Niespokojny płomień. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojny płomień - Louis de Wohl страница 14

Название: Niespokojny płomień

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0653-1

isbn:

СКАЧАТЬ rytuale Świętej Dziewicy, Opiekunki Kartaginy, Tanit Przedwiecznej, Splatającej Zaklęcia, Właścicielki Pasa Wdzięku, tej, którą Rzymianie nazywali Wenus, a Grecy Afrodytą, ale która czczona była z największym oddaniem w Kartaginie, swym własnym królestwie.

      Ogromne sanktuarium bogini zajmowało całe dwa i pół kilometra kwadratowego. Jej posąg, zwykle ukryty w świątyni, umieszczono na wysokim postumencie z marmuru i pokryto ozdobami ze złota i drogich kamieni.

      Dziś kapłanki odprawiały rytuał na zewnątrz. Bogini łaskawie udzielała nauk swym wyznawcom.

      Nauki były szczegółowe. Niczego nie pozostawiono wyobraźni.

      – Chrześcijanie nazywają ją bezbożną dziewicą, a jej wyznawców biednymi, ciemnymi poganami – stwierdził nieznajomy. – Z kolei wyznawcy Tanit nazywają chrześcijan prostakami i naiwniakami. Pod tym względem – i chyba tylko pod tym – obie strony mają rację.

      Musiał mówić niemal prosto w ucho Augustyna. Powietrze grzmiało od hałasu cymbałów i bębnów i szalonych okrzyków tancerek.

      Śmiałe i nieźle ujęte, pomyślał Augustyn. Nim zdołał wymyślić odpowiednią odpowiedź, nieznajomy ciągnął dalej.

      – Żadne z tych wyznań nie potrafi cię porwać, Augustynie.

      Wytrzeszczył oczy na nieznajomego.

      – Wiesz, kim jestem?

      Nieznajomy znów zachichotał.

      – Któż nie zna najlepszego ucznia najlepszej szkoły w mieście? – zapytał. – Nie doceniasz sam siebie.

      Augustyn zmierzył go ostrym spojrzeniem. Twarz nieznajomego pozostała bez wyrazu.

      – Ale ja nie wiem, kim ty...

      – Nazywam się Bahram – odparł nieznajomy grzecznie. Po czym bez słowa odwrócił się i z niezwykłą żwawością zaczął przepychać się przez tłum do wyjścia.

      Augustyn po raz ostatni rzucił okiem na wspaniałe widowisko przy posągu bogini. Potem on również odwrócił się i ruszył za nieznajomym. Nie było to aż takie trudne, jak się spodziewał. Każdy z radością wykorzystywał te kilka centymetrów przestrzeni, jakie za sobą zostawiał. Widział jak łysa głowa nieznajomego podskakuje nad morzem twarzy – ona jedna nie miała rysów, więc nie tracił jej z oczu.

      Mimo to wydostanie się z tłumu zajęło im niemal kwadrans.

      – Wybacz mi, panie...

      Bahram odwrócił się. Uśmiechnął się miło.

      – Skoro nazywam ich głupcami, to czemu stałem wśród nich? – zapytał.

      Augustyn kiwnął głową.

      – Zastanawiałem się nad tym. Nad tym i jeszcze nad czymś.

      – A skoro zgadzam się z chrześcijanami, że czciciele Tanit to biedni, ciemni poganie, a z wyznawcami Tanit, że chrześcijanie to prostaki i naiwniaki – w co ja sam wierzę?

      – Dokładnie – Augustyn aż zaczerwienił się z podniecenia.

      – Na twoje pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta. Stałem tam, ponieważ szedłem za tobą.

      – Za mną!

      – Chciałem zawrzeć z tobą znajomość. I zawarłem.

      – Ale potem natychmiast odszedłeś. Gdybym za tobą nie poszedł...

      – Nigdy więcej byś mnie nie zobaczył. Nasze spotkanie nie miałoby sensu, chyba że chciałbyś poznać odpowiedź na swoje drugie pytanie. Jeśli rzeczywiście poszukujesz prawdy, musiałeś za mną pójść. I tak uczyniłeś.

      Augustyn zrobił wielki wysiłek, by otrząsnąć się z tego dziwnego uczucia bezsilności, jakie go ogarnęło.

      – Bardzo dobrze. A zatem, jak brzmi odpowiedź na moje drugie pytanie?

      Bahram znów się uśmiechnął.

      – Nie sposób objaśnić nieba i ziemi w kilku zdaniach, mój przyjacielu. To nie są sprawy proste. Ale pozwól, że zadam ci najpierw kilka pytań. Jeśli, jak wierzą chrześcijanie, istnieje dobry Bóg – Stwórca wszystkich rzeczy, widzialnych i niewidzialnych – jak wyjaśnisz istnienie zła?

      – Nie potrafię tego wyjaśnić. Często się nad tym zastanawiałem.

      – Żaden chrześcijanin nie potrafi. To jedna z wielu sprzeczności, jakie tkwią w ich nauce. Nie mogą zaprzeczyć istnieniu zła, a jednak upierają się, że ich trzej bogowie, którzy są jednością, że ta ich trójca jest dobra – jest doskonała. Ale przecież to, co doskonałe, nie może stworzyć rzeczy niedoskonałych, a to, co jest dobre, nie może stworzyć zła.

      – Logiczne – przyznał Augustyn.

      Teraz szli razem.

      – Onieśmielają nas rzeczy, które w dzieciństwie kazano nam uważać za święte – ciągnął Bahram. – Pierwszym znakiem prawdziwej dojrzałości jest moment, kiedy potrafimy spojrzeć na nie krytycznie, szukać na nie dowodów i wedle nich formować nasz osąd. Wielu ludzi oczywiście nigdy nie dorasta, a większość po prostu śpi. Ich stan duchowy przypomina dzieci. Mają pewną niejasną ideę boskości, powtarzają wyuczone modlitwy i mają nadzieję, że będzie dobrze. Ale w takich ludziach nie ma nic, co predestynowałoby ich do nieśmiertelności. A dzięki prymitywnym błędom Kościołów – zarówno katolickiego, jak i ariańskiego, czy donatystów, nie wspominając już o wyznawcach Tanit, Jowisza czy innych bóstw olimpijskich wymyślonych przez człowieka – nigdy nie osiągną wyższego stanu świadomości. Fakt godny ubolewania – a przecież fakt.

      – Ale lekarstwo – powiedział Augustyn z napięciem. – Musi istnieć lekarstwo.

      – Istnieje. Ale nie mogę budować, póki twój umysł pełen jest fałszywych obrazów. Muszę najpierw wytrzebić chwasty, nim zacznę siać.

      – Mam wrażenie, że Chrystus powiedział coś podobnego – stwierdził Augustyn ostrożnie. – Jak... jak wyjaśnisz Jego? Nie tak dawno temu przyjaciel powiedział mi, że nie można pominąć Chrystusa.

      – Masz na myśli Chrystusa, czy Jezusa z Nazaretu?

      To pytanie było dla Augustyna takim wstrząsem, że zatrzymał się jak wryty. Jednak Bahram szedł spokojnie dalej, więc musiał uczynić trzy lub cztery pospieszne kroki, żeby znów się z nim zrównać.

      – Chrystusa czy Jezusa? – spytał bez tchu. – Ale czy to nie ta sama osoba?

      – To dwa zupełnie odmienne byty – odparł Bahram łagodnie. – Chrystus był – jest – wysoko postawionym duchem zesłanym przez Ducha Światła, który ulitował się nad niedolą ludzi. Jest Światłem uwięzionym w materii i to, co dzieje się z materią, dzieje się również z nim. Dlatego zawsze rodzi się i cierpi i umiera. Musimy pracować nad tym, by uwolnić go z materii, a niektórzy z nas zajmują się tym bez СКАЧАТЬ