Login. Tomasz Lipko
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Login - Tomasz Lipko страница 1

Название: Login

Автор: Tomasz Lipko

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия:

isbn: 9788308059005

isbn:

СКАЧАТЬ KI, URSZULA SROKOSZ-MARTIUK

      Projekt okładki w opracowaniu Tomasza Lipko Wydawnictwo Literackie

      Redakcja techniczna: ROBERT GĘBUŚ

      © Copyright by Tomasz Lipko, 2019

      © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2019

      Wydanie pierwsze

      ISBN 978-83-08-05900-5

      Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.

      ul. Długa 1, 31-147 Kraków

      tel. (+48 12) 619 27 70

      fax. (+48 12) 430 00 96

      bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40

      e-mail: [email protected]

      Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl

      Konwersja: eLitera s.c.

      Część pierwsza

      Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu

      To było niezapomniane, upalne lato roku 2012. W Polsce i na Ukrainie kończyły się mistrzostwa Europy w piłce nożnej. W Rosji Władimir Putin zwyciężył w wyborach. Po cichu planował już inwazję na Ukrainę. W Syrii wybuchła właśnie wojna domowa. Dała początek najbardziej przerażającej fali ludzkiej zbrodni, jaką przyniósł ze sobą XXI wiek. Felix Baumgartner wykonał skok spadochronowy z wysokości prawie czterdziestu kilometrów, bijąc jednocześnie trzy rekordy świata. Jesienią premierę miał system operacyjny Windows 8.

      Na całym świecie rozpoczynała się właśnie rewolucja mediów społecznościowych. Niemal każdy z nas, setki milionów ludzi, na wyścigi zaczął oferować wszystkim swoje dane, w tym fotografie i nagrania.

      Budził się do życia potwór, którego inteligencja przewyższyła w końcu ludzką. Monstrum myślące jak człowiek, wyczuwające ludzkie emocje, ale mające nieskończenie więcej szarych komórek. Na razie jeszcze niewidzialny, niczym zabójczy nowotwór przerzucał się między społecznościami, państwami i kontynentami.

      Zobaczyłem tego upiora jako pierwszy duchowny w mieście, a nawet w całej okolicy. Umożliwił mi to prokurator rejonowy z Piotrkowa Mazowieckiego. Radosław Bolesta. Ksywa „Rado”. Rado był świrem. Co do tego nigdy nie miałem wątpliwości. Miał to w oczach – niedbale ukrywane szaleństwo wyłaziło mu spod powiek. Szajba promieniowała z jego oblicza. Tak właśnie wyglądał prowincjonalny prokurator, który niedawno zupełnie po cichu postawił na nogi całe państwo.

      Pierwszy raz spotkałem go na spotkaniu opłatkowym w piotrkowskim magistracie. W pierwszej chwili pomyślałem, że jest po prostu kolejnym elementem całej tej szopki z lukrowanym barankiem i butelkami gorzały w rustykalnych opakowaniach ze słomą. Jedynie kolejną niespodzianką, którą burmistrz postanowił uraczyć oficjeli przybyłych na opłatkowe spotkanie.

      – Jestem tu nowy. Napije się ksiądz ze mną wódki?

      Mój osłupiały wzrok zmusił go do przedstawienia się:

      – Prokurator Radosław Bolesta. W Piotrkowie Mazowieckim na służbie od dwóch tygodni.

      – Ksiądz Bartłomiej Heller, proboszcz parafii Matki Boskiej Śnieżnej. – Wyciągnąłem do niego rękę, ale uznał najwyraźniej, że chciałem pobłogosławić w ten sposób wielką tacę z kieliszkami zmrożonej wódki, która tuż obok nas czekała na oficjalne rozpoczęcie uroczystości. Dyskretnym ruchem wetknął mi w dłoń jeden z kieliszków, a ja dokończyłem:

      – Na służbie w Piotrkowie Mazowieckim od dziesięciu lat.

      Gdy spóźniony burmistrz dotarł wreszcie na miejsce, udało nam się przezornie przejść w inną część sali, bo na tacy spora część kieliszków ziała już pustką. Propozycja prokuratora, żebyśmy szybko dopili resztę, a on kościelnym zwyczajem zacznie zbierać na tacę, potwierdzała tylko diagnozę jego szaleństwa. To właśnie wtedy poczułem, że z Bolestą będę mógł porozumieć się bez słów.

      Spotkanie opłatkowe w Urzędzie Miasta było oczywiście karykaturą Wigilii – szopką, w której obydwaj, choć z różnych względów, musieliśmy uczestniczyć. Rado nienawidził tego miasta. Nienawidził go coraz bardziej z każdym rokiem. Ja z kolei przyjechałem tu zgodnie ze słowami Ewangelii według świętego Marka, które w chwili młodzieńczej fantazji wytatuowałem sobie gotykiem na plecach na osiemnaste urodziny: „Żeby służyć i dać swoje życie za okup wielu”. W przeciwieństwie do prokuratora Bolesty swoje credo mogłem realizować bez większego problemu. Z pomocą lokalnego Caritasu udało mi się zorganizować w mieście schronisko dla bezdomnych. Ze wsparciem PCK zaopatrzyłem ich nawet w całkiem niezłą odzież. Wielu z nich udało się wyprowadzić na prostą. Kilku założyło rodziny. Za fundusze unijne wyremontowałem „na galowo” renesansowy kościół Matki Boskiej Śnieżnej, gdzie w końcu zostałem proboszczem. Spełniałem marzenia. Coraz bardziej czułem, że to jest moje miejsce na ziemi.

      Rado natomiast żył obok mnie i spotykał na swojej drodze zło, którego sam nie widziałem nawet na praktykach z egzorcyzmów.

      – Piotrkowska prokuratura to przedsionek piekła – powiedział mi kilka dni po pierwszym spotkaniu. Piliśmy już wtedy w o wiele bardziej komfortowych okolicznościach. – Biblijne zło w czystej postaci.

      – W Piśmie Świętym nie ma niczego takiego jak piekło. To stereotyp, któremu uległeś – tłumaczyłem mu przy butelce koszernej wódki. – W polskich wydaniach Biblii słowa „szeol”, „Hades” i „gehenna” zostały po prostu źle przetłumaczone. To różne określenia tajemniczej krainy zmarłych.

      – Mhm. Bo kiedy pisano Biblię, nie istniała jeszcze piotrkowska prokuratura.

      Akurat parę dni wcześniej musiał z urzędu wszcząć postępowanie o znieważenie uczuć religijnych po koncercie grupy Jezus Chytrus w Miejskim Domu Kultury. Zapożyczenia z Pisma Świętego oburzyły prawicową koalicję rządzącą miastem.

      – Wiesz, czym się różni Pan Bóg od naszego burmistrza?

      – Na pewno stosunkiem do piotrkowskiej prokuratury.

      – Pan Bóg czasami wybacza. Burmistrz Puchacz – nigdy.

      Rado nie miał najmniejszych szans na skuteczne przeprowadzenie dochodzenia w sprawach korupcji na najwyższych szczeblach władzy w Piotrkowie, o których aż huczało w mieście. Był zakładnikiem chorego systemu i nie wiedział, co ma z tym robić. Do czasu.

      Prokurator, który na początku naszej znajomości skupiał się głównie na tacach ze zmrożonymi kieliszkami wódki, dziesięć lat później miał już w rękach prawdziwy dynamit, wykradziony służbom specjalnym. Inteligencja, poświęcenie i poczucie misji, jakie dostał w darze od Boga, z pewnością ułatwiały podejmowanie tego typu wyzwań. Myślałem o tym wiele razy, gdy przez kolejne lata naszej znajomości obserwowałem, jak chamrał z drobnymi złodziejaszkami czy przemytnikami samochodów. Kiedy był zmuszany do postawienia prokuratorskich zarzutów kloszardowi, który wszedł zimą do baru sałatkowego, żeby pierwszy raz od początku zimy najeść się do syta, zastanawiał się nawet nad porzuceniem zawodu. Właściciel baru był dobrym znajomym szefa piotrkowskiej prokuratury.

      Ale to nie mozolna walka z piotrkowskimi wiatrakami wyniosła go do rangi najbardziej poszukiwanego prokuratora СКАЧАТЬ