Patria. Fernando Aramburu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Patria - Fernando Aramburu страница 31

Название: Patria

Автор: Fernando Aramburu

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-477-7

isbn:

СКАЧАТЬ to sobie, a kiedy dojdziesz do jakiegoś wniosku, bądź tak miła i daj mi znać.

      – Nie mam się nad czym zastanawiać. Zadzwonię jutro do mediatorki i powiem, że rezygnuję. Pan doktor po raz kolejny postawił na swoim. Zapewniam cię jednak, że pewnego dnia, jeszcze nie wiem kiedy, wyjadę z tego przeklętego kraju.

      Xabier pochylił się i pocałował ją czule w policzek.

      – Ciężkie czasy.

      – Co ty nie powiesz!

      Pożegnali się z umiarkowaną serdecznością, bez zbytniej wylewności, bez uśmiechu. Xabier wyszedł z kawiarni. Deszcz przestał padać. Nerea została przy stoliku w kącie i patrzyła jak zahipnotyzowana przez szybę na szarówkę na ulicy.

      29

      Dwukolorowy liść

      Zamówiła wodę mineralną tylko po to, żeby usprawiedliwić dłuższą obecność w kawiarni. Na dworze zapadał mrok. Samochody przejeżdżały z zapalonymi reflektorami. Klienci lokalu? Niewielu. Nerea przesiadła się do innego stolika. Teraz była bliżej szklanych drzwi, skąd lepiej widziała ruch na ulicy. Ogarnęło ją przyjemne uczucie odrętwienia. Osamotniona, senna, nie miała pomysłu, co ze sobą zrobić.

      Obserwowanie samochodów, które pojawiały się falami w zależności od koloru semaforów stojących na początku calle San Martín, sprawiało jej lekką przyjemność i powodowało, że smutek – ten, który smakował jak tłusta paella – stawał się znośniejszy.

      Nagle z warkotem przejechał autobus, ale nie taki zwykły miejski. Siedziała w środku. Oto moja młodość i ja udajemy się do Saragossy studiować na czwartym roku prawa na życzenie/błaganie/żądanie ojca, który chce za wszelką cenę chronić córkę. Od tamtej pory minęło dużo czasu.

      Wczesnym rankiem wyjechała do Pampeluny autobusem firmy przewozowej Roncalesa. Moje przyjaciółki, czwartkowe kolacje, przejażdżki skuterem, dyskoteka, szlochała. Tego odległego październikowego poranka traciła/porzucała wszystko. Nie wiedziała nic o Saragossie. Miasto bez plaży, zatoki, gór, okropność! Jak można żyć tak daleko od morza? Jednak aita nalegał: wierz mi, że nie ma innego wyjścia. Im szybciej wyjedzie z Kraju Basków, tym lepiej. Do Barcelony, Madrytu, gdzie zechce. O koszty niech się nie martwi. Najważniejsze, żeby była bezpieczna i skończyła spokojnie studia. A ponieważ przyjęto ją na uniwersytet w Saragossie, pojechała. Płakała aż do Pampeluny, gdzie miała przesiadkę, i w trochę lepszym nastroju dotarła na miejsce. Dlaczego? Bo w barze na dworcu autobusowym w Pampelunie wypiła kawę z mlekiem i zjadła pintxo7 z tortillą8, więc najwyraźniej, cholera, z pełnym żołądkiem ujrzała świat w jaśniejszych barwach. Przysiadł się do niej jakiś chłopak, który jechał do Logroño (a może gdzie indziej? – nie pamięta) i zaczął ją podrywać. Nerea dla rozrywki, chociaż zerkając raz po raz na ścienny zegar, podjęła jego grę. Na koniec zostawiła mu zmyślony numer telefonu i pocałowała go w usta. Jednym słowem tortilla i chłopak poprawili jej humor. Przespała drogę aż do Tudeli i dotarła do Saragossy głodna jak wilk, ale cała i zdrowa.

      Wcześniej była tam tylko raz, żeby załatwić sprawy administracyjne na uczelni i znaleźć studencką kwaterę. Dwa dni piekielnych upałów, naprawdę! Spędziła dwie noce, dusząc się z gorąca w tanim hotelu. W kiosku na plaza San Francisco kupiła „El Heraldo de Aragón”. Po chwili wyrzuciła gazetę do kosza, zostawiając strony z ogłoszeniami wynajmu. Mieszkanie w Delicias, mieszkanie w Las Fuentes, mieszkanie tutaj, mieszkanie tam. Nazwy dzielnic nic jej nie mówiły. I ten upał. O drugiej po południu na ulicach nie było widać żywej duszy. Żadnego ptaka, żadnej muchy. Nerea weszła do kabiny telefonicznej. Słuchawka telefonu była tak rozgrzana, że musiała złapać ją przez chusteczkę. Wykręciła jeden z wielu numerów. Nie mogła uwierzyć, kiedy usłyszała bardzo niską cenę, więc zapytała, czy mieszkanie znajduje się w samej Saragossie. Słucham? W centrum miasta czy w pobliskiej miejscowości? Wyczuła zmieszanie na drugim końcu linii telefonicznej. Oczywiście, że w mieście. Wtedy pomyślała: cholera, w co ja się wpakowałam? Trudno, złapała taksówkę, żeby podjechać i obejrzeć mieszkanie, bo jak najszybciej chciała wrócić do domu, dlatego musiała natychmiast rozwiązać kwestię zakwaterowania. Taksówkarz zrozumiał ją od razu, odebrała to jako dobry znak i wywnioskowała, że to znana ulica i jest przy niej wszystko, co powinno się znajdować przy ulicy cywilizowanego miasta. Czyli co? Latarnie, chodniki, sklepy. Przez chwilę kusiło ją, żeby zapytać kierowcę, czy to daleko, ale ugryzła się w język. Po pierwsze ze wstydu, bo oczywiście inteligentny człowiek zaopatrzyłby się najpierw w mapę. Po drugie, dlatego że jeśli zauważyłby, że nie zna miasta, umyślnie ruszyłby okrężną drogą, żeby więcej zapłaciła za kurs. Dojechali do dzielnicy Torrero. Po drugiej stronie kanału, niemal przy samym cmentarzu taksówkarz powiedział: to tutaj. Zapłaciła i wysiadła. Mieszkanie? Porządne. Czyste, bardzo jasne, skromnie umeblowane. Brzydki widok z okna, ale przecież nie przyjechała na wakacje. W rzeczywistości Nerea zdecydowała się je wynająć, jeszcze idąc po schodach, zanim otwarto jej drzwi. Pamiętała radę matki: najważniejsze, żebyś miała dach nad głową, kiedy zaczną się zajęcia, potem na spokojnie znajdziesz sobie jakieś lepsze miejsce. Powiedziała jej też, żeby po wejściu do budynku przyjrzała się skrzynkom na listy. Bo nędzarze, psiakrew, zazwyczaj je zaniedbują, a porządni ludzie starają się utrzymywać je zawsze w czystości i porządku. I dodała, że wystarczy jej tylko spojrzeć na skrzynki, żeby wiedzieć, jacy ludzie mieszkają w budynku. A skrzynki pocztowe zrobiły na Nerei doskonałe wrażenie, podobnie jak czyste schody i ściany, więc kiedy otwarły się drzwi mieszkania i uścisnęła rękę swojej przyszłej współlokatorce, była bardziej niż przekonana, że znalazła w Saragossie lokum.

      Przez kilka miesięcy, kiedy tam mieszkała, rzadko widywała swoją współlokatorkę – dziewczynę pochodzącą z Hueski. W rzeczywistości nigdy się nie dowiedziała, czym tak naprawdę się zajmowała. Studentką nie była na pewno. Wady mieszkania? Miała z niego daleko do wydziału prawa, ale też do barów i innych miejsc rozrywki. Poza tym Nerei dokuczały północny wiatr i mgła; nadeszła zima, więc zrobiło się mroźno jak cholera. Kupiła sobie elektryczny grzejnik. Nie na wiele się przydał. Wystarczyło odejść kilka metrów od źródła ciepła, żeby znów poczuć, jak ciało przeszywają lodowate ostrza noży. Z tego powodu z początkiem nowego roku przeprowadziła się do mieszkania przy calle López Allué – było lepiej położone i ogrzewane, chociaż droższe. Wynajmowała je z dwiema dziewczynami z Teruelu. Jedna, młodsza od Nerei, też studiowała prawo, druga – filologię. Od początku przypadły sobie do gustu.

      Saragossa. Gdyby brat wiedział, gdyby matka wiedziała! Z wyjątkiem początkowego okresu, kiedy dygotała z zimna w mieszkaniu w Torrero i czuła się samotna, jakby otoczona powłoką, niewiele brakowało jej tam do szczęścia. Wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy. Po prostu korzystała z przywilejów, jakie dawała jej młodość. Szybko nawiązała znajomości. Takich otwartych, trzeźwo myślących i tolerancyjnych ludzi nie poznała nigdzie indziej. Nerea, nie zaniedbując nauki (zaliczyła wszystkie egzaminy), rzuciła się w wir nocnych imprez, seksu, alkoholu, nie eksperymentowała jednak za bardzo z kokainą i marihuaną. Przyzwyczaiła się do braku morza i swojego skutera, przestała myśleć o niepokojących i dramatycznych sprawach, o których może powinna pamiętać. Ale o nich nie zapomniała. Stłumione odległością docierały do niej albo i nie, bo jej rodzina, w szczególności aita – wiecznie troskliwy – nie chciał za żadne СКАЧАТЬ



<p>7</p>

Bask. pintxo, hiszp. pincho – baskijska odmiana hiszpańskich „tapas”, niewielkie przekąski podawane na kromkach chleba i zazwyczaj przebijane wykałaczką.

<p>8</p>

Hiszp. tortilla – rodzaj omletu z jaj, ziemniaków i innych składników. Popularny element przystawek lub spożywany jako samodzielny posiłek.