Название: Patria
Автор: Fernando Aramburu
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-8110-477-7
isbn:
Ciekawość i zaskoczenie zatrzymały rękę, która wyciągała korek. Bittori pospiesznie wtrąciła:
– Znów ze sobą zerwali.
– Nie zerwaliśmy.
– Rozstaliście się.
– To nie to samo.
– Tak czy owak mieszkaliście przecież każde we własnym mieszkaniu. A może się mylę?
– Nie mylisz się.
Ponieważ prędzej czy później i tak by się dowiedzieli, Nerea wszystko im zrelacjonawała, wyjaśniła i szczegółowo opisała sytuację.
– No to już wiecie. Rozstaliśmy się za obopólną zgodą. Czy ostatecznie? Czas pokaże. Quique zaproponował, że będzie co miesiąc przelewać mi pewną kwotę. Oczywiście, nie zgodziłam się.
Matka uniosła brwi.
– Dlaczego?
– Bo wolę nie mieć w stosunku do niego długu wdzięczności.
Xabier chciał nalać matce wina, ale odmówiła, podobnie Nerea. Zrobił ruch, jakby chciał napełnić swój kieliszek, rozmyślił się jednak i postawił nietkniętą butelkę na stole z boku. Bittori wstała, żeby pójść do kuchni po paellę. Nerea spytała, czy jej pomóc. Bittori odparła, że nie.
Pod nieobecność matki rodzeństwo zaczęło rozmawiać ze sobą szeptem. Xabier:
– Błagam cię, nie ciągnij tematu.
W drodze z kuchni Bittori dosłyszała ostatnie słowo.
– Jakiego tematu?
Wiklinowe podkładki pod talerze z czarnymi śladami przypaleń były używane w ich rodzinie jeszcze w czasach, kiedy mieszkali w miasteczku, dzieci były małe, a ich ojciec żył, podobnie patelnia do paelli z odpryśniętą na brzegu emalią. Nerea od dawna błagała matkę, żeby pozbyła się tych prehistorycznych gratów i kupiła nowe. A serwetkami, które należało oddać do muzeum albo do sklepu ze starzyzną, Txato ocierał przed dwudziestoma laty tłuszcz z palców.
Nad ryżem unoszą się ostatnie smużki pary. Bittori nakłada porcję paelli dla Xabiera. Jej ulubionego dziecka? Ulubionego, bo jest nieporadny? Nerea ma zupełnie inny charakter. Chwyta energicznie łyżkę i obsługuje się sama, jednocześnie wspominając/wyliczając śniadania, obiady i kolacje średniej/wątpliwej jakości, które zjadła w Londynie. A kiedy we troje zaczynają przenosić jedzenie z talerzy do ust, zaczyna przedstawiać swoje plany krótko- i średnioterminowe.
– Wreszcie podjęłam decyzję, że przy najbliższej sposobności wezmę udział w spotkaniu pojednawczym w więzieniu.
Cisza. Właśnie tego tematu miała nie poruszać. Nie słysząc głosów protestu, ciągnie dalej:
– Rozmawiałam przez telefon z mediatorką. Bardzo miła kobieta. Wzbudza moje zaufanie. Dużo bardziej niż na początku, bo z czasem lepiej ją poznałam. Powiedziałam jej, że wróciłam z Londynu i jestem gotowa do wznowienia spotkań przygotowawczych. Co jeszcze? Ach, mówię wam o tym, bo nie chcę robić z tego tajemnicy. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu.
Matka i brat spojrzeli na nią jednocześnie z obojętnością, po czym odwrócili wzrok. Nie brali jej słów na poważnie? Słychać było tylko, jak przeżuwają. Oczy utkwili w stopniowo opróżnianych talerzach. Po chwili Bittori powoli napiła się wody, otarła usta wygniecioną serwetką i zapytała beznamiętnie, jakby machinalnie:
– Po co ci to?
– Nie mam pojęcia. Nie wiem też jeszcze, z kim się spotkam. Jedno jest dla mnie jasne: chcę, żeby któryś z nich dowiedział się, co nam zrobił i przez co przeszliśmy.
– Chyba, przez co ty przeszłaś.
– Właśnie.
Xabier jadł dalej w milczeniu.
– A potem?
– Wysłucham tego, co będzie miał mi do powiedzenia.
– Oczekujesz, że poprosi cię o wybaczenie?
– Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Według mediatorki wszystkie osoby, które wzięły do tej pory udział w tych spotkaniach, były zadowolone. Nie zna nikogo, kto by tego żałował. Niektóre ofiary odzyskały nawet wiarę w siebie. Wydaje mi się, że dość ważne jest, aby poczuć ulgę. To pierwszy krok do spojrzenia na świat bardziej pozytywnie. Mnie wystarczy, że rana przestanie się jątrzyć. Blizna pozostanie na zawsze, chociaż jest swego rodzaju przejawem uleczenia. I nie wiem jak wy, ale ja chciałabym spojrzeć pewnego dnia w lustro i zobaczyć w nim odbicie osoby, która nie jest tylko i wyłącznie ofiarą. Obiecali mi pełną dyskrecję. Prasa się o niczym nie dowie.
Xabier milczał ze zmarszczonym czołem. Wcześniej kilkakrotnie prosił Nereę, żeby nie wspominała o tym matce. Dlaczego? Aby nie przysparzać jej zmartwień. Okazało się jednak, że Bittori zareagowała ze spokojem.
– Zrób, co uważasz za stosowne, dziecko. Nie mam nic przeciwko temu. Jakiś czas temu ktoś z Biura do spraw pomocy ofiarom terroryzmu poinformował mnie o tych spotkaniach i wiem mniej więcej, jak to się odbywa. Pomysł rozmawiania z pierwszym lepszym mordercą mnie nie przekonuje. Uważam to za stratę czasu. Wyrządzili mi tak wielką krzywdę, że nie są w stanie uleczyć żadnej rany. Całe moje ciało jest jedną wielką raną. Nie muszę ci chyba tego tłumaczyć. Gdyby kiedykolwiek się zabliźniła, wyglądałabym jak ciężko poparzony człowiek. Stałabym się ogromną blizną. Może poszłabym na takie spotkanie, gdybym mogła spojrzeć w oczy człowiekowi, z którego rąk zginął aita. Powiedziałabym mu kilka słów.
Do Xabiera:
– Co o tym myślisz? Zapomniałeś języka w gębie?
Xabier siedział ze spuszczonym wzrokiem.
– To osobisty wybór. Nie będę się wtrącał.
– Pytam, czy ty też pójdziesz na takie spotkanie.
– Nie.
Odpowiedź zabrzmiała stanowczo, agresywnie. Nerea, odsunąwszy od siebie talerz z resztkami paelli na znak, że skończyła jeść, powiedziała:
– Po tym spotkaniu mam zamiar przeprowadzić się do innego miasta. Jeszcze nie wiem gdzie. Nie wykluczam też wyjazdu za granicę.
Przyjęli tę wiadomość bez słowa, bez zadawania pytań. Rozmawiali jeszcze przez chwilę poważnym tonem o błahostkach. Pierwszy zaczął się zbierać do wyjścia Xabier, odmówiwszy deseru i poobiedniej kawy. Tej niedzieli rozgrywano mecz, a on był od dziecka członkiem Realu Sociedad, chociaż rzadko chodził na stadion. Nerea pomogła matce zebrać naczynia. Kiedy zostały same, zapytała ją, co sądzi o jej planach na przyszłość.
– Jesteś dorosła i wiesz, co robisz.
– Wolałabyś, СКАЧАТЬ