Ostatni kojot. Michael Connelly
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatni kojot - Michael Connelly страница 21

Название: Ostatni kojot

Автор: Michael Connelly

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-956-7

isbn:

СКАЧАТЬ zbyt prawicowi, a demokraci – lewicowi. On chce zostać człowiekiem centrum. A z tego co słyszę, tylko Mittel może zdobyć wystarczająco dużo forsy, by ten numer wypalił.

      – Czyli Mittel chce zostać prezydentem?

      – Na to wygląda. Czemu mnie o niego pytasz? Zajmuję się sprawami policji. Ty jesteś policjantem. Co to ma wspólnego z Gordonem Mittelem?

      Wskazała palcem kserokopię artykułu. Bosch zorientował się, że być może zadał zbyt wiele pytań.

      – Po prostu usiłuję się dowiedzieć, co słychać w wielkim świecie – powiedział. – Jak zauważyłaś, nie czytuję gazet.

      – Chodzi mi o jedną gazetę, nie o gazety w ogóle – powiedziała z uśmiechem na twarzy. – Nawet nie waż się czytać „Daily News” ani rozmawiać z jego reporterami.

      – Nie ma nic gorszego niż zdradzony reporter, prawda?

      – Coś w tym rodzaju.

      Był już pewien, że udało mu się uśpić jej podejrzenia. Wziął ze stolika kopię artykułu.

      – Potem nic już o tym nie pisano? Nikogo nie złapali?

      – Pewnie nie. W przeciwnym razie byłby jeszcze jakiś artykuł.

      – Mogę to zatrzymać?

      – Oczywiście.

      – Masz może ochotę na jeszcze jeden spacerek do archiwum?

      – Po co?

      – Interesują mnie artykuły dotyczące Conklina.

      – Bosch, będą ich setki. Mówiłeś, że przez dwie kadencje był prokuratorem okręgowym.

      – Chodzi mi o to, co o nim pisano, zanim został wybrany. A gdyby okazało się, że masz za dużo czasu, dorzuć też artykuły o Mittelu.

      – Wiesz, że prosisz o wiele. Gdyby wyszło na jaw, że kręcę się po archiwum na polecenie gliny, mogłabym mieć duże kłopoty.

      Wydęła wargi. To też zignorował. Wiedział, do czego zmierza.

      – Bosch, może mi powiesz, o co w tym chodzi?

      Bosch milczał.

      – Tak też myślałam. No cóż, dziś po południu muszę jeszcze przeprowadzić dwa wywiady. Nie będzie mnie w redakcji. Powiem któremuś z praktykantów, żeby zebrał wycinki i zostawił je dla ciebie u strażnika. Będą w kopercie, więc nikt niepowołany ich nie zobaczy. Pasuje?

      Przytaknął skinieniem głowy. W siedzibie „Timesa” był już parę razy, zwykle przy okazji rozmów z reporterami. Znajdowały się tam dwa hole. Na środku jednego z nich, od strony skrzyżowania First i Spring, stał duży globus, który nie przestawał się kręcić, tak jak nie przestawały napływać coraz to nowe wiadomości.

      – I napiszesz na kopercie moje nazwisko? Nie będziesz miała kłopotów? Przecież sama mówiłaś, że nie należy okazywać zbyt dużej przyjaźni gliniarzowi. Na pewno to wbrew obowiązującym u was przepisom.

      Uśmiechnęła się na ten sarkazm.

      – Nie martw się. Jeśli naczelny czy ktoś inny zapyta, powiem, że to inwestycja przyszłościowa. I nie zapominaj o tym: przyjaźń to dwukierunkowa ulica.

      – Nigdy o tym nie zapominam.

      Pochylił się nad stolikiem, przybliżając swoją twarz do jej twarzy.

      – Chcę, żebyś ty też o czymś pamiętała. Nie mówię ci wszystkiego, ponieważ nie jestem pewien, czy to w ogóle ma znaczenie. Nie bądź jednak zbyt ciekawska. Nie wydzwaniaj po różnych ludziach. Gdybyś to zrobiła, mogłabyś wszystko zepsuć. Mogłoby mi się coś przytrafić. Tobie zresztą też. Rozumiesz?

      – Rozumiem.

      Przy stoliku jak spod ziemi wyrósł kelner z wywoskowanymi wąsami. Przyniósł zamówione przez nich dania.

      12

      – Zjawił się pan dziś wcześniej niż ostatnio. Czy mogę to uznać za oznakę pana chęci przychodzenia tutaj?

      – Niekoniecznie. Byłem niedaleko na lunchu ze znajomą i stamtąd przyszedłem tutaj.

      – To dobrze, że spotkał się pan z kimś znajomym. Bardzo dobrze.

      Carmen Hinojos siedziała za biurkiem ze splecionymi dłońmi, nawet nie dotykając leżącego przed nią otwartego notesu. Jakby za wszelką cenę chciała uniknąć jakiegokolwiek fałszywego gestu.

      – Co się panu stało w rękę?

      Bosch uniósł rękę i spojrzał na bandaż.

      – Uderzyłem się młotkiem. Naprawiałem coś w domu.

      – Mam nadzieję, że już pana nie boli.

      – Przeżyję.

      – Czemu pan się tak wystroił? Chyba nie myśli pan, że obowiązują tu oficjalne stroje.

      – Nie, po prostu… po prostu nie lubię zmian w swoim życiu. Pomimo tego, że jestem na urlopie, ubrałem się tak, jakbym szedł do pracy.

      – Rozumiem.

      Zaproponowała mu kawę i wodę, a kiedy Bosch odmówił, rozpoczęła sesję.

      – O czym chciałby pan dzisiaj porozmawiać?

      – Wszystko jedno. To pani tu rządzi.

      – Wolałabym, żeby pan tak nie myślał. Nie jestem pańskim szefem, detektywie Bosch. Chcę tylko panu pomóc, ułatwić rozmowę o tym, co pana nurtuje czy dręczy.

      Bosch się nie odezwał. Nic mu nie przychodziło do głowy. Carmen Hinojos przez chwilę stukała ołówkiem o biurko, a potem przejęła inicjatywę.

      – Zupełnie nic?

      – Nic nie przychodzi mi na myśl.

      – No to może porozmawiamy o tym, co się działo wczoraj. Kiedy zadzwoniłam, wyraźnie był pan czymś zdenerwowany. Czy właśnie wtedy uderzył się pan w rękę?

      – Nie, nie o to chodziło.

      Postanowił jednak nieco ustąpić. Musiał przyznać, że w pewnym sensie polubił tę kobietę. Nie czuł się w żadnym stopniu przez nią zagrożony i wierzył, że ona naprawdę chce mu pomóc.

      – Tuż przed pani telefonem dowiedziałem się, że mojemu dawnemu partnerowi przydzielono kogoś nowego. Już zostałem zastąpiony.

      – I co pan poczuł na myśl o tym?

      – Przecież sama pani słyszała. Byłem wściekły. Chyba СКАЧАТЬ