Название: Login
Автор: Tomasz Lipko
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
isbn: 9788308059005
isbn:
– NIEEE OODDAAAAAAM!!!
Wyswobodzona z objęć przeciwnika wielka łysa głowa poruszała się rozpaczliwie, jakby próbując znaleźć wyjście, aż w końcu jego oczy napotkały mój wzrok. Jeremiasz zawył wyjątkowo przeraźliwie, po czym wierzgnął raz jeszcze, teraz z całych sił. Przyklejony do jego pleców przeciwnik aż podskoczył, obydwaj przekręcili się o sto osiemdziesiąt stopni i dopiero teraz zobaczyłem, z kim toczy tę walkę na śmierć i życie.
– Pomóż mi, kurwa, bo zaraz obaj będziemy martwi!!!
Wymiana spojrzeń była równie szybka. To był Szczerbiec w lekarskim kitlu, umorusany krwią od stóp do głów. Jego zachodzące mgłą spojrzenie wskazywało, że jest u kresu sił, ale jeden błysk w jego oku wystarczył, żebym zrozumiał, że za chwilę będzie za późno. Jedna z rąk Jeremiasza wyswobodziła się właśnie z uścisku i macając na oślep zakrwawioną podłogę, natrafiła na sporą próbówkę stłuczoną tak, że wyglądała jak ostry bagnet bojowy. To był decydujący moment tej walki. Kiedy ręka Jeremiasza nabierała rozpędu, żeby wbić się w sam środek przeciwnika, chwyciłem ją oburącz. Była diabelsko silna.
– Trzymaj mu tę rękę cały czas!
Dopiero w tym momencie usłyszałem sygnał karetki dojeżdżającej do szpitala. Gdyby nie moja reakcja, ta pomoc na niewiele by się już zdała. Leżałem właśnie w kałuży krwi i oburącz ściskałem wielką jak bochen chleba rękę piotrkowskiego zegarmistrza. Teraz trzymaliśmy go z całych sił we dwóch. Czułem, jak ostre fragmenty szkła powoli wbijają się w moje ciało. Ale adrenalina długo jeszcze nie dopuszczała bólu do mózgu. Dodatkowo zablokowałem ramię Jeremiasza kolanem, po czym w milczącym porozumieniu ze Szczerbatym przewróciliśmy go na brzuch. W ostatniej chwili kopniakiem usunąłem groźnie szczerzące się fragmenty szklanych zębów rozrzucone po podłodze. Jeremiasz przestał krzyczeć. Chyba powoli dochodziła do niego świadomość porażki. Jego plecy zaczęły drgać. To był szloch. Zaczął po cichu płakać. Z drugiej strony słyszałem chrapliwy oddech mojego spowiednika. Musiał być wykończony. Dopiero kiedy usłyszałem przyspieszone kroki ratowników medycznych na korytarzu, doszło do mnie, że zapanowaliśmy nad sytuacją. Siła naporu zelżała. Z Jeremiasza uchodziła energia. Trzy pary krzepkich rąk fachowo uchwyciły napastnika z trzech różnych stron. Jeremiasz zawył jak ranne zwierzę ostatni raz.
– NIE RÓBCIE TEGO!!!
Po czym poddał się całkowicie. Ekipa ratowników medycznych powoli przejmowała panowanie nad sytuacją. Siedzieliśmy ze Szczerbatym oparci plecami o ścianę i na wyścigi próbowaliśmy złapać oddech.
– Przybyłeś w ostatniej chwili – powiedział w końcu, ocierając zakrwawioną ręką pot z czoła, a jego chuligańska twarz jeszcze bardziej przypominała oblicze indiańskiego wojownika. – Sam nie dałbym rady. Był silniejszy, niż wskazywała na to jego sylwetka.
– Co się stało?
– Siostry przez przypadek znalazły u niego telefon komórkowy, co jest wbrew regulaminowi. Nie wiem, co tam w nim miał, ale nie mógł się pogodzić z jego utratą. Wpadł w szał. Zaczął krzyczeć, że chcą mu ukraść duszę. Że ma czarną duszę i to jego największy sekret.
Ratownicy medyczni zapinali w tym czasie napastnika w solidny kaftan z syntetycznego materiału. Siedział już bez ruchu, a jego pokaleczona głowa bez sprzeciwu poddawała się bandażowaniu. Cztery dłonie w lateksowych rękawiczkach dyrygowały jego głową niczym wielką uszkodzoną pacynką. Oczy, które jeszcze chwilę wcześniej rzucały iskry wysokiego napięcia, teraz bezmyślnie wpatrywały się w sufit.
– Macie jakieś rany? – zapytał nas w końcu kierownik zespołu ratowników.
– Skaleczenia i otarcia – odpowiedział Szczerbiec, nawet nie pytając, co mi jest – zaraz się tym zajmę. Bierzcie jeńca, my sobie poradzimy…
Ratownicy bez słowa wyprowadzili Jeremiasza, który ledwo powłóczył nogami.
– Gdybyś przyjechał trzydzieści sekund później, zadźgałby mnie tym zestawem noży – Szczerbiec podniósł z podłogi dwa szklane ostrza długości kilkunastu centymetrów – najwyraźniej Pan sprowadził cię tu w swoim perfekcyjnie ułożonym planie.
– Byłeś tu od początku?
– Uspokajałem go od trzech godzin. Na początku nie sądziłem, że dostanie aż takiego szału. Im dłużej go uspokajałem, tym bardziej był pobudzony.
– Czym?
– Przeraził się utraty swojej prywatności. I choć niewiele brakowało, żeby mnie zabił – Szczerbaty zaczął oglądać swoje rany – to powiem ci, że wcale mu się nie dziwię. Chorzy psychicznie też mają prawo do prywatności… a może nawet oni zasługują na to bardziej niż inni.
Dopiero teraz do sali nieśmiało zaczęły wchodzić zakonnice gromadzące się dotąd na korytarzu. Większość z nich miała przerażone spojrzenia i usta zasłonięte dłońmi w geście trwogi.
– Wynocha stąd! – wrzasnął na nie Szczerbaty. Nigdy nie słyszałem, żeby w ten sposób odnosił się do zakonnic. – Gdzie byłyście, jak chciał mnie zajebać?! Dam znać, jak będziecie tu mogły wjechać na szczotach!
Powoli dochodził do mnie ból z rozciętego przedramienia, kłutych ran na plecach i na pośladku. Pogięte narzędzia, ślady krwi na ścianach, porozrzucane fiolki, bandaże, naczynia ambulatoryjne wokół nas – to wszystko nie skłaniało do uporządkowanych przemyśleń.
– Nie przyjechałem się spowiadać. – Odwróciłem się do swojego spowiednika. – Przyjechałem porozmawiać, bo poczułem się zagubiony. Zupełnie niezależnie od Jeremiasza sam zobaczyłem ciemną stronę swojej duszy.
Spojrzał na mnie i pierwszy raz tego dnia zauważyłem na jego twarzy cień uśmiechu.
– To twój ogromny sukces. Większość ludzi przegląda się na co dzień w lustrze, żeby podziwiać swoją nieskazitelność. Mało jest takich, którzy potrafią dostrzec mroczną stronę.
– Problem w tym, że zaczyna mnie to prześladować jak nocny koszmar. I czuję rosnący strach na myśl o tym, że ktoś mógłby mnie takiego zobaczyć… oglądać…
Szczerbiec, podpierając się zakrwawionymi rękami, w końcu wstał. Zakołysał się niepewnie na nogach. Sięgnął po jeden z zestawów opatrunkowych, które leżały porozrzucane po podłodze, i zaczął sobie powoli bandażować lewą dłoń.
– Mnie prześladuje znacznie gorszy koszmar. O swoich ciemnych sprawkach doskonale wiem. Natomiast jakiś czas temu zobaczyłem ciemną stronę czegoś o wiele większego i ważniejszego niż ja. I ta ciemna strona okazała się silniejsza СКАЧАТЬ