Niespokojny płomień. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojny płomień - Louis de Wohl страница 6

Название: Niespokojny płomień

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0653-1

isbn:

СКАЧАТЬ kiedy oni byli jeszcze żałosnymi barbarzyńcami. Byliśmy międzynarodową potęgą, kiedy ta banda wieśniaków wyznawała żałośnie prowincjonalne poglądy. Ale coś osiągnęli. Zniszczyli nas sześćset lat temu – ale pomogli nam się odbudować. Potrafią wyciągać ze wszystkich narodów to, co w nich najlepsze i oddawać to na swoje usługi. Można się od nich wiele nauczyć, nawet teraz.

      Strażnicy przed pałacem nosili charakterystyczne rzymskie zbroje, ale byli ogromnego wzrostu, a włosy mieli czerwone, albo żółte.

      – Goci – wyjaśnił Augustyn. – Psy wojny do wynajęcia. Po co robić samemu coś, co mogą zrobić za ciebie inni? Każdy barbarzyńca na żołdzie Rzymian jest wart trzech rzymskich legionistów: to jeden sprzymierzeniec więcej – jeden wróg mniej – oraz potencjalne narzędzie zniszczenia wroga. Sprytny plan. Wpadł na niego stary Tyberiusz, a teraz uczynili z tego sztukę. Kiedy przyjechałeś?

      Alipiusz powiedział, że wczoraj i podzielił się pierwszymi wrażeniami.

      Augustyn był bardzo rozbawiony.

      – Nawet nie pomyślałeś o tym, żeby zdobyć plan miasta? Cóż za podejście do problemu! Chodźmy tą ulicą do portu. Musisz sobie kupić nowe stroje, Alipiuszu. Niedobrze pokazywać wszystkim, że pochodzisz z prowincji. Oszukają cię na dużo więcej, niż wynosi cena nowych szat.

      On sam, jak zauważył Alipiusz, ubierał się niesłychanie elegancko.

      Zeszli w dół, przecięli forum i ruszyli ulicą bankierów, po obu stronach której wznosiły się dwa ogromne posągi Marsjasza i Apulejusza oraz tłumu innych, mniej znanych sław. Ukryte za kolumnami sklepy pełne były towarów – wielu z nich nigdy nie widziano w Tagaście, a ułożono je w taki sposób, że przyciągały uwagę wszystkich przechodniów.

      W Tagaście wystawiało się towary na starą modłę, ale tutaj wystawa służyła innemu celowi. Kupcy traktowali swoje towary tak, jak niektóre kobiety traktują same siebie: „Patrz na mnie, jestem tego warta”.

      Dotarli nad brzeg morza, ale wody wcale nie było widać wśród lasu najrozmaitszych statków, od łodzi wiosłowych po triremy, załadowywanych, rozładowywanych, wpływających, wypływających, otoczonych chmarą robotników, których kolor skóry wahał się od czystej bieli po czerń węgla. Hałas był taki, że musieli do siebie krzyczeć.

      – Odwróć się! – krzyknął Augustyn.

      Alipiusz posłuchał i zobaczył coś takiego, że aż cofnął się gwałtownie i byłby wpadł do brudnej wody, gdyby Augustyn nie złapał go mocno za ramię.

      Do końca życia nie zapomniał tego widoku. Kartagina wznosiła się nad nim w całym swym majestacie – usypane przez ludzi wzgórza przykryte złoconymi dachami świątyń oraz akropol czy raczej Byrsa, jak go tu nazywano. Zdawała się przytłaczać nawet naturę, wyciskając z siebie, w niekończących się strumieniach, ludzi, zwierzęta i pojazdy.

      Ale naprawdę przeraziło go zupełnie coś innego. Tuż za nimi wznosiła się ściana, najwyższa, jaką widział w życiu, a do tej ściany przybite były potwory.

      Wyglądały zupełnie jak żywe, choć tak naprawdę była to tylko mozaika, ułożona z kamyków o wszelkich możliwych kształtach i kolorach.

      Był tam gigant bez głowy, wysoki na pięćdziesiąt stóp, z jednym okiem na środku piersi. Inny gigant miał tylko jedną stopę, ale ta była za to ogromna, tak wielka, że gdyby się położył, mógłby się pod nią cały schronić przed słońcem. Był też dziwaczny tytan bez ust, który jedzenie wciągał przez nos, a obok niego ryba, wielka jak okręt wojenny, połykała całe pęczki ludzi. Inne wizerunki znajdowały się zbyt daleko, by mógł się przyjrzeć ich przerażającym szczegółom. Przypominał sobie niejasno, że ojciec czytał mu o istnieniu takich stworzeń w Historii naturalnej Pliniusza, ale nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy je na własne oczy. Były tak okropne, że bez trudu mogły obrócić człowieka w kamień, jak Gorgona.

      – Piękne, prawda? – krzyknął do niego Augustyn.

      – Chodźmy stąd! – odkrzyknął Alipiusz.

      Ruszyli labiryntem ulic pod górę. Po pewnym czasie dotarli na rodzaj tarasu, z którego rozciągał się widok na port i tu po raz pierwszy Alipiusz ujrzał morze, spokojne i błękitne, i nieskończone, upstrzone ciemnymi kropkami statków.

      – Wiesz, gdzie stoisz? – zapytał Augustyn.

      – Nie, gdzie?

      – Tuż nad tym bezgłowym potworem.

      Alipiusz nie dał mu tej satysfakcji i nie pokazał po sobie, jak bardzo nieswojo się czuje, ale Augustyn pewnie i tak wiedział. Zdumiewające, jak on zdążył poznać to miasto po zaledwie dwóch tygodniach pobytu! Ruszyli skrótem z powrotem na forum, a stamtąd udali się do niewielkiej jadłodajni. Wiedząc, że przyjaciel nie ma zbyt wiele pieniędzy, Alipiusz zaprosił go na obiad, a Augustyn przyjął zaproszenie z wyraźną wdzięcznością. Zjedli pulsum i bardzo smaczne owoce morza, słodycze i owoce. Wino było dobrej jakości i nie uderzało zbyt mocno do głowy.

      Jadłodajnia najwyraźniej nastawiona była na studentów – wkrótce przyłączyli się do nich dwaj znajomi Augustyna, Honoratus i Nebrydiusz, dość mili młodzi ludzie. Zaczęli rozmawiać o Cyceronie, którego nikt nigdy nie czytał w Tagaście, a którego tutaj uważano za „bardzo eleganckiego” i „niezwykle wytwornego”, cokolwiek miałoby to znaczyć.

      Alipiusz czuł się dziwnie, widząc Augustyna pogrążonego w tak poważnej rozmowie. Nie mógł się powstrzymać od komentarza.

      – Co za zmiana. Mam wrażenie, że całe lata minęły od chwili, kiedy ogołociliśmy z gruszek drzewo Glabriuszy i robiliśmy ludziom inne kawały.

      Augustyn kopnął go pod stołem w łydkę, ale Honoratus zaczął się śmiać.

      – Poczekajcie, aż poznacie Rozgromicieli.

      – Kogo?

      – Wywrotowców.

      – A kto to?

      – Och, to Wiecznie Wkurzeni. Ci, co Wpadają-i-Rozwalają-Wszystko-na-Drobne-Kawałki. Są wystarczająco okropni, kiedy zachowują się tak jak ty – zalewają klasy brudną wodą, porywają ci nauczycieli, albo dają koncert kociej muzyki, aż zaczynasz żałować, że nie urodziłeś się głuchy. Ale jeśli powezmą do ciebie niechęć, niechaj bogowie mają cię w swojej opiece. Niczego nie zostawią w całości, ani krzeseł w twojej klasie, ani kości w twoim ciele, a z jakichś przyczyn nigdy ich nie łapią. Należy do nich wielu bogatych młodzieńców, a w Kartaginie pieniądze pozwalają uniknąć niemal każdej kary. Zresztą tak samo jest na całym świecie.

      Nawet Augustyn nie słyszał chyba o Rozgromicielach, Wiecznie Wkurzonych, Wywrotowcach, czy jak tam ich nazywano, ale nie wydawał się poruszony.

      – Skoro już istnieją, nie będę musiał ich zakładać – stwierdził niefrasobliwie.

      Popatrzyli na niego z pewną obawą.

      – Ale nie zamierzasz do nich wstąpić, prawda, Augustynie?

      – СКАЧАТЬ