Автор: Thomas Sowell
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: О бизнесе популярно
isbn: 978-83-907621-6-6
isbn:
W czasie kiedy James Cash Penney zaczynał swoją karierę jako udziałowiec jednej trzeciej sklepu w niewielkim miasteczku w stanie Wyoming, Sears i Montgomery Ward były już, znanymi w całym kraju i niepokonanymi przez nikogo, gigantami. Jednakże jego wiedza i intuicja, to że dostrzegł zmieniające się warunki i ich wpływ na handel detaliczny oraz działalność sieci domów towarowych zmusiły wspomniane giganty, wbrew ich woli, do podążania jego śladami. W przeciwnym razie groził im całkowity upadek. Robert Wood nie był w stanie przekonać kierownictwa Montgomery Ward do zmiany sposobu działania, zrobiły to za niego konkurencja i bilans strat, jakie się w firmie pojawiły. Wiele lat później, ekspedient imieniem Sam Walton, zatrudniony w sklepach J.C. Penney, zdobywszy wiedzę i doświadczenie handlowe na wszystkich szczeblach sieci, postanowił spróbować szczęścia we własnym interesie, zakładając sieć domów towarowych znaną dzisiaj jako Wal-Mart. Obroty Wal-Martu przewyższają dziś utarg Searsa i J.C. Penney'ego razem wziętych.
Jednym z fundamentalnych mankamentów gospodarki centralnie sterowanej, czy to w warunkach średniowiecznego merkantylizmu, czy współczesnego komunizmu, jest to, że intuicja, pomysł, który powstaje wśród mas nie ma tej siły przebicia potrzebnej do przekonania decydentów, by zmienili sposób zarządzania. Dygnitarze, bez względu na rodzaj systemu ekonomicznego czy politycznego, w jakim działają, mają swoistą tendencję do samozadowolenia, a częściej jeszcze do arogancji. Przekonanie ich o czymkolwiek nie jest łatwe, tym bardziej, gdy dotyczy spraw zupełnie nowych czy zmiany dotychczasowej rutyny działania. Największą zaletą systemu wolnorynkowego jest to, że nie potrzeba w nim nikogo do niczego przekonywać. Załatwia to za nas konkurencja, która jest najlepszym testem na to, kto lepszy.
Wyobraźmy sobie system, w którym J.C. Penney musiałby słownie przekonać zarząd Searsa czy Montgomery'ego Warda, żeby zaczęły się rozwijać i żeby prócz sprzedaż wysyłkowej, budowały stacjonarne domy towarowe. Usłyszałby pewnie: „Kimże jest ten facet, Penney! To doprawdy arogant! Ten sklepikarzyna od siedmiu boleści ośmiela się nam, największym handlowcom świata, doradzać, w jaki sposób prowadzić biznes?"
Dzięki istnieniu gospodarki rynkowej Penney nie musiał nikogo przekonywać do niczego. Wystarczyło, że potrafił dostarczyć konsumentom ten sam towar, co konkurencja, tyle że taniej. Sukces Penney'ego w połączeniu z deficytem w kasie przekonały Searsa oraz Montgomery'ego Warda, że jedyna droga do odzyskania prymatu i zarazem poprawy bilansu handlowego wiedzie poprzez kopiowanie tego, co ten pierwszy uczynił. Tych, którzy ośmielają się mówić ludziom to, czego ci słuchać nie chcą, czeka los Roberta Wooda – czyli natychmiastowe zwolnienie z pracy. Wiele lat później, już po II wojnie światowej, los Wooda podzielił niejaki Sewell Avery, jeden z menedżerów sieci Montgomery Ward, który odważył się sugerować kierownictwu firmy, że powinna zacząć stawiać swoje sklepy na terenach podmiejskich centrów handlowych.
Wiele zjawisk czy mechanizmów gospodarczych, traktowanych dzisiaj jako coś absolutnie naturalnego, musiało sobie torować drogę poprzez silny opór establishmentu, a zostały wdrożone tylko dzięki sile wolnego rynku. Nawet karty kredytowe, pomysł zdawałoby się tak uniwersalny, tak szeroko dzisiaj stosowany, spotykały się niegdyś z zaciekłym oporem przeciwników. Po pojawieniu się w latach 1960. kart kredytowych Mastercard oraz Bankamericard, dwaj czołowi detaliści nowojorscy, sklepy Macy oraz Bloomingdale, oświadczyli zgodnie, że nie mają najmniejszego zamiaru honorować „plastików", pomimo iż tylko w rejonie wielkiego Nowego Jorku liczba posiadaczy kart kredytowych szła już w miliony. Zmusił ich do tego – a potem do wypuszczenia własnych kart – sukces małych firm handlowych, które chętnie z wynalazku kart kredytowych korzystały.
Jednakże to nie sukcesy czy porażki poszczególnych firm czy przedsięwzięć są tu najważniejsze, tym co się liczy naprawdę jest fakt, że wiedza, doświadczenie i intuicja – pomimo ślepoty i tępego oporu establishmentu – ostatecznie zwyciężyły. Zważywszy, że wiedza czy intuicja należą zwykle do dóbr znajdujących się w niedoborze, gospodarka, traktująca je jako coś wyjątkowego, to gospodarka, której zaletą jest tworzenie coraz wyższego standardu życia całej populacji. Społeczności, w których istotne decyzje podejmowane są przez przedstawicieli dziedzicznej arystokracji, członków junty wojskowej czy elity partyjnej, to społeczności, które odrzuciły gros wiedzy, intuicji oraz talentów większości swoich obywateli.
Przeciwstawmy je systemowi społecznemu, w którym możliwe było, aby wiejski chłopiec, zmierzający do Detroit w poszukiwaniu pracy, pokonując pieszo kilkanaście kilometrów dziennie, stworzył w końcu firmę znaną później jako Ford Motor Company, zmieniając równocześnie oblicze Ameryki i umożliwiając masom posiadanie samochodu; systemowi, w którym dwóch mechaników zajmujących się reperowaniem rowerów potrafiło zbudować przedsiębiorstwo, które stało się w przyszłości filarem przemysłu lotniczego. Nic nie jest w stanie powstrzymać rewolucyjnych pomysłów, ani słabe pochodzenie, ani luki w formalnej edukacji czy nawet brak pieniędzy, ponieważ zawsze znajdą sobie one kogoś, kto zaryzykuje i – w oczekiwaniu sowitej nagrody – wyłoży środki na ich realizację. Społeczeństwo, które potrafiwyzyskać wszystkie możliwe talenty wszystkich swoich członków, ma przewagę nad społeczeństwem, w którym mogą się wybić jedynie nieliczni uprzywilejowani.
Żaden system ekonomiczny nie może istnieć wyłącznie w oparciu o nieomylność swoich obecnych przywódców. W systemie opartym na wolnej konkurencji oraz grze cenowej takiego problemu w ogóle nie ma. Wystarczy, że dotychczasowi liderzy nie są w stanie zapobiec stratom, że rozwścieczą akcjonariuszy, albo że pojawi się inwestor z zewnątrz, który firmę wykupi czy wreszcie – w obliczu wyroku sądu upadłościowego – zmianie ulegnie dotychczasowy sposób kierowania, albo liderzy zostaną wymienieni na lepszych. Dlatego dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że gospodarka kierowana przez królów czy komisarzy ludowych osiąga rezultaty daleko odbiegające od tego, co potrafizdziałać gospodarka kapitalistyczna.
KOORDYNACJA LUDZKIEJ NIEWIEDZY
W czasach średniowiecznych, kiedy wszystko, od miecza poczynając, na pługu kończąc, produkowali na bezpośrednie zamówienie klientów rzemieślnicy, nie było problemu z tym, co kto od kogo chciał. Jednakże sytuacja we współczesnej gospodarce – czy to kapitalistycznej czy socjalistycznej – jest zupełnie inna. Dzisiejsze domy towarowe czy hipermarkety oferują na sprzedaż takie bogactwo produktów, że właściwie nie wiadomo, kto je kupi, i ile ich kupi. Dealerzy samochodowi, księgarze, kwiaciarze i inne biznesy posiadają na składzie towary na sprzedaż, brak im jednak wiedzy o tym, czego akurat będą chcieli ich konsumenci. W gospodarce kapitalistycznej chybione przewidywania prowadzić mogą do przymusowej wyprzedaży lub nawet bankructwa.
Stopień wiedzy czy niewiedzy, zarówno w gospodarce kapitalistycznej, jak i socjalistycznej, jest taki sam, różne są jednak sposoby radzenia sobie z nimi. Problem nie polega wyłącznie na ogólnym braku wiedzy, lecz także na tym, że wiedza ta jest rozczłonkowana na niezliczoną ilość drobnych elementów, które składają się na nikomu nieznaną całość.
Wyobraźmy sobie, przed jakimi trudnościami staje zlokalizowana w Teksasie firma naftowa, gdy przyjdzie jej przewidzieć, ile benzyny, i w jakim gatunku, potrzebować będzie stacja benzynowa działająca na rogu ulic Market i Castro w San Francisco. Nie chodzi tylko o to, ile będzie tej benzyny potrzebować teraz, ale także jak to zapotrzebowanie rozłoży się w czasie, w zależności np. od pory roku. Firma ta staje przed podobnym dylematem w odniesieniu do tysięcy innych stacji benzynowych, które obsługuje. Ludzie, zajmujący się prowadzeniem tych stacji i obsługą korzystających z nich klientów wiedzą znacznie lepiej, niż wie centrala firmy w Teksasie, czego, w jakim gatunku i ile klienci będą potrzebować.
Zróżnicowanie СКАЧАТЬ