Название: Król darknetu
Автор: Nick Bilton
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Amerykańska
isbn: 9788381910095
isbn:
5
Khat Jareda
– Nie.
To wszystko. Jedno słowo. Niepodlegająca dyskusji sylaba.
– Nie – powtórzył Jared.
Jego zwierzchnik patrzył na niego z niedowierzaniem, nie do końca przekonany, czy początkujący funkcjonariusz Urzędu Celnego i Ochrony Granic rzeczywiście odmówił wykonania bezpośredniego rozkazu. (Tak, odmówił. Z całą pewnością odmówił). Ten chłystek – kurduplowaty dwudziestosześcioletni Jared Der-Yeghiayan – wyglądał jeszcze młodziej, kiedy tak siedział w fotelu naprzeciwko starszego pulchnego szefa, zupełnie jak uczeń w gabinecie dyrektora, dyndający nogami, które nie dotykały podłogi.
Jared uważał, że udzielając takiej odpowiedzi, niewiele ma do stracenia. Posadę w Urzędzie Celnym i Ochrony Granic trudno było nazwać wymarzoną robotą. Trafił tu tylko dlatego, że nie miał innego wyboru, jeśli zależało mu na realizacji marzenia o pracy w organach ścigania. Mógł albo nadal pracować w kinie w Lincolnshire, albo zarabiać na życie przybijaniem pieczątek w paszportach na lotnisku Chicago O’Hare.
Próbował się dostać do Secret Service, najbardziej wymarzonej z wymarzonych agencji. Egzaminator, stuprocentowy Amerykanin skoncentrowany na pytaniach i odpowiedziach, przemaglował go jednak na temat ojca, czynnego sędziego federalnego ormiańskiego pochodzenia, który wiele lat wcześniej przybył z Syrii. Z początku Jared odpowiadał uprzejmie, ale mało co tak bardzo go wkurzało jak kwestionowanie lojalności jego rodziny wobec Ameryki. Nie trzeba dodawać, że po gorącej dyskusji nie dostał posady.
Wkrótce złożył podanie do Agencji do Walki z Narkotykami (Drug Enforcement Administration, DEA), lecz z człowiekiem przeprowadzającym badanie poligrafem wdał się w kolejny zacięty spór o to, co jest przestępstwem. Tej pracy też nie dostał.
U.S. Marshals Service (policja federalna Departamentu Sprawiedliwości), Departament Bezpieczeństwa Krajowego i Federalne Biuro Śledcze również mu odmówiły, ponieważ nie miał wyższego wykształcenia. Studia rzucił po dwóch tygodniach, bo nie miał cierpliwości do oceniających go wykładowców, a tym bardziej do długich godzin poświęcanych na naukę. Zresztą jaki sens miały cztery lata studiów, skoro większość jego znajomych z dyplomem i tak nie mogła znaleźć „prawdziwej” pracy? Pewnego popołudnia wyszedł z kampusu i już tam nie wrócił.
Na prośbę ojca Samuela, który niegdyś kierował jednostką odpowiedzialną za kontrolę celną i ochronę granic, Jared zadowolił się najbardziej monotonną pracą w administracji państwowej: dzień za dniem stemplował paszporty. Miał nadzieję, że ta robota będzie przepustką do czegoś lepszego. I rzeczywiście tak się stało, ale kiedy sprzeciwił się przełożonemu owym powtórzonym „nie”, stało się jasne, że jak zwykle zaczynał wszystkich wkurzać.
Ta konkretna klęska miała swój początek rok wcześniej, pod koniec 2007. Po spędzeniu kilku nudnych lat na stanowisku paszportowym Jared dostał szansę łapania ludzi, którzy próbowali przemycić narkotyki do Stanów Zjednoczonych. Polowanie na przemytników zapowiadało się na pracę fajną i ponętną, tyle że nie w przypadku tych narkotyków, do jakich go przydzielono. Jared miał za zadanie łapać tych, którzy usiłowali wwieźć do Ameryki produkt o nazwie khat, przypominający amfetaminę. W przeciwieństwie do podobnych narkotyków takich jak kokaina, produkowana w laboratoriach albo w dżungli, khat, czyli czuwaliczka jadalna, jest rośliną liściastą, przez co trudniej ją zidentyfikować niż duże kostki białego proszku. Ponieważ zaś jego działanie jest bardzo łagodne i przypomina raczej wypicie mocnej kawy niż wciągnięcie kreski koksu, ściganie przemytu khatu jest również najmniej ważne dla wszystkich agencji administracji państwowej.
Młody agent przyjął jednak tę misję z takim fanatycznym zaangażowaniem, jakby zlecono mu pojmanie najgroźniejszych terrorystów świata. Wydrukował setki rejestrów lotów osób złapanych z khatem w przeszłości, rozłożył je wszystkie na podłodze w swoim salonie jak Carrie Mathison w Homeland i szukał podobieństw wśród zidentyfikowanych przemytników. Przeanalizował każdy szczegół każdego zatrzymania, aż wreszcie znalazł prawidłowość.
Pierwsza poszlaka: wszyscy przemytnicy rezerwowali bilety zaledwie na dzień przed lotem. Druga: korzystali wyłącznie z kont pocztowych w serwisach Gmail i Yahoo. Wreszcie trzecia: ich numery telefonów (oczywiście fałszywe) miały wspólny wzór. Kierując się tymi wskazówkami, a także kilkoma innymi, Jared przeszukał listę pasażerów lądujących na O’Hare, którzy pasowali do tego profilu. W końcu zidentyfikował osobę, która jego zdaniem przemycała narkotyk.
Nazajutrz celnicy zatrzymali tego mężczyznę po wyjściu z samolotu. Otworzyli jego walizkę, która okazała się pełna khatu. („Jasna cholera! To działa!”) To samo powtarzało się za każdym razem, kiedy Jared przeszukiwał bazę pasażerów przybywających do Chicago: kończyli z khatem w worku.
Profilowanie działało tak dobrze, że Jared zaczął przeszukiwać krajowe bazy danych i testować swoją teorię na innych amerykańskich lotniskach. I oczywiście sprawdzała się za każdym razem. Celnicy na lotnisku JFK otrzymywali informację o podejrzanym, otwierali walizki wskazanego przez Jareda pasażera i znajdowali torebki z narkotykiem pochowane w skarpetkach, koszulach i różnych szczelinach.
Było jednak kilka problemów, na przykład taki, że agenci na lotnisku JFK uważali, że polowanie na khat jest w ogóle bez sensu. W wieczornych wiadomościach nie informowano o znalezieniu pół kilo khatu u pasażera podróżującego z Wielkiej Brytanii, a celnicy nie otrzymywali za takie aresztowania nagród. Co gorsza, wobec sukcesów Jareda inni agenci wychodzili na nieskutecznych. Jeżeli nie mogłeś przypisać sobie zasługi za zatrzymanie, nie wspinałeś się po biurokratycznej drabinie ku wyższej pensji i dłuższym urlopom. Po wpłynięciu dostatecznej liczby nieoficjalnych skarg Jared został wezwany do gabinetu zwierzchnika.
– Jeśli chcesz tu odnieść sukces, musisz przestrzegać reguł gry – powiedział przełożony. – Wszędzie wkurzasz ludzi i…
– Nie – przerwał mu Jared.
Nie? Znowu nie? Kurwa mać, czy ten facet jest jakiś nienormalny?
– Proszę posłuchać, ja tylko wykonuję swoją pracę – próbował argumentować młody agent. – Badam prawidłowości i…
– Tak, ale wykonujesz tę pracę poza swoją jurysdykcją – warknął szef. – Jesteś przypisany do Chicago i tym się masz zajmować: szukaniem gówna w Chicago.
Jared źle tolerował, gdy ktoś mówił mu, co ma robić, więc wpadł w złość. Dostał zadanie, które wykonał z nawiązką, ale teraz, przez typowo urzędnicze pieprzenie, kazali mu pracować mniej skutecznie. A gdzie pochwały i aplauz?
– Widzi pan to? – Wskazał złoto-czarną odznakę Urzędu Celnego i Ochrony Granic przypiętą do swojej koszuli. – Kiedy ostatnio sprawdzałem, było tu napisane „Stany Zjednoczone Ameryki”, СКАЧАТЬ