Niespokojny płomień. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojny płomień - Louis de Wohl страница 11

Название: Niespokojny płomień

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0653-1

isbn:

СКАЧАТЬ dopuści do tego. Dlaczego to zdarza się właśnie jemu? Nikczemnie, tchórzliwie zaczęły się w nim lęgnąć myśli o ucieczce, o wyparciu się, nawet o oskarżeniu jej o stosunki z innym mężczyzną. Walczył z nimi, odganiał je od siebie, zmuszał do milczenia.

      Potem duma wróciła. Ojciec nie żył – ale teraz jego syn miał zostać ojcem. Przypomniał sobie głos, którego już nigdy więcej nie usłyszy: „Bez trudu możesz teraz mieć wnuka”, „Byłem niewiele starszy od Augustyna, kiedy począłem swoje pierwsze dziecko...”.

      No właśnie, ojcze, no właśnie.

      Nagle ogarnęło go szalone pożądanie tej kobiety. Wstał, unosząc ją ze sobą i popatrzył pożądliwie w jej twarz. Trwała w jego ramionach całkiem bezwładna, a jej uniesiona w górę twarz była odprężona i uśmiechnięta. Miała zamknięte oczy.

      Ale nie pocałował jej. Coś w nim cofało się przed dziwną tajemnicą jej ciała.

      – Muszę teraz wyjść – powiedział ostro. Kiedy jej twarz spochmurniała, poklepał ją po ramieniu. – Jestem bardzo zadowolony – zapewnił ochryple.

      Potem oderwał się od niej i wyszedł z pokoju i z domu.

      Jak najdalej. Jak najdalej od tej kobiety, od wszystkich kobiet, od całego rodzaju żeńskiego.

      Ileż uroku kryje się w życiu żołnierza, twardego i nieokrzesanego, pobrzękującego zbroją, prymitywnego, ale wolnego od trosk i skrupułów innych mężczyzn.

      Uśmiechy i pocałunki, i stęsknione ramiona, poduszki i łoża, i słodkie uczucia – i łańcuchy. Do hadesu z kobietami.

      Nie miał pojęcia, jak to się skończy. Nie wiedział jak rozwiązać ten problem. Gniewało go, że cała lotność jego umysłu wcale mu w tym nie pomaga.

      Szedł szybko ulicami w kierunku Byrsy, początkowo instynktownie, potem już świadomie i nie zwalniając kroku. Dom przy ulicy bankierów, ten z którego właśnie uciekł, należał do kupca Proklusa. A jego willa była kwaterą Wywrotowców. Tam zwykle się spotykali przed wyruszeniem na dzikie wyprawy. Chytry kupiec dobrze wiedział, co robi. Ponieważ ich gościł, nigdy nie sprawiali mu kłopotów, jak innym, a ponieważ wielu młodzieńców pochodziło z bogatych i wpływowych rodzin, zyskiwał wiele cennych znajomości, które mogły mu się na dłuższą metę bardzo opłacić.

      Spryt, chytrość, przebiegłość – to właśnie sprawia, że człowiek wykorzystuje okazje, a nawet więcej, sam je stwarza.

      Przyjaźń z właściwymi ludźmi to niezwykle ważna sprawa.

      Poznał w szkole kilku studentów, którzy należeli do Wywrotowców. Coś w ich totalnym cynizmie równocześnie pociągało go i odpychało.

      Natomiast oni go lubili – cokolwiek oznaczało dla nich to słowo – i nieraz zapraszali go do swojej siedziby.

      Jego przyjaciele o tym nie wiedzieli. Nie było sensu im o tym mówić, póki sam nie zdecyduje czy zamierza przyłączyć się do Wywrotowców. A może nie powie im nawet wtedy, kiedy się przyłączy? Niektórzy członkowie Wywrotowców wkładali maski, kiedy ruszali na swoje wypady.

      Nagle poczuł, że chciałby, żeby taki wypad odbył się dzisiaj i żeby go ze sobą zabrali. Nigdy wcześniej nie brał udziału w ich akcjach, ale dziś by wziął.

      Był zły i zdenerwowany, i marzył, żeby coś zniszczyć.

Kolo.psd

      Przyjęli Augustyna z otwartymi ramionami. Proklus oddał im do dyspozycji całe skrzydło swej willi, mieli tu własną jadalnię, a on dostarczał im jedzenia i niewolników do posług. Wielu członków bractwa było pijanych, ale duża część nauczyła się obchodzić z winem, więc ich mowa była całkiem zrozumiała.

      Nie było ani jednej kobiety – nie tutaj, w siedzibie bractwa – a wypełniający salę ostry zapach brutalnej, prymitywnej męskości przyniósł mu radość. Napił się ciężkiego falerna, które postawił przed nim niewolnik i z ponurym rozbawieniem słuchał opowieści o szkodach, jakie uczyniono ludziom wpisanym w czarne księgi bractwa.

      Mniej zabawny był sposób, w jaki traktowano dwóch młodych ludzi, którzy wstąpili do bractwa, ale nie przeszli jeszcze inicjacji. Mówiono o nich „męty” i żartowano z nich okrutnie, coraz okrutniej w miarę upływu wieczoru.

      Kiedy dwaj zdenerwowani młodzieńcy tańczyli na stole namaszczony taniec kapłanek Tanit to było nawet zabawne. Ale kiedy zaczęto ich bić skórzanymi pasami za każdym razem, kiedy coś przewrócili, kiedy zmuszano ich by tańczyli coraz szybciej, żeby przewracali więcej dzbanów i waz, a wtedy bito ich znowu i kiedy obrzucano ich najgorszymi obelgami, zabawnie być przestało. Jeden chłopak zemdlał, a wtedy chluśnięto mu w twarz winem, żeby się ocknął. Drugi zaczął płakać, a wszyscy zaczęli pokładać się ze śmiechu.

      – Podoba ci się? – spytał Augustyna blady student o dziwnie błyszczących, zbyt blisko siebie osadzonych oczach.

      – Szczerze mówiąc, nie – odparł Augustyn. – Kiedy chcę pokonać człowieka, pokonuję jego umysł, a nie cia­ło i...

      – Nikt nie może zostać Wywrotowcem, póki się go nie wywróci na drugą stronę – roześmiał się student. – Ten okres nie trwa długo, a potem będą się w dwójnasób cieszyć z cierpień innych. Wstąpiłeś już do nas, Augustynie?

      – Nie.

      – Już czas. Widujemy cię tutaj całkiem często. Nie obawiasz się chyba inicjacji?

      Twarz Augustyna poczerwieniała.

      – Nie obawiam się niczego, a już na pewno nie tego, co się nigdy nie stanie.

      Rozmówca zbliżył twarz do jego twarzy, zionąc winem.

      – Dumnie prawisz, mój chłopcze. Lepiej wstąp do nas niedługo. W naszych czarnych księgach jest jeszcze wiele wolnych stronic.

      Ale właśnie w tej chwili nieszczęsny młodzian, którego ocucono winem, podjął taniec, co odwróciło uwagę studenta. Augustyn wyślizgnął się stamtąd po cichu.

      Noc pełna była drwiących gwiazd.

      Czuł wstyd, a równocześnie był zadowolony, że nie potrafi całym sercem przyłączyć się do tych ludzi. Kiedy wyśmiewali pompatyczną dumę i puste tradycje, zgadzał się z nimi w pełni. Ale ich złośliwości były takie dziecinne i nudne. To byli mali ludzie. Cóż takiego w końcu zniszczyli, ci Wywrotowcy? Cała brzydota pozostała, a nawet wzmogła się po ich dziele.

      Krytyka i niszczenie nie wystarczą.

      Ci ludzie byli dobrzy tylko na trochę, kiedy miał na to nastrój, nie na całe życie.

      Przyszedł mu do głowy dziwny pomysł. Może oni są tylko częścią jego własnego nastroju, tego samego, który kazał mu ogołocić z gruszek drzewo Glabriosa? Nie był to szczególnie udany pomysł.

      Nie, ci ludzie nie byli warci zachodu. Występowali przeciwko autorytetom, ale dlatego, że nie byli ich СКАЧАТЬ