Niespokojny płomień. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojny płomień - Louis de Wohl страница 15

Название: Niespokojny płomień

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0653-1

isbn:

СКАЧАТЬ wirowały w głowie Augustyna. Nim zebrał siły, Bahram mówił dalej, nadal bardzo łagodnie, cicho, ale z ogromną pewnością siebie.

      – Przywykłeś szukać Chrystusa tam, gdzie go nie ma: w osobie biednego żydowskiego stolarza. Nauczysz się szukać go tam, gdzie jest: w wysokich sferach ducha – choć nadal jest uwięziony w materii, nawet w jej najskromniejszych formach. Elementy Światła znajdują się w jedzeniu – oczywiście nie w surowym mięsie, które jest specjalną bronią sił Królestwa Ciemności – ale w owocach – w ziemskim królestwie roślin. O tym wszystkim dowiesz się jednak później.

      Augustyn zdołał przyjść nieco do siebie.

      – Dowody – powiedział gwałtownie. – To nowe królestwo. Fascynujące królestwo. Ale jakie są dowody? Nawet jeśli jesteś w stanie dowieść, że chrześcijaństwo jakiego naucza Kościół – czy kościoły jak wolisz – jest złe, jak dowiedziesz, że ty masz rację?

      – W najlepszy z możliwych sposobów – odparł Bahram spokojnie. – Dowiodę ci, że chrześcijaństwo jest złe dowodząc, że jego założenia nie przystają do faktów, i dowiodę ci, że mam rację wykazując, że moje założenia do nich przystają. Innymi słowy, chrześcijaństwo nie potrafi wyjaśnić wszechświata. Ja potrafię. Ale nie sądź, że mówię to jedynie w swoim imieniu. Jestem jednym z wybranych – ale jedynie pokornym człowiekiem, a nie prorokiem.

      – Są zatem prorocy?

      – Ależ oczywiście. To poprzez nich działają Duchy Światła. Było ich wielu, ale ostatnim i największym z nich był Mani.

      – Mani, ten perski mistyk? Chyba został zamordowany przez króla Persji, prawda?

      – Tak, ukrzyżowany. A król nosił imię Bahram. Wybrałem je dla siebie, aby wiodąc dobre życie odpokutować winy z nim związane.

      – Odpokutować – zawahał się Augustyn. – Czyli wierzysz w winę i pokutę za winy jak chrześcijanie?

      Starszy mężczyzna uśmiechnął się.

      – Wiem o czym myślisz. Idea winy w jej formie chrześcijańskiej jest odrażająca i pełna błędów. Chrześcijanie uważają, że ich natura została zepsuta poprzez akt buntu, jakiego dopuścili się ich przodkowie. Wiedzą, że własnymi siłami nic nie mogą uczynić. Jezus im to powiedział, prawda? A jednak przez cały czas winią siebie za swe grzechy i trwają w posępności. My natomiast wiemy, że nie każdemu dane jest przeżyć doskonałe życie, że dane jest to jedynie wybranym. Wszyscy inni powinni oczywiście starać się żyć cnotliwie, jednak wiemy, że nie mogą być doskonali. Jeśli upadają, nie jest to ich własna wina. Nie są za to – osobiście – odpowiedzialni. To wina Królestwa Ciemności, które się w nich kryje.

      – Nie są odpowiedzialni osobiście – powtórzył Augustyn. Odetchnął głęboko. – Ale Bóg...

      – Bóg, mój przyjacielu, nie jest, jak wierzą chrześcijanie, osobą. Zresztą i oni czuli, że nie można stosować tych samych kryteriów do Boga i do człowieka, ale jedyne wyjście jakie znaleźli jest niezwykle dziecinne. Ponieważ Bóg musi być czymś więcej niż człowiek, po prostu pomnożyli go przez trzy. Cóż za absurd! Wyobraź to sobie w ten sposób: twierdzę, że boski koń musi być czymś więcej niż zwykły koń – a zatem są to trzy konie!

      Niepewny uśmiech przemknął przez wargi młodzieńca.

      – Ale kim – lub czym – jest Bóg?

      – Nim ci to powiem, zapytaj siebie. Czy naprawdę potrafisz uwierzyć w osobowego boga? Czy twój bóg ma zęby? Paznokcie? Włosy? Na początku, mój Augustynie, były dwie zasady: Światło i Dobro oraz Ciemność i Zło. A człowiek musi podjąć decyzję, za którą z nich podąży. Dobro i Zło są wieczne – żadne z nich nie może istnieć bez drugiego.

      – Więcej – powiedział Augustyn, a oczy mu błyszczały. – Opowiedz mi więcej, Bahramie.

      – Oto mój dom – odparł wybrany. – Wejdź, Augustynie. Witam cię tu w imię Światła i Prawdy.

      Rozdział dziesiąty

Kolo.psd

      – Gdzie jest Augustyn? – zapytał Honoratus wchodząc do jadalni.

      Alipiusz przełknął kęs melona nim odpowiedział.

      – W pracowni. Nie chodź tam, jest z nim Bahram. Nie chce, żeby ktoś im przeszkadzał prócz Harmodiusza.

      – Sam wybrany! To może potrwać. Zostało dla mnie coś do jedzenia? Gdzie jest Melania?

      – Na górze. Tam też nie chodź. Lepiej usiądź, choć obawiam się, że niewiele mogę ci zaproponować...

      – Widzę, że moje ruchy w tym domu są niemal tak ograniczone jak twój posiłek. Melony, figi, warzywa... Czy tylko to jadasz?

      – Mniej więcej. Nie, nie ruszaj tego, Honoratusie, nie mogę ci dać owoców. Są święte. Ale możesz zjeść ciasto.

      – Dziękuję. Ale dlaczego uważasz, że owoce są święte? Przecież sam je jesz?

      – To co innego. Zostałem przyjęty. To była prawdziwa uroczystość. Jestem – jak ci to wytłumaczyć? – jestem w pewnym sensie uświęcony, ponieważ zostałem przyjęty. Kiedy jem owoce, modlę się. A kiedy się modlę podczas jedzenia owocu, uwalniają się z niego cząsteczki Światła, a to liczy się najbardziej. Nie mogę ci oczywiście zabronić kupowania melonów czy fig na targu i zjadania ich – ale nie wolno mi cię nimi częstować.

      – Możesz sobie zatrzymać owoce – stwierdził Honoratus sucho. – Wolałbym, żebyś mnie poczęstował soczystym mięsem i jajkami.

      – W tym domu ich nie znajdziesz – burknął Alipiusz żując kęs. – Wszyscy zostaliśmy przyjęci – oprócz Melanii.

      – A co się jej stało? Dlaczego nie mogę iść na górę przywitać się z nią?

      – Z nikim nie rozmawia.

      – Alipiuszu, co jej się stało?

      – Cierpi. Jej bóg – Augustyn, rzecz jasna – porzucił ją. Wygłosił jej wykład o Manim.

      – I?

      – Wspaniały wykład. Trwał dwie i pół godziny. A Melania siedziała i wpatrywała się w niego tymi wielkimi czarnymi oczami, a potem...

      – Przerwała mu? On tego nie znosi.

      – Nie, nie. Ale kiedy skończył – był dość wyczerpany – uśmiechnęła się do niego i powiedziała: „Uwielbiam jak mówisz – nigdy nie jesteś równie przystojny jak wtedy, gdy przemawiasz”.

      – Biedna Melania.

      – Napadł na nią. Nigdy nie widziałem go tak wściekłego. Stracił przez nią dwie i pół godziny! No cóż, przekonał się na własnej skórze jak prawdziwe są nauki Maniego: СКАЧАТЬ