Название: Patria
Автор: Fernando Aramburu
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-8110-477-7
isbn:
Krótko mówiąc, wrócił do domu w rzewnym nastroju, przekrzywionym berecie, z błyszczącym wzrokiem i drapiąc się po boku przez koszulę.
Po wejściu do dużego pokoju dał Arantxie długiego, czułego, lekko mokrego całusa w czoło. Mało brakowało, a zwaliłby się na nią. Miren go odepchnęła.
– Odejdź, odejdź, śmierdzisz tawerną.
– Nie bądź taka surowa, kobieto.
Miren wyciągnęła przed siebie ręce, żeby się do niej nie zbliżył.
– Zostawiłam ci w kuchni rybę. Jeśli wystygła, podgrzej ją sobie.
Po półgodzinie Miren poprosiła męża, żeby pomógł jej położyć Arantxę do łóżka.
– Trzymasz?
– Co?
– Arantxę. Powiedz, czy ją trzymasz, zanim oboje podciągniemy ją do góry.
Chwytając córkę z obu stron pod pachami, podnieśli ją z wózka inwalidzkiego.
Arantxa nie może chodzić z powodu deformacji stopy. Czasami uda jej się przejść kilka niepewnych kroków, podpierając się laską albo z pomocą drugiej osoby. Rodzina ma nadzieję, że w średnioterminowej perspektywie zacznie chodzić po domu, samodzielnie jeść i odzyska zdolność mowy. Później, zobaczymy. Fizjoterapeutka dodaje im otuchy. Miła z niej dziewczyna. Słabo mówi po baskijsku – prawie w ogóle – ale to nieistotne.
Rodzice pomogli stanąć Arantxie przy łóżku. Robili to wiele razy, mieli doświadczenie. Poza tym ile Arantxa wtedy mogła ważyć? Czterdzieści kilka kilogramów, nie więcej. I pomyśleć, że kiedyś była silna i krzepka.
Ojciec podtrzymywał ją, kiedy Miren odstawiała pod ścianę wózek.
– Uważaj, żeby się nie przewróciła.
– Jak mógłbym pozwolić upaść własnej córce?!
– Mógłbyś.
– Bzdury.
Popatrzyli na siebie z wrogością, irytacją, Joxian zacisnął zęby, jakby chciał zatrzymać w ustach jakieś przekleństwo. Miren odsunęła kołdrę, po czym oboje ostrożnie, powoli – trzymasz ją? – położyli Arantxę na łóżku.
– Możesz już iść, rozbiorę ją teraz.
Joxian pochylił się, żeby pocałować córkę w czoło na dobranoc. Do jutra, polita, pogłaskał ją po policzku zewnętrzną częścią dłoni. Potem ruszył w stronę drzwi, drapiąc się po boku. Wychodząc z pokoju, odwrócił się i powiedział:
– Wracając z Pagoety, zauważyłem światło w ich mieszkaniu.
Miren właśnie zdejmowała córce buty.
– Pewnie ktoś przyszedł posprzątać.
– O jedenastej w nocy?
– Nie interesują mnie ci ludzie.
– Mówię ci tylko, co widziałem. Może chcą wrócić do miasteczka.
– Może. Teraz, kiedy zawieszono broń, mogą się rozzuchwalić.
5
Przeprowadzka pod osłoną nocy
Kilka tygodni po pogrzebie Bittori pojechała na parę dni do San Sebastián. Przede wszystkim, żeby stracić z oczu chodnik, na którym zamordowano jej męża, i aby uniknąć spojrzeń zawsze życzliwych im sąsiadów, którzy nagle zaczęli traktować ich z wrogością. Nie chciała też codziennie mijać wymazanych na ścianach napisów, a szczególnie jednego z ostatnich – tego na placu miasteczka na altanie dla orkiestry, gdzie ktoś napisał Txato pod rysunkiem tarczy strzelniczej. Najpierw pojawiło się ostrzeżenie, a po kilku dniach żegnaj, Txato.
W rzeczywistości to dzieci podstępem wywiozły ją do San Sebastián. Jezus, Maria, trzecie piętro! Bittori przyzwyczaiła się mieszkać na pierwszym.
– Przecież jest winda, mamo.
Nerea i Xabier postanowili za wszelką cenę zabrać ją z miasteczka. Z jej rodzinnej miejscowości, w której się urodziła, została ochrzczona i wyszła za mąż. A potem utrudnić jej powrót, a nawet łagodnie jej go wyperswadować.
Ostatecznie Bittori wprowadziła się do mieszkania z balkonem, z którego było widać morze. Txato kupił je parę miesięcy przez śmiercią z myślą o posiadaniu bezpiecznego miejsca poza miasteczkiem. Od pewnego czasu Nerea i Xabier próbowali je sprzedać; w gazecie ukazało się ogłoszenie i wkrótce zaczęli dzwonić ludzie zainteresowani kupnem lub by zapytać o cenę. Było tam trochę mebli i oświetlenie. Dzieci powiedziały Bittori, że to tymczasowe lokum.
Mówiło się do niej, a ona jakby nie słyszała; wpadła w stan otumanienia, apatii aż do tego stopnia, że wręcz wydawało się, że zapomina mrugać powiekami. Ta Bittori, której zazwyczaj nie zamykały się usta, teraz przypominała niemy posąg.
Xabier poprosił o pomoc w przeprowadzce kolegę ze szpitala, który miał furgonetkę. Przyjeżdżali do miasteczka wieczorem, żeby nie rzucać się w oczy. Samochód nie był zbyt duży, więc musieli zrobić kilkanaście rund, przewożąc różne rzeczy – zawsze jednak pod osłoną nocy.
Łóżko małżeńskie zostało w mieszkaniu w miasteczku, bo Bittori nie chciała w nim sypiać bez męża. Ostatecznie jednak udało im się przetransportować dużo rzeczy, między innymi naczynia, dywan z jadalni i pralkę. Pewnego wieczora, w środku tygodnia, kiedy pakowali bagaże, podeszła do nich grupka mężczyzn i zaczęła ich obrzucać obelgami. Byli to dawni znajomi Xabiera, kilku kolegów ze szkoły, typowa cuadrilla. Jeden z nich krzyknął z nienawiścią, że zapamiętał numer rejestracyjny furgonetki.
Podczas drogi do San Sebastián Xabier zauważył, że jego kolega zaczął drżeć na całym ciele w ataku paniki. Przekonał go więc, by zjechał na pobocze, bo kierując w takim stanie, wkrótce doprowadziłby do wypadku.
– Nie mogę tam z tobą wrócić, przepraszam – powiedział mężczyzna.
– Nie martw się.
– Przepraszam, naprawdę przepraszam.
– Przeprowadzka skończona, nie ma potrzeby tam wracać. Mojej matce wystarczy to, co jej do tej pory przywieźliśmy.
– Rozumiesz mnie, prawda?
– Oczywiście, spróbuj się uspokoić.
Minął rok, dwa i kolejne lata. W międzyczasie Bittori po kryjomu dorobiła sobie klucz do mieszkania w miasteczku, bo nie była głupia. Po co? Najpierw Nerea, a kilka dni później Xabier, zapytali:
– Gdzie jest klucz, mamo? Ty go przecież СКАЧАТЬ