Patria. Fernando Aramburu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Patria - Fernando Aramburu страница 3

Название: Patria

Автор: Fernando Aramburu

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-477-7

isbn:

СКАЧАТЬ rozmowy, sąsiadka pożegnała się pośpiesznie:

      – Muszę pędzić. Obiecałam synowi, że usmażę mu na kolację barweny. Uwielbia je. Jeśli wracasz do domu, pójdziemy razem.

      – Nie, umówiłam się z kimś niedaleko stąd.

      Po czym, żeby pozbyć się sąsiadki, Bittori przeszła na drugą stronę ulicy i przez dłuższy czas spacerowała bez celu po okolicy. Bo przecież jeśli ta flądra, czyszcząc barweny dla swojego durnowatego synalka, usłyszy, jak wracam do domu niedługo po niej, pomyśli, że nie chciałam z nią rozmawiać. Bittori. Co? Mówisz to z urazą, a tyle razy ci powtarzam, że… Dobrze, daj mi już spokój.

      Trochę później, w drodze do domu położyła dłoń na szorstkim pniu drzewa i powiedziała do siebie w myślach: Dziękuję za twoją dobroć. Potem dotknęła ściany budynku i powiedziała to samo. Nie zatrzymując się, zwróciła się w myślach tymi samymi słowami do kosza na śmieci, ławki, słupa sygnalizacji świetlnej i innych elementów miejskiej architektury, które mijała.

      Brama budynku była pogrążona w mroku. Bittori kusiło, żeby wsiąść do windy. Ostrożnie, hałas może mnie zdradzić. Postanowiła zdjąć buty i wejść na trzecie piętro po schodach. Zdążyła jeszcze wyszeptać ostatnie słowa podziękowania do poręczy: za twoją dobroć.

      Włożyła klucz do zamka najostrożniej, jak potrafiła. Co Nerea widzi złego w mojej wycieraczce? Nie rozumiem tej dziewczyny i chyba nigdy nie rozumiałam.

      Niedługo potem zadzwonił telefon. Ikatza drzemała na kanapie zwinięta w czarną włochatą kulkę. Nie poruszając się, spod przymkniętych powiek obserwowała, jak jej pani szła w stronę aparatu. Bittori odczekała, aż dzwonek telefonu umilknie. Rozpoznała numer i oddzwoniła.

      Odebrał podekscytowany Xabier. Ama, ama. Żeby włączyła telewizor.

      – Już słyszałam. Skąd? Powiedziała mi ta z góry.

      – Och, myślałem, że o niczym nie wiesz.

      Powiedział, że w takim razie ją całuje, a Bittori odparła, że ona jego też, i na tym skończyli rozmowę, i się rozłączyli. Nie włączę telewizora, pomyślała. Po chwili jednak jej ciekawość zwyciężyła. Na ekranie zobaczyła trzech mężczyzn w białych kapturach w stylu Ku Klux Klanu i w beretach; siedzieli za stołem okrytym białym obrusem, kwadratowy patriotyczny proporzec, mikrofon. Czy matka tego, który mówi, rozpoznała jego głos?, zastanowiła się. Patrzyła na ten obraz ze wstrętem i skręcało ją ze złości. Wreszcie nie wytrzymała i wyłączyła telewizor.

      Dla Bittori dzień dobiegł końca. Która godzina? Dochodziła dziesiąta. Zmieniła wodę w misce kotki i położyła się spać wcześniej niż zwykle – nie zjadłszy kolacji, nie przejrzawszy czasopisma, które leżało na szafce przy łóżku. W nocnej koszuli stanęła przed zdjęciem Txata wiszącym w sypialni i oznajmiła:

      – Jutro pojadę ci o wszystkim opowiedzieć. Nie sądzę, żebyś się ucieszył, ale masz prawo poznać najważniejszą wiadomość dnia.

      Próbowała przy zgaszonym świetle zmusić się, by uronić chociaż jedną łzę. Nic z tego. Oczy zupełnie suche. Nerea też nie zadzwoniła. Nawet nie zadała sobie trudu, żeby ją poinformować, czy dotarła do Londynu. Oczywiście, na pewno jest bardzo zajęta ratowaniem swojego małżeństwa.

      3

      Z Txatem w Polloe

      Już od kilku lat Bittori nie chodzi pieszo do Polloe. Móc mogłaby, ale się męczy. Nie ma nic przeciwko zmęczeniu, ale po co, no po co? Poza tym zdarza się, że kłuje ją w żołądku. Wtedy wsiada do autobusu numer dziewięć, który ma przystanek niedaleko wejścia na cmentarz, a po skończonej wizycie schodzi pieszo do miasta. Bo iść drogą w dół to już zupełnie inna sprawa.

      Wysiadła z autobusu za jakąś kobietą; były jedynymi pasażerkami. Piątek, spokój, ładna pogoda. Na łuku bramy widniał napis: WKRÓTCE POWIEDZĄ O WAS TO, CO ZAZWYCZAJ MÓWIĄ O NAS: UMARLI! Głupie pogrzebowe frazesy. Usłyszała kiedyś w telewizji: jesteśmy gwiezdnym pyłem, bez względu na to, czy oddychamy, czy gryziemy ziemię, i chociaż nie cierpiała tego odpychającego napisu, zatrzymywała się i czytała go za każdym razem, kiedy wchodziła na cmentarz.

      Mogłaś zostawić płaszcz w domu. Założyła go tylko dlatego, że był czarny. Przez pierwszy rok nosiła żałobę; potem dzieci nalegały, aby wróciła do normalnego życia. Normalne życie? Naiwni, nie mają pojęcia, o czym mówią. Posłuchała ich dla świętego spokoju. Wciąż jednak uważała, że wizyty u zmarłych w kolorowym ubraniu świadczą o braku szacunku. Dlatego wczesnym rankiem otworzyła szafę w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby zakryć niebieską sukienkę, którą miała na sobie; wybrała płaszcz, chociaż wiedziała, że będzie jej w nim za gorąco.

      Txato leży w grobowcu ze swoimi dziadkami od strony matki i ciotką. Grób znajduje się w rzędzie przy alejce prowadzącej lekko pod górę. Na pomniku wyryto imię i nazwiska zmarłego, datę urodzin i tragicznej śmierci. Jego przezwisko pominięto.

      Kilka dni przed pogrzebem krewni z Azpeitii poradzili Bittori, żeby powstrzymała się przed umieszczaniem informacji, symboli czy znaków, które identyfikowałyby Txata jako ofiarę ETA. Lepiej unikać kłopotów.

      – Już raz mi go zabili. Nie mogą zrobić tego ponownie – zaprotestowała.

      W rzeczywistości nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby wyryć na nagrobku informację o okolicznościach śmierci jej męża, buntowała się jednak, kiedy ktoś próbował narzucić jej swoje zdanie.

      Xabier przyznał rację krewnym. I na nagrobku wyryto tylko imię, nazwiska i daty. Nerea, dzwoniąc z Saragossy, miała czelność zaproponować, by podać fałszywą datę śmieci. Zdumienie: jak to?

      – Pomyślałam, żeby na grobie napisać datę sprzed lub po zamachu.

      Xabier wzruszył ramionami. Bittori stanowczo zaprotestowała.

      Kilka lat później, kiedy ktoś pomazał farbą grób Gregoria Ordóñeza, który znajdował się około stu metrów od grobu Txata, Nerea – co za brak taktu – poruszyła temat, o którym w zasadzie wszyscy już dawno zapomnieli. Powiedziała do matki, pokazując jej zdjęcie w gazecie:

      – Spójrz, czego uniknęliśmy. Czy nie warto było ochronić ojca chociaż trochę?

      Bittori odłożyła energicznym ruchem widelec i wstała od stołu.

      – Dokąd idziesz?

      – Nagle straciłam apetyt.

      Wyrażającym wściekłość krokiem i ze zmarszczonymi brwiami opuściła mieszkanie córki. Quique, zapalając papierosa, przewrócił oczami.

      Wzdłuż alejki ciągną się rzędy grobów. Nagrobek Txata wznosi się dwie piędzi ponad ziemię, więc Bittori może bez problemu na nim usiąść. Oczywiście, jeśli nie pada deszcz. Tak czy inaczej zawsze przynosi ze sobą kwadratowy kawałek wycięty z plastikowej torebki z supermarketu i szal, kładzie je sobie pod pośladki, bo kamienna płyta jest zazwyczaj zimna (a z biegiem lat przybrudziła się i porosła mchem). Bittori СКАЧАТЬ