Название: Niespokojny płomień
Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 978-83-257-0653-1
isbn:
– Wybacz nam, ale jeszcze ich nie znasz, Augustynie. Kiedy ktoś do nich wstępuje, przez długi czas nie uczynią go swym przywódcą, każą mu za to przechodzić przez cały szereg upokarzających obrzędów inicjacyjnych. Musi jeść ziemię, godzinami chodzić na czworakach i szczekać jak pies, a oni wyprowadzają go tak nawet na ulice. Weźmy choćby Nubilia. Oprowadzali go po ulicach zaszytego w lamparcią skórę i musiał ugryźć w nogę siedmiu ludzi nim mu pozwolili wrócić do ludzkiej postaci.
– Niezły pomysł – stwierdził Augustyn, ale coś w jego głosie kazało Alipiuszowi przypuszczać, że postanowił nie wstępować do Wywrotowców. Zresztą zaraz zmienił temat.
– Czy to prawda, że Hiereusz jest w łaskach Bereniki?
– Przynajmniej ona puszcza takie plotki – roześmiał się Honoratus. – Ale ma wielką konkurencję. Obecnie modnie jest mieć romans z Hiereuszem. W końcu jest to najbardziej wykwintny młodzieniec w mieście, co do stroju, manier, erudycji i tak dalej. A ona trzyma w odwodzie gladiatora. Intelektualiści nie zawsze są najlepszymi kochankami.
– Nieprawda – zaprzeczył Augustyn gorąco. Potem wzruszył ramionami. – Właśnie mi się przypomniało, że się umówiłem i chciałbym dotrzymać słowa.
Wstał, a Alipiusz razem z nim, płacąc za posiłek. Wyszli. Dwaj nowi znajomi zostali na miejscu, pod wrażeniem tak wielkim, jak chciał Augustyn.
– Wszyscy mogliby sądzić, że jesteś urodzonym Kartagińczykiem – stwierdził Alipiusz z podziwem.
Augustyn uśmiechnął się pobłażliwie.
– Rób po prostu to, co inni, tylko zawsze ciut lepiej – poradził. – Wierz mi, to podstawowa zasada.
– A... jesteś umówiony?
– Ależ oczywiście. To niedaleko stąd. Zobaczysz.
Alipiusz zaczął się zastanawiać, dlaczego Augustyn nie każe mu odejść. Jeśli miał spotkanie z kobietą, na pewno wolałby z nią być sam na sam.
Zaczął się dziwić jeszcze bardziej, kiedy Augustyn zaprowadził go do pobliskiej bazyliki.
– Augustynie, czy ty masz spotkanie z Bogiem chrześcijan? Z Chrystusem?
Augustyn zaczął się śmiać.
– Ależ z ciebie osioł, Alipiuszu! – Potem zmarszczył brwi. – Coś takiego mogłaby powiedzieć moja matka. Lepiej nie wymieniaj tego imienia.
Energicznie wszedł na schody, a Alipiusz ruszył za nim w ponurym milczeniu. Chyba rozumiał o co chodzi. Augustyn na pewno wiele razy widział, jak jego matka się modli, a było w tym przecież coś nawiedzonego. Pamiętał jej zaciętą twarz, srebrzystą w świetle księżyca.
Bazylika była niemal pusta. O tej porze nie odbywało się tu nabożeństwo. Augustyn rozejrzał się bystro, ale najwyraźniej nie znalazł tego, czego szukał.
– Lepiej idź tam, na drugą stronę, i zaczekaj – polecił.
Alipiusz usłuchał, a Augustyn oparł się o jedną z wielkich kolumn, wpatrzony w wejście. Ani razu nie spojrzał na ołtarz, choć ten wpatrywał się w niego nieruchomym okiem pojedynczej, zwisającej z sufitu, lampy. Alipiusz miał wrażenie, że to oko patrzy i na niego. Zupełnie, jakby zakłócił spokój tego miejsca za pomocą swojej religii. Nie powinno nas tu być, pomyślał.
Oczy Augustyna rozbłysły. Alipiusz obejrzał się na wejście i zobaczył, że do bazyliki wchodzą dwie kobiety. Miały zakryte głowy – ktoś mu kiedyś powiedział, że u chrześcijan panuje taki zwyczaj albo prawo, ustanowione przez człowieka o imieniu Paweł – więc nie widział ich twarzy. Jedna była dość tęga, druga smukła, a kiedy mijały Augustyna, zauważył, że ta smukła dotknęła jego ręki albo coś mu dała – oczywiście list albo wiadomość. Potem obie kobiety uklękły przed ołtarzem i modliły się albo udawały, że to robią.
Wiadomość. Augustyn rozwinął ją i przeczytał, uśmiechając się, wyraźnie zachwycony. Nie ruszył się z miejsca. Poczekał, aż obie kobiety zakończą modlitwę – co nie potrwało długo – a kiedy znów go mijały, niemal niedostrzegalnie skinął młodszej głową.
Teraz Alipiusz dostrzegł jej twarz. Dziewczyna była dość ładna, choć bardzo prosto odziana. Augustyn poczekał aż obie wyjdą z bazyliki, po czym ruszył powoli do wyjścia, a Alipiusz za nim.
– Widziałeś ją? – szepnął, wyraźnie podekscytowany. – Jesteśmy w sobie zakochani już od tygodnia, ale trudno nam się spotykać. Dobrze jej pilnują, jej rodzina jest bardzo wpływowa. Jeszcze nie ma piętnastu lat i nie pozwalają jej nosić klejnotów. Zauważyłeś jej oczy? Napisałem o nich wiersz.
Mówił o niej dalej, kiedy wyszli z bazyliki na słońce, tłumy i hałas. Choć nie skończyła jeszcze piętnastu lat, najwyraźniej na wiele sposobów zdobyła doświadczenie.
– Ty też, prędzej czy później, będziesz musiał mieć dziewczynę – zakończył klepiąc przyjaciela po ramieniu. – Wszyscy je mają. Niedobrze jest postępować inaczej niż cały świat. Pierwsze, czego się nauczyłem w Kartaginie, to zasada rób to samo, co inni. A zaraz potem – rób to lepiej niż inni.
– Ja zacznę od wpisania się na listę studentów – zdecydował Alipiusz. – Pójdę tam teraz.
Pół godziny później stanął przed łysym, szczupłym mężczyzną o długim, wścibskim nosie, który wypytał go o studia, jakie chciałby tu odbyć. Następnie wdali się obaj w długi i ożywiony spór o to, czy wystarczy, by pobierał tylko lekcje retoryki, gramatyki, dialektyki i geometrii, czy też powinien uczyć się również muzyki, która zdaniem łysego stanowiła podstawę wykształcenia dla każdego młodego człowieka, który zamierza zdobyć w życiu jakieś ważne stanowisko. Przemawiał bardzo przekonywująco i w końcu Alipiusz zgodził się włączyć muzykę do swego curriculum. Następnego dnia odkrył, że łysy naucza muzyki, a każdy nowy uczeń oznacza dla niego więcej pieniędzy w sakiewce. Doszedł jednak do wniosku, że całe zdarzenie było użyteczną lekcją i nie żałował swej decyzji, szczególnie, że nauczyciel wyglądał, jakby bardzo były mu potrzebne pieniądze. Zresztą okazało się, że Augustyn również pobiera te lekcje, więc nie mogły być zupełnie bezużyteczne. I rzeczywiście nie były. Miał nadejść taki dzień, kiedy z wdzięcznością pomyślał o łysym nauczycielu, który tak bardzo potrzebował kilku groszy, że przez dwie godziny starał się go zainteresować muzyką.
W ciągu następnych dni nie widywał Augustyna często, głównie dlatego, że własne studia zaabsorbowały go tak bardzo, iż po prostu nie miał czasu go szukać. Kiedy kończył zajęcia musiał iść coś zjeść, a potem ruszać na ulicę złotników, która znajdowała się dość daleko od szkoły.
Pewnego dnia po powrocie do domu stwierdził, że Juba ma w sklepie klientów: pucołowatego mężczyznę o tłustej, oliwkowej cerze i młodą kobietę. Mężczyzna targował się o bransoletę i parę kolczyków i skarżył się głośno, że Juba chce więcej za swoje wyroby ze srebra, niż inni za czyste złoto. Juba wzywał na świadka Tanit, boginię wszystkiego, co piękne, że СКАЧАТЬ