierane drzwi auta. Stuknęły zamykane. Zawarczał silnik. W końcu samochód ruszył naprzód – dla Julii w mrok, a dla Rossa w światło dnia.
– Dokąd jedziemy? – zapytała znowu dziewczyna, rozglądając się wśród cieni.
– Mówiłem ci – szepnął Ross. – To niespodzianka. Zobaczysz.
Nie odezwał się już ani słowem, po prostu jechał o zmierzchu przez Austin. Julia wyczuła, że jest zaniepokojony, więc też się nie odzywała. Siedzieli w milczeniu.
Tak dobrze im się ostatnio układało. W weekendy jeździli na obiady do jego rodziców, które – co jej nie zaskoczyło – okazały się inne od wszystkich obiadów rodzinnych, jakie dotąd znała.
Podczas gdy wiele teksańskich rodzin spędza posiłki na dyskusjach o futbolu i pikapach marki Ford F-150, Ulbrichtowie rozmawiali o ekonomii, polityce libertariańskiej i pożałowania godnej kondycji społeczeństwa. Ojciec Rossa, Kirk, urodzony na południu Teksasu mężczyzna o łagodnym głosie, zawsze umiał zbić argumenty syna. Spokojnie stwierdzał, że jego poglądy są nieco zbyt idealistyczne i on mu zaraz wyjaśni dlaczego. Wtedy do akcji wkraczała Lyn, trzeźwo myśląca matka, urodzona na Bronxie. Broniła stanowiska Rossa i wspierała jego argumenty swym surowym spojrzeniem. Kirkowi chodziło o to, żeby syn nauczył się patrzeć na każde zagadnienie z różnych perspektyw; Lyn zaś pragnęła wspierać inteligencję Rossa, licząc na to, że syn wykorzysta swój niesamowity potencjał. Sama porzuciła marzenia o pracy dziennikarki, dlatego wszelkie jej nadzieje na świetlaną przyszłość spoczywały teraz w rękach jej chłopca. Ross zdawał sobie z tego sprawę.
Może właśnie dlatego ostatnio tak harował. Przez kilka tygodni Julia patrzyła, jak Ross znika na długie godziny i właściwie nie mówi, co robi. Sądziła, że pracuje w magazynie Good Wagon Books albo (co bardziej prawdopodobne) tyra nad stroną internetową, która stała się jego obsesją. Miała wrażenie, że chłopak tkwi przed komputerem całymi dniami, gapiąc się w monitor. Tłumaczyła sobie, że być może spędza czas ze znajomymi w parku albo udziela się jako wolontariusz w pobliskiej organizacji non profit, co często robił w wolnym czasie.
Jak СКАЧАТЬ