Название: Ostatni kojot
Автор: Michael Connelly
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-8110-956-7
isbn:
– Mówiłaś o mojej misji, swojej misji… Wydaje mi się, że moja misja rozpoczęła się dawno temu. Tyle że nie wiedziałem o tym, czy raczej… nie chciałem tego przyjąć do wiadomości. Nie przyznawałem się przed sobą do tego. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Może bałem się czy coś… W każdym razie odłożyłem to na bok. Na wiele lat. A teraz postanowiłem ją zaakceptować.
– Chyba cię nie rozumiem. Harry, musisz mi powiedzieć o tym wprost.
Bosch spojrzał na szary dywan leżący na podłodze.
– Jestem sierotą… nie znałem swojego ojca, a moja matka została zamordowana w Hollywood, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Nikt… nikt nie został aresztowany.
– Szukasz jej mordercy, prawda?
Podniósł wzrok i kiwnął głową.
– To właśnie jest moją misją.
Na jej twarzy nie pojawił się nawet cień zaskoczenia, co go zdziwiło. Jakby spodziewała się, że to usłyszy.
– Opowiedz mi o tym.
13
Bosch siedział przy stole. Miał przed sobą notes i wycinki prasowe przygotowane przez jednego z praktykantów „Timesa” na polecenie Keishy Russell. Ułożył z nich dwie sterty. Na pierwszej leżały artykuły o Conklinie, na drugiej – o Mittelu. Na stole stała też butelka piwa Henry’s, które przez cały wieczór sączył powoli, jakby był to syrop na kaszel. Postanowił, że wypije tylko jedno piwo. Popielniczka była wypełniona po brzegi, a w powietrzu unosiła się mgiełka niebieskiego dymu. Nie ustalił żadnego limitu na papierosy. Hinojos nic nie mówiła na temat palenia.
Za to mnóstwo miała do powiedzenia na temat jego misji. Otwarcie poradziła mu zaczekać, aż będzie lepiej przygotowany psychicznie do tego, co może odkryć. Wyznał jej, że już posunął się za daleko. Wtedy powiedziała coś, o czym myślał przez całą drogę do domu, a nawet teraz nie dawało mu to spokoju.
„Niech się pan upewni, czy nie do tego właśnie pan zmierzał nieświadomie przez całe życie. Możliwe, że właśnie dlatego obrał pan taką drogę. Został policjantem, detektywem z Wydziału Zabójstw. Rozwiązanie zagadki śmierci pana matki może spowodować, że nie będzie pan już odczuwał potrzeby pracy w policji. Może to pozbawić pana motywacji, poczucia misji. Musi pan być na to przygotowany. W przeciwnym wypadku lepiej, żeby się pan wycofał”.
Bosch nie mógł się z tym nie zgodzić. Wiedział, że ciągnęło się to za nim przez całe życie. Śmierć matki przyczyniła się do zdefiniowania wszystkiego, co robił później. I zawsze tkwiło to w jego podświadomości. Ciągle miał nadzieję, że dowie się, kto to zrobił. Że pomści jej śmierć. Nigdy nie mówił o tym głośno ani nie zastanawiał się nad konkretnymi posunięciami. Nie chciał robić z tego wielkich planów. Mimo to przepełniało go poczucie, że podjęcie poszukiwania zabójcy było czymś nieuniknionym, czymś zaplanowanym już dawno, dawno temu. Przestał myśleć o Hinojos i skoncentrował się na wspomnieniach. Był pod wodą. Leżał z otwartymi oczami i patrzył w górę, w stronę światła nad basenem. Nagle światło przysłoniła niewyraźna sylwetka anioła. Bosch odbił się od dna i płynął ku niej.
Wziął butelkę i dopił resztę piwa. Spróbował ponownie skupić się na leżących przed nim wycinkach z gazet.
Początkowo zdziwił się, jak wiele pisano o Arnie Conklinie, zanim jeszcze wstąpił na tron prokuratora okręgowego. Okazało się jednak, że większość artykułów stanowiły suche notatki z procesów, w których Conklin był oskarżycielem. Mimo to Bosch sporo się o nim dowiedział na podstawie spraw, w których uczestniczył, a także ze stylu jego wystąpień na sali sądowej. Dzięki całej serii głośnych procesów stał się sławny zarówno wśród innych pracowników, jak i zwykłych ludzi.
Wycinki były ułożone chronologicznie. Pierwszy z nich pochodził z roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego i dotyczył procesu kobiety, która otruła rodziców i ukryła ich zwłoki w skrzyniach stojących w garażu. Zabójstwo wyszło na jaw dopiero miesiąc później, kiedy sąsiedzi powiadomili policję o dochodzącym stamtąd smrodzie. Autorzy artykułów dość obszernie cytowali Conklina. Określano go jako „energicznego zastępcę prokuratora okręgowego”. Ten proces był jednym z pierwszych w historii sądownictwa, w których to obrońcy usiłowali wykazać, że oskarżony jest chory psychicznie. Twierdzili, iż zabójczyni popełniła zbrodnię w stanie ograniczonej poczytalności. Z liczby artykułów wynikało, że opinia publiczna była niezwykle zbulwersowana tą sprawą. Ława przysięgłych uzgodniła werdykt po zaledwie półgodzinnej naradzie. Oskarżona została skazana na śmierć, a Conklina uznano za obrońcę bezpieczeństwa publicznego, dla którego liczy się tylko sprawiedliwość. Pod jednym z artykułów zamieszczono jego zdjęcie zrobione w czasie rozmowy z reporterami tuż po ogłoszeniu wyroku. Całkowicie odpowiadało ono wcześniejszemu opisowi. Z tego człowieka promieniowała energia. Nosił ciemny garnitur z kamizelką, miał krótkie jasne włosy i był gładko ogolony. Szczupły, wysoki, przystojny – wielu aktorów wydawało grube tysiące na chirurgów plastycznych, żeby tak właśnie wyglądać. Arno bez wątpienia był gwiazdą.
Następne wycinki zawierały opisy kolejnych procesów. Z każdego z nich Conklin wychodził zwycięsko. Zawsze żądał kary śmierci i zawsze stawiał na swoim. Bosch zauważył, że po krótkim czasie awansowano go na starszego zastępcę prokuratora okręgowego, a pod koniec lat pięćdziesiątych był już asystentem, co oznaczało, że zajmował jedno z najważniejszych stanowisk w prokuraturze. W ciągu zaledwie dziesięciu lat udało mu się osiągnąć wyżyny.
Pośród wycinków znajdowało się sprawozdanie z konferencji prasowej, w czasie której prokurator okręgowy John Charles Stock oznajmił, że mianuje Conklina szefem grupy do zadań specjalnych i wyznacza mu zadanie oczyszczenia miasta z plagi przestępczości obyczajowej, która zagrażała społeczeństwu hrabstwa Los Angeles.
„Zawsze przydzielałem Arnowi Conklinowi najtrudniejsze zadania – powiedział prokurator okręgowy – i czynię to po raz kolejny. Mieszkańcy Los Angeles pragną żyć w czystym mieście i, na Boga, wkrótce stanie się to faktem. A teraz parę słów do tych, którzy wiedzą, że się za nich zabierzemy. Radzę wam, wyprowadźcie się stąd, póki czas. Przyjmie was San Francisco. Przyjmie was San Diego. Jednakże Miasto Aniołów ma was dość!”
Następnych kilka artykułów, opublikowanych na przestrzeni paru lat, miało krzykliwe nagłówki informujące czytelników o likwidacji nielegalnych domów gry, palarni opium, burdeli i rozbiciu gangów uzyskujących korzyści z prostytucji. Conklin zarządzał czterdziestoma gliniarzami, głównie „wypożyczonymi” ze wszystkich wydziałów policji. Podstawowym celem „komandosów Conklina”, jak określał ich „Times”, było Hollywood, ale bicz sprawiedliwości dosięgał przestępców z całej okolicy. Od Long Beach po pustynię ci, którzy zarabiali na grzechu, trzęśli portkami – tak to przynajmniej wyglądało w artykułach. Bosch nie miał wątpliwości, że grube ryby świata przestępczego prowadziły swoją działalność bez zakłóceń, a tylko ci, którzy stali na najniższym szczeblu hierarchii, ci, których można było spokojnie zastąpić, trafiali na salę sądową.
Ostatni artykuł dotyczący Conklina pochodził z pierwszego СКАЧАТЬ