Название: Login
Автор: Tomasz Lipko
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
isbn: 9788308059005
isbn:
Login po kolei wpuszczał mnie do swoich zasobów. Potrzebny był tylko ciąg cyfr, który Oliwa precyzyjnie zapisał w osobnym pliku. Na końcu musiałem podać maila, którym logowałem się do Facebooka.
W TEJ CHWILI POWINIENEŚ JUŻ MIEĆ PEŁNE UPRAWNIENIA UŻYTKOWNIKA. TU MOŻESZ WYSZUKIWAĆ LUDZI PO NAZWISKU, PO NUMERZE TELEFONU LUB PO MAILU, JAKIM KAŻDY Z NICH LOGUJE SIĘ DO FACEBOOKA. INTERFEJS JEST INTUICYJNY, BO TO NIE JEST APLIKACJA PRZEZNACZONA DLA INFORMATYKÓW. TO PROGRAM DLA URZĘDNIKÓW. DOPIERO W DRUGIEJ KOLEJNOŚCI DLA BIZNESU.
Dalej nawet nie była mi potrzebna instrukcja, ale nadal słuchałem go jak zahipnotyzowany.
W ZAKŁADCE „TELEFON” JEST PRZEDE WSZYSTKIM REJESTRACJA ROZMÓW. W TEJ CHWILI MASZ UPRAWNIENIA DO ODSŁUCHU WSZYSTKICH ROZMÓW DO OSIEMNASTU MIESIĘCY WSTECZ.
NIŻEJ ZAKŁADKA „SMS”. PODOBNIE. DALEJ MAILE – TU BĘDĄ WSZYSTKIE MAILE WYSYŁANE I ODBIERANE NA TELEFONIE W CIĄGU OSTATNIEGO PÓŁTORA ROKU. ZAKŁADKA „DYSK” I PRZECHODZISZ DO DANYCH ŚCIĄGNIĘTYCH Z KOMPUTERA OBSERWOWANEJ OSOBY.
NASTĘPNIE ZAKŁADKA WWW – LISTA WSZYSTKICH STRON INTERNETOWYCH ODWIEDZANYCH NA KOMÓRCE W TYM OKRESIE. KOMPUTER – IDENTYCZNIE.
Teraz niepotrzebna mi była już nawet klawiatura. Posługiwałem się tylko myszką. Byłem w domach ludzi, których podglądałem już przy pierwszym kontakcie z Systemem. Ruda Gośka z IVC, moja wielka niespełniona miłość z liceum. Poprzedni właściciel mojego samochodu. Miejscowy komendant policji. Patrzyłem na ich emocje, ich życie, jak strażnik zaglądający przez wizjer. Login był kluczem, który dawał mi dostęp do wszystkich cel. Mogłem obserwować ludzi przez kamery internetowe ich komputerów. Mogłem ich śledzić na mieście zgodnie z synchronizacją kamer monitoringu miejskiego. I mogłem wejść w ich życie jeszcze głębiej. Przez korespondencję mailową, SMS-y czy komunikatory. Mogłem poczuć, czym żyją na co dzień. To było wciągające jak gra komputerowa. Tylko tu wszystko rozgrywało się w rzeczywistości. Teraz skupiłem się na dwu mężczyznach. Wincentym i Arnoldzie Masternakach.
W TESKO NIE MA LODU. LILD U CZYNNE DO 22. MUSZE KUPIC W RESTARACJAH TRZY RAZY DROŻEK
ODEBRANO: 2012.06.02 PON. 22.41
– NA STACJI LOTOSA WIDZIAŁEM PACZKI LODU PO 1 L. KUP MI PRZY OKAZJI ŻELKI HARIBO LUDZIKI. TE O KONSYSTENCJI WIEZADŁA W KOLANIE
WYSŁANO: 2012.06.02 PON. 22.44
Kiedy skończyłem przeglądać ich korespondencję, nawet noc się zniechęciła i odeszła na drugą stronę globu. Cały się trząsłem. W zakrystii było bardzo chłodno. A może mnie tak zmroziło to, do czego doszedłem. Chwyciłem za telefon i ze szczegółami zrelacjonowałem Igorowi to makabryczne odkrycie.
Szpital jest dla księdza wyjątkowym miejscem pełnienia służby. Szpital dla umysłowo chorych jest jej skrajnie trudną odmianą. Szpital Świętego Antoniego leżał dwadzieścia pięć kilometrów poza granicami mojej parafii. Żaden z księży nie tylko z okolicy, ale całej diecezji nie chciał tu przyjeżdżać. Jeden z moich poprzedników został tam obezwładniony przez pensjonariuszy, wzięty na zakładnika, a następnie intensywnie nafaszerowany przez nich silnymi lekami psychotropowymi. To było miejsce otoczone złą sławą. Była posiadłość rodu Bismarcków. Wielki trzypiętrowy pałac w stylu pruskim. Po wojnie władze umieściły tu najbardziej chorych więźniów z kilku nieodległych obozów koncentracyjnych. Z czasem placówka stała się wojewódzkim szpitalem dla psychicznie i nerwowo chorych. Być może dziś byłaby to jedna z czołowych polskich klinik psychiatrycznych, gdyby nie zwarcie starej instalacji na parterze. W 1962 roku, kiedy iskrzyło między dwoma mocarstwami atomowymi i świat spodziewał się ataku nuklearnego, drobna awaria elektryczna doprowadziła tam do koszmaru, o którym mało kto wie. Pożar błyskawicznie się rozprzestrzenił i w ciągu pół godziny doszczętnie strawił cały budynek. Ponieważ wysiadła cała hydraulika, w decydującym momencie zabrakło wody do gaszenia ognia. Wyjścia ewakuacyjne były zamurowane od czasów przedwojennych, a najbliższa straż pożarna w Piotrkowie Mazowieckim oddalona prawie o dwadzieścia pięć kilometrów. Oficjalnie zginęło prawie pięćdziesiąt osób, głównie umysłowo chorych pacjentów. Tak naprawdę ofiar było znacznie więcej, tylko komunistyczne władze zrobiły wszystko, żeby umniejszyć skalę katastrofy. Ale to i tak wystarczyło, żeby to miejsce do dziś budziło grozę i przerażenie. Po tragedii dom odbudowano i odnowiono, ale jak się szybko okazało, nikt nie chciał w nim pracować. A chorych psychicznie w całej okolicy przybywało. W końcu zakład zgodziło się przejąć Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, czyli siostry sercanki. Przez kolejne pięćdziesiąt lat te dzielne kobiety praktycznie bez pomocy mężczyzn opiekowały się tu największymi wariatami w okolicy. Żaden z księży nie chciał tam jeździć, tymczasem wielu pacjentów domagało się spowiedzi i innych sakramentów.
Chociaż wizyty nie były łatwe, z czasem polubiłem nie tylko część pacjentów, ale nawet samą drogę do szpitala. Zawsze mogłem tam przyjechać, kiedy sam potrzebowałem odosobnienia i spokoju. Pół godziny po gminnych, źle utrzymanych i rzadko uczęszczanych drogach pozwalało na wyjątkowe połączenie modlitwy z prowadzeniem samochodu. Nauczył mnie tego swojego czasu pewien zakonnik o ksywie Szczerbiec, nałogowy uczestnik rajdów samochodowych i jednocześnie drugi duszpasterz tego szpitala. To właśnie spotkanie z nim było celem mojej podróży. Szczerbiec był jedną z niewielu osób, do których miałem niemal bezgraniczne zaufanie. Nie było między nami tajemnic. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach i próbowaliśmy różnych rzeczy. To on zaraził mnie pasją do wyścigów samochodowych i wprowadził mnie po cichu do tego środowiska. Ale teraz to nie rajdy mnie do niego ciągnęły.
Ksiądz też musi się wyspowiadać. Właściwie to zwłaszcza ksiądz potrzebuje dobrego, wypróbowanego i zaufanego spowiednika. Profesjonalisty. I właśnie kimś takim Szczerbiec był dla mnie. Nie spowiadał mnie regularnie, choć za każdym razem te sakramenty były wyjątkowe. Jednak teraz nie jechałem do konfesjonału. Potrzebowałem równowagi, dystansu i wyciszenia. Chciałem porozmawiać z kimś, kto miał trzeźwy umysł i stał z dala od oka cyklonu, który w ostatnich dniach błyskawicznie mnie wciągnął. Szczerbiec był zakonnikiem i miał zgoła zakonną ksywę ze względu na stan swojego uzębienia. Jego chuligańska szczerba po jedynce mówiła o jego trudnym dzieciństwie znacznie więcej niż cała reszta. Pierwszy raz został zatrzymany za rozbój w wieku siedemnastu lat. Kilka lat później, kiedy był już bardzo blisko dna, nawrócił się i wstąpił do seminarium. Później do klasztoru. Od trzech lat jest zakonnikiem u salezjanów. Zajmuje się modlitwą i pracą z trudną młodzieżą. „Ból jest chwilowy. Chwała jest wieczna. Radomiak Hooligans”. Klubowy szalik z takim napisem wisiał tuż pod krzyżem w jego celi. W zakonie poznali się na pasji i inteligencji Szczerbca, mając jednocześnie świadomość jego trudnego charakteru. Pełnił tam po kolei wiele funkcji: od sanitariusza, kierowcy i mechanika, po pomoc kuchenną i montera. Najważniejszy warsztat w swojej karierze, jak sam to określał, prowadził dla trudnej młodzieży pod patronatem zakonu. Parkour, hip-hop, komponowanie muzyki, tworzenie tekstów piosenek, a nawet treningi krav magi, której był licencjonowanym instruktorem. Szpital Świętego Antoniego był jednym z miejsc jego ponadprzeciętnej aktywności. W co drugą niedzielę, na przemian ze mną, przyjeżdżał tam odprawiać mszę świętą i spowiadać СКАЧАТЬ